środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 16 cz.1

Minął dokładnie tydzień, odkąd ostatni raz widziałam Rossa. Nie ukazywał mi się, nie straszył mnie i nie śnił mi się. To zdecydowanie mnie cieszyło, ale czy mogłam być szczęśliwa ze świadomością tego, kim jestem? Niby wiedziałam wszystko, ale czułam się zagubiona. Byłam jak statek na środku oceanu. Na razie panował spokój, ale pewne było, że za jakiś czas nadejdzie sztorm i będzie próbował doprowadzić mnie do stanu wyniszczenia. Tym sztormem niewątpliwie był Ross.
Wtargnął do mojego życia nagle, bez uprzedzenia, burząc mój spokój. Wprowadził wiele zmian, a niektóre z nich najprawdopodobniej zostaną ze mną na zawsze. Jestem przekonana, że po prostu chciał zniszczyć mnie całą. Jednak po burzy musi być tęcza, a ja zdecydowanie mogę powiedzieć, że ten tydzień bez niego był właśnie jej odzwierciedleniem. Spałam spokojnie, wstawałam rano bez żadnych zmartwień i bez problemu szłam do szkoły. Bóle ustały, halucynacje również. Ale co to dało, kiedy w mojej głowie i tak rodziło się mnóstwo pytań, na które odpowiedzi nie znałam? Niby mogłam funkcjonować tak jak poprzednio, ale i tak moje obawy co do pewnych rzeczy nie zmiejszyły się, a być może i na odwrót. Bałam się coraz bardziej i nie miałam nikogo, z kim mogłabym o tym porozmawiać. Ross był tym, który to wszystko zaczął, lecz zamiast skończyć, on po prostu to zostawił.
Wyszłam z domu sprawdzając dokładnie, czy na pewno go zamknęłam. Wsiadłam do swojego auta, które udało mi  się kupić głównie na dzisiejszy dzień. Miałam odłożonej trochę gotówki, więc stwierdziłam, że zakup samochodu wcale nie jest takim głupim pomysłem. Miałam szybciej do szkoły, poza tym zmniejszyło się ryzyko, że wpadnę na Lyncha. A chyba najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że zaniedbał również praktyki w naszej klasie. Cóż, dla mnie to zdecydowanie lepiej, przynajmniej nie muszę na niego patrzeć.
Ruszyłam z podjazdu, włączając głośno muzykę. Skupiłam się na drodze, choć moje myśli i tak krążyły ciągle wokół jednej osoby, a mianowicie tajemniczego blondyna. Mimo że bardzo chciałam przestać w końcu myśleć o jego irytującej twarzy, po prostu nie mogłam.
Po dokładnym przemyśleniu stwierdziłam, że wyjazd do ciotki dobrze mi zrobi. Nie mieszkała tak daleko, drogę znałam na pamięć, więc nic raczej stać się nie mogło. Ciotka Eva zawsze wiedziała najwięcej o naszej rodzinie, to ona zawsze opowiadała mi różne historie dotyczące moich przodków, więc wyjazd do niej i podpytanie o Rossa na pewno mi nie zaszkodzi. Jeśli byłam tym, o czym mówił mi chłopak, ona na pewno musiała o tym wiedzieć.
Jazda szła mi dosyć dobrze, nie było korków ani tłoku na drogach, co uważałam za plusy. Niestety jednym wielkim minusem była pora, jaką sobie wybrałam. Po ponad godzinie jazdy niebo zaszło chmurami, widoczność zmniejszyła się, a ja musiałam wytężyć swój wzrok oraz czujność. Na moje nieszczęście w radiu zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka, co tylko zwiększyło moją dekoncentrację. Próbowałam jednak zapanować nad sobą i nie popadać w panikę, przecież za kilkadziesiąt minut cel mojej podróży zostanie osiągnięty. Tylko jak do cholery mam być spokojna, kiedy dosłownie pare metrów przed moim samochodem stoi człowiek? Zahamowałam szybko, nie chcąc doprowadzić do jakiegoś nieszczęśliwego wypadku. Auto zatrzymało się, a ja opadłam na siedzenie, niespokojnie oddychając. Mężczyzna stał do mnie tyłem, co trochę zbiło mnie z tropu. Przed chwilą prawie go rozjechałam, a on w ogóle się tym nie przejął? Pokręciłam głową z westchnięciem i odpięłam pasy, po czym wysiadłam z samochodu. Podeszłam trochę bliżej, ale gdy tylko zrozumiałam, kto przede mną stoi, wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Znowu ty?
Wtedy blondyn odwrócił się, a na jego twarzy malował się ten sam irytujący uśmieszek co zawsze. Nie mogłam uwierzyć, że znowu mi przeszkodził. Był tylko wkurzającym idiotą, a potrafił znacznie pogorszyć i mój humor, i moje samopoczucie.
-Liczyłem na lepsze powitanie. Coś w stylu "Witaj kochanie, jak się masz po tylu dniach rozłąki?' - Podszedł do mnie trochę bliżej z szerokim uśmiechem na twarzy. No tak, mogłam spodziewać się, że znów zacznie doprowadzać mnie do szału.
-Daruj sobie Lynch, nie jesteś zabawny - mruknęłam, wywracając oczami. Nie zamierzałam zbytnio z nim dyskutować, jedyne na czym mi zależało, to dowiedzieć się, dlaczego znów mnie odwiedził. - Czego chcesz?
Ten przystanął w miejscu, założył ręce na piersi i zlustrował mnie wzrokiem.
-Naprawdę jesteś aż tak głupia, żeby jechać do cioci i o wszystkim jej mówić?
Zmarszczyłam brwi, nie bardzo wiedząc, co mu odpowiedzieć. Po pierwsze obraził mnie, a po drugie sam właśnie przyznał, że czyta mi w myślach. Widocznie nie wiem jeszcze wielu rzeczy.
-Nie jestem głupia, po prostu chce się czegoś o tobie dowiedzieć - wzruszyłam ramionami. - I to chyba jedyny sposób. Poza tym nie możesz mi tego zabronić.
Wybuchnął głośnym śmiechem, co tylko wzbudziło we mnie jeszcze negatywniejsze emocje. Ten dźwięk był mi tak znany, a tak znienawidzony. Dosłownie wszystko we mnie buzowało.
-Kochanie, jesteś za słaba, żeby ze mną walczyć - powiedział cicho i jeszcze bardziej się do mnie przybliżył, był naprawdę bardzo blisko. - Zresztą mi nie powinnaś się sprzeciwiać.
Odsunęłam się trochę, żeby być jak najdalej niego, jednak po chwili uderzyłam w samochód. Nie mogłam dalej się ruszyć, a on to wykorzystał i podszedł bardzo blisko mnie tak, że dzieliło nas pare centymetrów.
-Mała, bezbronna Laura - zaśmiał się, przyglądając mi się uważnie. - Tyle rzeczy mógłbym z Tobą teraz robić, tylko spójrz... Jesteśmy tu sami, obydwoje jesteśmy wkurzeni, a czasem trzeba wyładować emocje. Znam jeden bardzo przyjemny sposób.
Pokręciłam głowa i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, chcąc go odsunąć. Jego słowa mnie po prostu brzydziły, on sam był naprawdę ohydny, a jego zachowanie po prostu mnie od niego odrzucało. Przyznam szczerze, że być może podobałoby mi się to, jednak nie w tej sytuacji i nie z nim.
-Odsuń się - mruknęłam, próbując wyrwać mu się i wsiąść sprawnie do auta, jednak on  jak zwykle był za silny. Zawsze ze mną wygrywał.
-Naprawdę myślałaś, że to już koniec? Że sobie odejdę i już nigdy nie wrócę? Och Marano, czasem jesteś naprawdę głupiutka - parsknął śmiechem, kładąc dłonie na moich biodrach - Nigdy nie odejdę. Jestem z tobą przez cały czas, nie widzisz mnie, nie wiesz, gdzie się ukrywam. Nie zdajesz sobie sprawy jak fajnie jest cię obserwować.
Prychnęłam głośno i gwałtownie go popchnęłam, tym razem to poskutkowało. Odsunęłam się o pare metrów i spojrzałam na zdezorientowanego chłopaka. Chyba nie spodziewał się, że tak go potraktuję. I dobrze, niech wie, że nie dam mu się zastraszyć. Nie byłam słaba, tak jak myślał. Byłam silną dziewczyną, może czasem trochę naiwną, ale silną. Wiedziałam, że nie mogę dać mu się sprowokować, że muszę walczyć, a on kiedyś i tak ze mną przegra. Ostateczny wyścig musiałam wygrać ja, a Lynch musiał posmakować przegranej.




Przepraszam znowu za tak długą nieobecność, nie miałam ani siły, ani ochoty na pisanie. Poza tym wena mnie opuściła, co widzicie po tym rozdziale. I tak, podzieliłam go na dwie części, bo  chcę coś w końcu wstawić!! Drugą część postaram się wstawić przed świętami. Jeśli ładnie się spiszecie z komentowaniem, być może dam jakąś małą niespodziankę w kolejnej części:-)





sobota, 24 października 2015

Rozdział 15

Blondyn w ogóle mnie nie słuchał i sprawiał wrażenie, jakby czuł się w moim domu jak u siebie. Irytowało mnie to niezmiernie, ale i również przerażało. Byłam w jednym pomieszczeniu z dwoma istotami, które mogły zrobić mi krzywdę. Istotami, nie ludźmi.
Na początku wydawało mi się, że mogłam zaufać Anastasii. Była sympatyczna i naprawdę miła, jednak kiedy powiedziała mi te wszystkie rzeczy, które nadal są dla mnie przerażające, moje nastawienie do niej diametralnie się zmieniło. Oczywiście pomogłam jej, gdy Ross się na nią rzucił, lecz to nie zmieniało faktu, że nadal jej nie ufałam. Oni oboje byli tacy sami.


-Nie będziemy się dłużej bawić, Ross - powiedziałam, podchodząc do fotela, na którym usiadłam. Pochyliłam się lekko, wpatrując się w jego oczy. Oczy, których szczerze nienawidziłam. -Chcę wiedzieć wszystko.


Spojrzałam na Anę, która zajęła miejsce obok blondyna. Dziwiłam jej się. Ja po takim ataku nie odważyłabym się nawet na niego spojrzeć.


-Dalej, Ross, wytłumacz mi. Wytłumacz mi, kim według ciebie jestem - ponaglałam go, chcąc szybciej dowiedzieć się prawdy.


Wpatrywał się we mnie jeszcze chwilę, po czym nagle parsknął śmiechem. Opadł na oparcie sofy, kręcąc głową. Przymknęłam oczy, próbując zapanować nad sobą, co nawet nieźle mi wychodziło. Musiałam jednak przyznać, że słysząc ten jego okropny śmiech, miałam ochotę zwrócić całe przygotowane przez niego dzisiaj śniadanie. Nienawidziłam w nim wszystkiego.


-Jesteś taka zabawna, Lauro - odparł po pewnym czasie, tym razem zupełnie poważnie.
Zmierzyłam go wzrokiem, robiąc kwaśną minę. Cholera, jest taki wkurzający.


-Jesteś taki postrzelony, Ross - odpowiedziałam.


Spojrzał na mnie spode łba, co tym razem rozśmieszyło i mnie. Mieliśmy ciekawą relację. Albo śmialiśmy się z siebie nawzajem, albo patrzyliśmy z pogardą.


-Jestem człowiekiem, rozumiesz? Jestem pieprzonym człowiekiem i żaden idiota nie będzie wmawiał mi, że jest inaczej! Żyjemy w XXI wieku, tutaj nie ma miejsca na bzdurne bajeczki. Skończ z tym wreszcie! - niemal krzyknęłam, tracąc już siły na blondyna. W moim życiu nie było dla niego miejsca. Chciałam, by zniknął.


-Zabawa dopiero się zaczyna, słonko. - Uśmiechnął się, a ja wiedziałam, co to oznaczało.
Zabawa dopiero się zaczyna... 


-Jesteś nienormalny, Lynch. Jesteś nienormalny! - krzyknęłam, wstając z miejsca. 
Zmierzwiłam dłonią swoje włosy i spuściłam wzrok. Nie chciałam, żeby widzieli jak płaczę, więc wolałam się oddalić. Odwróciłam się tyłem do nich, jednak po chwili Ross znalazł się tuż przede mną. Uniósł moją brodę, a ja zamknęłam oczy. Robiło mi się słabo, gdy na niego patrzyłam i to dosłownie.
-Spójrz na mnie, Lauro - poprosił spokojnie, a ja próbowałam wyrwać się z jego uścisku. - Spójrz na mnie!
Poczułam szarpnięcie, co zmusiło mnie do otworzenia oczu. Uśmiech na twarzy blondyna utwierdził mnie w przekonaniu, jak złym człowiekiem był Ross. Bawiło go czyjeś cierpienie, a ja byłam pewna, że mógłby nawet kogoś zabić. Prawdopodobnie nie miałby wtedy wyrzutów sumienia i byłby zadowolony z faktu, iż potrafił pokonać wroga. Tylko czy ja byłam jego wrogiem?
-Nasza zabawa nie będzie bolesna, obiecuję - wyszeptał mi na ucho. On był obrzydliwy. 
W końcu mnie puścił, a ja czym prędzej odsunęłam się od niego. Miałam ochotę rzucić się na niego, lecz strach pomógł mi zachować zdrowy rozsądek. Z potworem i tak nie masz szans, Lau.
-Wynoś się stąd - syknęłam, oddalając się jeszcze o pare kroków. Wtedy on zniknął mi z oczu, a ja popatrzyłam zszokowana na Anastasię. Czy on właśnie tak po prostu stał się niewidzialny? 
Nagle ktoś nachylił się nade mną, a moje ciało dosłownie zdrętwiało. Jedna ręka blondyna powędrowała na moją talię, drugą zaś splótł z moją dłonią. Nie odwzajemniłam tego uścisku, nie w takiej sytuacji.
-Naprawdę mam ochotę jeszcze trochę się pobawić, dlaczego już chcesz, żebym wyszedł? 
Przymknęłam oczy, kiedy poczułam, że odgarnia moje włosy na plecy. Następnie nachylił się i delikatnie musnął mój kark, a ja zacisnęłam dłonie w pięści. Nie mogłam powiedzieć, że to mi się nie podobało, bo cholera, byłam kobietą a on gorącym facetem, który właśnie całował moją szyję. Wiedziałam jednak, że to celowe zagranie z jego strony i chciał mnie tylko sprowokować. Przyciągnął mnie bliżej siebie, a ja otworzyłam oczy, patrząc na Anę. Byłam zawiedziona jej postawą, nie pomogła mi, kiedy ja uczyniłam to dosłownie pare minut temu. Z drugiej jednak strony rozumiałam to, pewnie nie chciała przeciwstawiać się Rossowi.
 Stałam spokojnie, dzielnie znosząc jego gierki. Podziwiałam siebie za ten spokój i byłam pewna, że to w jakimś stopniu spowodował go strach. 
Po kilku pocałunkach złożonych na mojej szyi postanowił mnie puścić, a ja odwróciłam się w jego stronę. Miałam szaleńczą ochotę uderzyć go i sprawić, żeby ten irytujący, a zarazem cudowny uśmiech zniknął z jego twarzy. Nikt nie irytował mnie tak, jak on. A irytacja połączona ze strachem nie wróżyła nic dobrego.
-Jakim cudem znalazłeś się tuż za mną? Nie widziałam, żebyś szedł w moją stronę - zdobyłam się w końcu na pytanie. Cóż, może dla mnie nie było głupie, jednak dla niego z pewnością tak. 
On kolejny raz uśmiechnął się, po czym ominął mnie i po prostu wyszedł. 

Przepraszam za spóźnienie, ale ostatnio mam mały dostęp do laptopa. Miał być krótszy, ale troszkę przedłużyłam i wyszło takie coś. Przepraszam za czcionkę, nie mam siły na bloggera. Dziękuję wszystkim, którzy nadal zostali ze mną, mimo że tak rzadko dodaję rozdziały. Trzymajcie się! xx  


niedziela, 4 października 2015

Powrót i zapowiedź rozdziału 15!

Yay, wracam! 
Na początku chciałabym przeprosić za taką paskudną czcionkę, coś mi się tutaj popsuło i nie mogę jej zmienić:((
Postanowiłam, że nie będę tłumaczyć, dlaczego tak długo mnie nie było. To po prostu nudne, no ale jeśli ktoś chce wiedzieć, to oczywiście odpowiem. 
Teraz wracam i będę do końca. I wiecie co? Stęskniłam się! 
Mam prośbę, a mianowicie żeby każdy, kto to przeczytał, skomentował. Chcę wiedzieć, na czym stoję:) 
Poniżej macie kawałek kolejnego rozdziału, mam nadzieję, że jest okej. Zapraszam do czytania! 

Blondyn w ogóle mnie nie słuchał i sprawiał wrażenie, jakby czuł się w moim domu jak u siebie. Irytowało mnie to niezmiernie, ale i również przerażało. Byłam w jednym pomieszczeniu z dwoma istotami, które mogły zrobić mi krzywdę. Istotami, nie ludźmi.
Na początku wydawało mi się, że mogłam zaufać Anastasii. Była sympatyczna i naprawdę miła, jednak kiedy powiedziała mi te wszystkie rzeczy, które nadal są dla mnie przerażające, moje nastawienie do niej diametralnie się zmieniło. Oczywiście pomogłam jej, gdy Ross się na nią rzucił, lecz to nie zmieniało faktu, że nadal jej nie ufałam. Oni oboje byli tacy sami.
-Nie będziemy się dłużej bawić, Ross - powiedziałam, podchodząc do fotela, na którym usiadłam. Pochyliłam się lekko, wpatrując się w jego oczy. Oczy, których szczerze nienawidziłam.
-Chcę wiedzieć wszystko.
Spojrzałam na Anę, która zajęła miejsce obok blondyna. Dziwiłam jej się. Ja po takim ataku nie odważyłabym się nawet na niego spojrzeć.
-Dalej, Ross, wytłumacz mi. Wytłumacz mi, kim według ciebie jestem - ponaglałam go, chcąc szybciej dowiedzieć się prawdy.
Wpatrywał się we mnie jeszcze chwilę, po czym nagle parsknął śmiechem. Opadł na oparcie sofy, kręcąc głową. Przymknęłam oczy, próbując zapanować nad sobą, co nawet nieźle mi wychodziło. Musiałam jednak przyznać, że słysząc ten jego okropny śmiech, miałam ochotę zwrócić całe przygotowane przez niego dzisiaj śniadanie. Nienawidziłam w nim wszystkiego.
-Jesteś taka zabawna, Lauro - odparł po pewnym czasie, tym razem zupełnie poważnie.
Zmierzyłam go wzrokiem, robiąc kwaśną minę. Cholera, jest taki wkurzający.
-Jesteś taki postrzelony, Ross - odpowiedziałam.
Spojrzał na mnie spode łba, co tym razem rozśmieszyło i mnie. Mieliśmy ciekawą relację. Albo śmialiśmy się z siebie nawzajem, albo patrzyliśmy z pogardą.
-Jestem człowiekiem, rozumiesz? Jestem pieprzonym człowiekiem i żaden idiota nie będzie wmawiał mi, że jest inaczej! Żyjemy w XXI wieku, tutaj nie ma miejsca na bzdurne bajeczki. Skończ z tym wreszcie! - niemal krzyknęłam, tracąc już siły na blondyna. W moim życiu nie było dla niego miejsca. Chciałam, by zniknął.
-Zabawa dopiero się zaczyna, słonko. - Uśmiechnął się, a ja wiedziałam, co to oznaczało.
Zabawa dopiero się zaczyna... 

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 14

Blondyn wyminął mnie i opuścił dom, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu. W perwszej chwili pomyślałam, że to jakiś chory żart, jednak od razu odgoniłam od siebie te myśli. Z Rossem nie ma żartów.
-Proszę, wejdź do środka - powiedziałam, otwierając szerzej drzwi. Dziewczyna posłała mi ciepły uśmiech i trzymając swoją torbę, weszła do środka. Pozbyła się swojego obuwia, więc byłam zmuszona dać jej jakieś buty do chodzenia po domu, gdyż nie chciałam wyjść na niegościnną. Podałam jej kapcie i zachęciłam do wejścia w głąb mieszkania. Brunetka podziękowała i uczyniła to, o co ją poprosiłam. Miałam nadzieję, że nie będzie ona odzwierciedleniem Rossa. Na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie miłej i sympatycznej, więc byłam pozytywnie nastawiona do Anastasii.
-Napijesz się czegoś? - zapytałam grzecznie. Chciałam wyjść na równie przyjazną.
-Nie, dzięki za troskę - odpowiedziała, poprawiając fryzurę. Kosmyki jej włosów niesfornie wpadały jej na twarz.
-Więc, jesteś dziewczyną Rossa? - Usiadłam naprzeciwko niej, chcąc mieć na nią oko.
-Co? O mój Boże, nie! - Ana zaczęła się śmiać, sprawiając, że poczułam się jeszcze bardziej zagubiona. Kim w takim razie była i dlaczego Ross poprosił akurat ją o pomoc? - My się nawet nie przyjaźnimy. Łączy nas coś, co tyczy się również Ciebie, Lauro.
Zmarszczyłam oczy i zrobiłam grymas na twarzy. Nie miałam pojęcia co ja miałam wspólnego z tą dwójką. Nigdy wcześniej nie miałam z nimi do czynienia.
-Słuchaj, nie chcę ukrywać, że pokładam w tobie nadzieję. Jesteś teraz jedyną osobą, która może wyjaśnić mi to wszystko. Proszę, pragnę tylko prawdy. - Popatrzyłam na nią błagalnym spojrzeniem, by wzbudzić u niej chęć powiedzenia mi wszystkiego. Dziewczyna westchnęła cicho i spuściła wzrok na podłogę.
-Nie jesteś do końca człowiekiem, Lau - zaczęła.
W tej chwili miałam ochotę wydrzeć się na cały dom, że to jednak jest jakiś pieprzony żart. Jak to nie jestem człowiekiem? Mam wszystko to, co człowiek posiada; narządy, głos, rozum a co najważniejsze, mam uczucia. Nie byłam żadnym mutantem, byłam c z ł o w i e k i e m. Taka się urodziłam ~ ludzka, i taka miałam pozostać.
Wpatrywałam się w brunetkę w osłupieniu. Jej oczy nie były już takie, jak na początku naszego spotkania. Teraz widziałam w nich ból, tak samo jak kiedyś w oczach Rossa. Czy oni wszyscy mają takie wahania nastrojów i zmiany?
-Czym w takim razie jestem? - Tym razem zapytałam spokojnie.
Anastasia wstała z miejsca i kazała zrobić mi to samo. Podała mi dłoń, a ja chwyciłam ją, cała się trzęsąc. Bałam się teraz dosłownie wszystkiego. Przecież mogła mnie skrzywdzić.
-Widzisz, istnieją ludzie, jednak nie są oni jedyni. Jesteśmy także my ~ Zaklinacze duchów. Nie różnimy się zbytnio od tych pierwszych, jednak mamy pewne dodatkowe cechy, które nas wyróżniają - mówiła spokojnie, co wydało mi się naprawdę chore. Mówiła o czymś, co nie jest do końca normalne, jakim cudem mogła zachować taki spokój? - Spójrz tylko. 
Wpatrywałam się w dziewczynę, która uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Puściła moją rękę, a po chwili przymknęła powieki. Zmrużyłam oczy, nadal nic nie rozumiałam. Minęły może z dwie sekundy, a dziewczyna dosłownie zniknęła z miejsca, w którym przed chwilą stała. Otworzyłam szeroko usta, a moje serce zaczęło mocniej bić. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak brunetka macha mi z kuchni. Wiedziałam, że nie kłamała. Cholera, widziałam to na własne oczy!
-Nie będę mówić Ci wszystkiego, i tak wiem, że będę miała przechlapane za to, że powiedziałam ci część naszej tajemnicy. Zdaję sobie sprawę, jak ciężko jest ci teraz, chciałam po prostu, żebyś wiedziała. - Ana podeszła do mnie, a ja zrobiłam krok w tył. Miałam do czynienia z kimś, kto nie był człowiekiem. Z kimś, kto właśnie przemieścił się o pare metrów w ciągu ułamków sekundy. Nie mogę jej ufać.
-Nie zbliżaj się do mnie.
Brunetka zatrzymała się. Ja cofnęłam się jeszcze kilka kroków. Cała się trzęsłam i dziwiłam się sobie, że jeszcze się nie rozpłakałam. W głowie analizowałam to wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Moje życie zmieniło się drastycznie, każdy dzień wydawał się być teraz koszmarem. Uczestniczyłam w czymś złym, niebezpiecznym i destrukcyjnym. To mnie po prostu niszczyło.
Usłyszałam trzask drzwi, a kiedy odwróciłam głowę, ujrzałam stojącego w progu pokoju Rossa.
Patrzył to na mnie, to na Anę i z chwilą jego twarz zmieniała wyraz, przez co nie mogłam odczytać tego, co właśnie czuł.
-Powiedziałaś jej? - zapytał spokojnie dziewczynę.
Ta skinęła lekko głową.
Wiedziałam, co teraz nastąpi.
-Cholera jasna, jak mogłaś jej powiedzieć? - Chłopak znalazł się tuż przy niej i kiedy ja nie zdążyłam zainterweniować, jego dłonie powędrowały na ubranie dziewczyny, przyciskając ją do ściany. Ana próbowała mu się wyrwać, jednak on ani myślał, by ustąpić. Jego ręce zacisnęły się na tyle mocno, że dziewczyna zaczynała tracić oddech. Blondyn patrzył jej w oczy z nienawiścią, jakby naprawdę ona zrobiła mu wielką krzywdę. Zabijał ją, bo mi pomogła. A ja stałam w kącie pokoju i z szeroko otwartymi ustami przyglądałam się całej sytuacji.
Po chwili jednak szybko się ocknęłam i postanawiając ratować dziewczynę, ruszyłam na Rossa. Szarpałam go za ramie, próbowałam odciągnąć, lecz on wydawał się być niewzruszony tym faktem. Tak, jakby nic nie czuł.
Zaczęłam okładać go pięściami, co wydało mi się żałosne. Byłam tylko małą, bezbronną dziewczyną, która praktycznie nie miała szans z tym potworem. Tak, tym właśnie dla mnie teraz był.
-Ross, przestań! - krzyknęłam, wypuszczając kilka łez. Byłam bezradna, bezsilna i właśnie patrzyłam jak on próbuje ją zabić. Mimo że chciałam jej pomóc, to nie umiałam. Sama byłam zbyt krucha. - Przestań, proszę.
On jakby wypadł z transu i nagle poluźnił uścisk. Przymknął oczy, po czym puścił dziewczynę, która upadła na podłogę. Kucnęłam przy niej i pozwoliłam, by schowała twarz w moją klatkę piersiową. Zaczęła szlochać, a ja pogładziłam ją po włosach, szepcząc na ucho pocieszające słowa. Miałam nadzieję, że to pomoże, tym bardziej, że Ana sama w sobie była silna.
Spojrzałam z dołu na Rossa, który teraz wlepiał wzrok w nas obie. Tym razem był przerażony. Czy mówiłam już, jak bardzo irytują mnie te zmiany nastrojów?
-Wyjdź z mojego domu - syknęłam, łudząc się, że posłucha mojej prośby.
On zignorował mnie i ukucnął przy brunetce. Dotknął jej ramienia, jednak ona strzepnęła szybko jego dłoń, zanosząc się w jeszcze większy szloch.
-Co to miało być?
Jego wzrok zwrócił się na mnie, a ja kolejny raz nie mogłam rozczytać tego, co czuł. Cholera, czy on w ogóle miał uczucia?
-Przepraszam - rzucił tylko i wstając, ruszył w stronę kanapy. Usiadł na niej i schował twarz w dłoniach.
Obserwowałam każdy ruch z obrzydzeniem. Zamiast jakoś ją pocieszyć, on siedzi i zamartwia się sobą? Pieprzony narcyz.

- Powiedziałam, wyjdź!



Rozdział niedopracowany i niesprawdzony, więc przepraszam za wszystkie błędy! Dodaję na szybko, bo akurat na chwilę mam dostęp do laptopa. Duuuużo się dzieje, prawda? Co myślicie o tym wszystkim?:) 
DZIĘKUJĘ KOCHANEJ OLI ZDUŃCZYK ZA POMOC Z NAZWĄ DLA TEGO CAŁEGO TEAMU ROSSA! MUSICIE WIEDZIEĆ, ŻE TO JEJ ZASŁUGA! ♥ 

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 13

Uchyliłam powieki i pierwsze co zrobiłam, to sięgnęłam po telefon, by sprawdzić godzinę. Dochodziła dopiero siódma, więc stwierdziłam, że położę się i jeszcze pośpię. Odwróciłam się na drugi bok, przybierając odpowiednią pozycję do snu, kiedy poczułam coś dziwnego, jakby czyjąś obecność. Otworzyłam gwałtownie oczy, czego natychmiast pożałowałam. Drugą część mojego łóżka zajmował nie kto inny, jak Ross.
-Co ty tutaj robisz, kretynie?! - wrzasnęłam, siadając na brzegu łóżka. Pociągnęłam za sobą kołdrę, którą następnie się opatuliłam, gdyż spałam dzisiaj w samej bieliźnie. Nie lubiłam, gdy ktoś nie widział mnie ubranej, a szczególnie wtedy, gdy był to ktoś taki jak ten idiota.
-Jak się spało, księżniczko? - Uśmiechnął się i puścił mi oczko. Przysięgam, miałam ochotę go wtedy zabić. Co ja gadam, nadal mam ochotę to zrobić!
-Gadaj natychmiast, co robisz w moim domu i dlaczego, do jasnej cholery, leżałeś obok mnie na moim łóżku? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Musiałam nad sobą zapanować, inaczej po prostu rozszarpałabym go na strzępy. - Jeśli nie odpowiesz za pięć sekund, przysięgam, rzucę się na ciebie.
Blondyn zaśmiał się, a ja wzięłam głęboki wdech, by jakoś się uspokoić.
-Nie mam nic przeciwko, żebyś się na mnie rzuciła, kruszynko. W końcu jesteśmy sami w domu.... - chciał dokończyć, jednak nie zdążył, gdyż chwyciłam za poduszkę i po prostu w niego rzuciłam.
Prychnęłam głośno na znak, że jestem zdenerwowana, po czym wstałam z łóżka i opuściłam pokój. Złapałam się za skronie, ból głowy dawał o sobie znać. Poczłapałam do kuchni, myśląc, jak pozbyć się tego debila. Z jakiej racji znalazł się w moim domu? I czego znowu chciał?
Usłyszałam jego kroki, więc wypuściłam powietrze z ust, odwracając się do niego przodem.
Widziałam, jak wgapiał się we mnie, a raczej coś poniżej moich oczu. Parsknęłam śmiechem, gdyż naprawdę mnie rozbawił.
-Poczekaj tutaj chwilę, idę się przebrać.- Uśmiechnęłam się sztucznie, wyminęłam go i ruszyłam w stronę garderoby. Przez niego zapomniałam o tabletce, świetnie.
Wybrałam szare dresy i luźny, biały t-shirt. Szybko założyłam na siebie odpowiednie rzeczy, po czym podeszłam do lustra, trzymając w ręce szczotkę. O mało co nie dostałam zawału, widząc go w lustrzanym odbiciu. Odwróciłam się na pięcie, by móc na niego spojrzeć.
-Stałeś tutaj cały ten czas? - zapytałam, krzyżując ręce na piersi.
-Dokładnie.
-Dupek - mruknęłam pod nosem i wróciłam do rozczesywania swoich włosów. Naprawdę ciężko było mi się skupić, kiedy on stał oparty i fragmułę drzwi. Z zaciekawieniem obserwował każdy mój ruch. O litości, to tylko czesanie włosów!
Kiedy skończyłam, odłożyłam szczotkę i rzuciłam się na łóżko. Chwyciłam za telefon i odpaliłam twittera. O mój Boże, kolejne dramy? Nie było mnie tylko pare godzin! Zawsze ciekawiły mnie te burze w internecie, jednak ostatnio nie miałam sił, by choć częściowo w nich uczestniczyć. Szczerze mówiąc, miałam ważniejsze sprawy niż te wszystkie kłótnie. A jedna sprawa stoi nadal w progu mojego pokoju i się na mnie gapi.
-Przypominam Ci, że nadal znajdujesz się w moim domu wbrew mojej woli, a ja ciągle nie wiem, czego ode mnie chcesz - powiedziałam, nie odrywając wzroku od telefonu. Nie chciałam mu pokazać, że w jakiś sposób się nim interesuję, czy przejmuję. Dla mnie po prostu był. Nie żywiłam do niego żadnych uczuć prócz wściekłości, strachu i lęku. Bo co, jak co, ale nadal wywoływał u mnie te złe emocje, do tej pory się go bałam. Cóż, w końcu nawiedzał mnie w snach. Tym razem sen stał się rzeczywistością.
-Melissa wyjechała, czyli zostałaś sama. Ktoś musi się tobą zająć - odparł, wzruszając ramionami.
Spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi. Nic z tego nie rozumiałam. On miał się mną opiekować? Przypominam, że jeszcze niedawno chciał mnie zabić!
-Jestem dużą dziewczynką, umiem o siebie zadbać. Jeśli potrzebowałabym czyjejś pomocy, zgłosiłabym się do kogoś, ale nie, to na pewno nie byłbyś ty!
Dalej jeździłam palcem po ekranie telefonu, czytając kolejne posty nastolatek. Niektóre były naprawdę głupie!
-Dlaczego nie jesz śniadania? I ty niby potrafisz o siebie zadbać? - zapytał, a ja spojrzałam na niego spode łba. - Za pięć minut masz być w kuchni, zrobię Ci śniadanie.
Chłopak opuścił pokój, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu. Kim on jest, żeby mi rozkazywać? I dlaczego rządzi się w MOIM domu?
Miałam świadomość, że zachowuję się jak dziecko. Ale co innego mogłam stwierdzić na ten temat? Jego nie powinno tutaj być.
Zwlokłam się z łóżka po raz drugi dzisiaj i ruszyłam do kuchni. Usiadłam przy stole, opierając głowę na ręce. Po drugiej stronie stołu usiadł Ross, przysuwając mi pod nos miskę z płatkami.
-Skąd wiedziałeś, że jem płatki? - Zmrużyłam oczy, chcąc wyciągnąć od niego informację. W głębi duszy cieszyłam się, że uszykował mi akurat musli, gdyż tylko to jadałam na śniadania. Byłam jednak ciekawa, skąd to wiedział.
-Lauro, nie zapominaj, że nawiedzałem cię prawie każdego dnia. - Uśmiechnął się szeroko, po czym wskazał na miskę. - Jedz, musisz być silna.
Wywróciłam oczami i zabrałam się za jedzenie. Zjadłam jedną łyżkę, po czym spojrzałam w stronę blondyna.
-Silna po co?
Znowu miał przede mną tajemnice, a mnie to nie odpowiadało. Czy on chciał mnie do czegoś wykorzystać? Przepraszam, nie jestem przedmiotem wystawionym na Allegro, nie mam tabliczki z napisem "Hej, jestem Laura, kup mnie, a nie pożałujesz!".
-Obiecuję, że kiedyś się dowiesz. Teraz jest za wcześnie.
Prychnęłam cicho i wróciłam do spożywania posiłku. Myślałam, że wizyta Rossa to jedyne, co mnie dzisiaj zaskoczy. Myliłam się, gdyż po chwili usłyszałam dzwonek. Zerwałam się z krzesła, po czym podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się wysoka brunetka o orzechowych oczach. Uśmiech gościł na jej twarzy, przez co wydała mi się sympatyczna.
-Umm hej, co cię do mnie sprowadza? - zaczęłam, marszcząc brwi.
Chwilę po tym poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
-Lauro, to Anastasia. Muszę niestety wyjść z domu, oddaję Cię w jej ręce.




Heeej! To znowu ja! Szybko się wyrobiłam, woah.
Obiecałam, że rozdziały będą dłuższe, więc proszę:) Myślę, że nie jest najgorzej, no nie?
Jest nowa bohaterka, cieszycie się?
Myślę, że w 14 poznacie już trochę tajemnic Rossa, będzie ciekawie.
Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa, mówiłam już jak to bardzo motywuje? Kocham Was!




środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 12

Nareszcie weekend! Świadomość, że mam aż dwa dni tylko dla siebie, zdążyła poprawić mi humor. Co jeszcze było przyczyną mojego dobrego nastroju? Po pierwsze ~ koniec lekcji. Niezmiernie się cieszyłam, że wrócę do domu, rzucę plecak gdzieś w kąt, odpalę komputer i spędzę calutki weekend na obijaniu się. Kolejną rzeczą, która dzisiaj mnie zaskoczyła jak i ucieszyła, było to, że nie widziałam Rossa. Miałam szczęście, że w piątek historia nie była w moim planie.
-Lau? Lau! - Melissa próbowała mnie dogonić, kiedy ja z uśmiechem na twarzy zmierzałam w stronę przystanku.
Odwróciłam się w jej stronę i od razu ujrzałam niezadowoloną  blondynkę.
-Nie pożegnasz się? - zapytała, robiąc grymas na twarzy.
Wywróciłam oczami i poczłapałam w jej stronę, udając znudzoną.
-Baw się dobrze, Mel - powiedziałam i uściskałam ją.
-Tylko tyle? Zwykłe 'baw się dobrze'? - Dziewczyna odsunęła się ode mnie i zrobiła minę smutnego psa. Westchnęłam ciężko, po czym jeszcze raz ją przytuliłam.
-Bez szaleństw, masz wrócić cała i zdrowa.
Wyczułam, że na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Również się uśmiechnęłam, bo jej szczęście, to i moje szczęście, prawda?
-Będę tęsknić - wymamrotała cicho, oddalając się w stronę samochodu, przy którym czekał jej chłopak.
-To tylko dwa dni! Trzymaj się! - krzyknęłam ostatni raz, po czym pobiegłam na przystanek. Jechał akurat mój autobus, a ja nie miałam ochoty siedzieć dwadzieścia minut, czekając na kolejny.
Poczekałam chwilę, aż spora grupa ludzi opuści pojazd, po czym ja weszłam do środka i zajęłam miejsce na tyłach. Wyciągnęłam telefon i słuchawki, które połączyłam do urządzenia. Wybrałam w odtwarzaczu najnowszą piosenkę Rity Ory, która już po chwili mnie rozbudziła. Zamknęłam oczy, chcąc całkowicie utonąć w dźwiękach muzyki. Niestety odpoczynek nie był mi dany. Poczułam, że ktoś mnie szturcha, a gdy otworzyłam oczy i zobaczyłam ten irytujący uśmieszek, miałam ochotę wykrzyczeć na cały autobus, jaka to jestem nieszczęśliwa, dodając do tego wiązankę przekleństw. Na całe szczęście w porę się opanowałam i zapobiegłam przed popełnieniem największego błędu tego dnia.
-Co ty tutaj robisz? - wydusiłam po chwili.
-Ja? Wracam do domu - odparł, patrząc na ekran mojego telefonu. - Rita Ora? Kto słucha tego szajsu?
Zmierzyłam go wzrokiem, a w głowie zabijałam go na tysiąc różnych sposobów.
-Ja słucham tego szajsu, a teraz przepraszam, wysiadam - powiedziałam, po czym przecisnęłam się przez siedzenia i stanęłam naprzeciwko drzwi. Nie musiałam długo czekać, bo po upływie dosłownie kilku sekund magicznie się otworzyły. Wysiadłam z autobusu, po czym odetchnęłam. Wysiadłam pare przystanków wcześniej, więc oznaczało to, że będę musiała iść piechotą. Cóż, lepsze to,niż użeranie się z tym idiotą.
Kiedy myślałam, że dał mi dzisiaj spokój, on w niewyjaśniony sposób pojawił się tuż przede mną. Stanęłam jak wryta, oczy miałam szeroko otwarte.
-Jak ty to...? A zresztą nie mów, nie chcę wiedzieć. - Machnęłam ręką, po czym wyminęłam go i ruszyłam przed siebie. Modliłam się w duchu, żeby w końcu przestał mnie nękać. Co jak co, ale to robiło się męczące.

-Twoje gierki już dawno przestały mnie śmieszyć, Ross - wydukałam oschle, kiedy zorientowałam się, że znowu jest w pobliżu. Nie odezwał się, więc stwierdziłam, że i ja będę go ignorować. Z powrotem założyłam słuchawki i postanowiłam już niczym się nie przejmować.


Omg, takiej beznadziei chyba nikt się nie spodziewał. 
Nie chciałam robić dłuższego i jeszcze bardziej Was zanudzać. Powiem tylko, że ostatnie rozdziały są tak monotonne, gdyż teraz dopiero zacznie się rozkręcać:) Jesteście gotowi? 
Nie mam pojęcia co napisać, ew. Są wakacje, a mam tak mało czasu, jedno wielkie urwanie głowy... 
Dziękuję za wyświetlenia, komentarze i poprawianie mojego samopoczucia! Ily xx 


czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 11 cz.2

Po wyjściu z autobusu Mel zaczęła męczyć mnie kolejnymi pytaniami. Cudownie, że nawet ja nie znałam odpowiedzi na chociażby jedno z nich. Nie wiedziałam kompletnie nic, a jej pytania nie pomagały w poprawieniu mojego samopoczucia. Ta niewiedza wprawiała mnie w niezbyt dobry nastrój. Wzdychałam za każdym razem, kiedy kolejne słowa mojej przyjaciółki docierały do moich uszu. Przez Rossa nawet ona zaczyna mnie irytować.
Pierwszą lekcję miałyśmy osobno, więc choć na chwilę mogłam odetchnąć. Weszłam na drugie piętro i odszukałam salę od matematyki. Nie zajęło mi to dużo czasu, bo już pare chwil później siedziałam w ławce. Miałam szczęście, że na matmie siedziałam sama.
Nauczycielka uśmiechnęła się szeroko na mój widok, co odwzajemniłam. Miło, że choć jedna osoba nie robiła mi na przekór, a wręcz przeciwnie ~ umilała mi dzień. Miałam szczęście, że nie wypytywała mnie, co dokładnie mi dolegało. Po prostu byłam chora, reszty wiedzieć nie musiała.
Całą lekcję przerabialiśmy trygonometrię, czyli coś, czego nienawidziłam całym sercem. Ogólnie matematyka nie należała do moich ulubionych przedmiotów, ale ten dział bym wyjątkowo męczący. Naprawdę nie ogarniałam chociażby podstaw, kiedy inni radzili sobie świetnie. Cieszyłam się, że to pani Anderson była nauczycielką owego przedmiotu, gdyż jako jedna z niewielu była wyrozumiała i miła, więc nie zmuszała mnie do rozwiązywania zadań na tablicy. Podziękowałam jej za to, wychodząc z klasy. Nieopodal czekała na mnie przyjaciółka, więc podbiegłam do niej, pytając się, co teraz mamy.
-Oh God, Lau! Minęło osiem miesięcy, a ty jeszcze nie wiesz, co masz w czwartek po matematyce? Czas obudzić się ze snu, księżniczko - powiedziała, wyjmując z torby plan lekcji. Podała mi go, a ja swobodnie sprawdziłam, co miałyśmy następne.
-Historia... - westchnęłam ciężko, po czym oddałam Melissie świstek papieru. Pan Stewart miał niezbyt dobre zdanie po moim wybryku z liścikiem. Nie rozumiem tego człowieka, to tylko głupia, jednorazowa wpadka!
-Siedzimy razem, jakoś przeżyjesz. - Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym weszła do sali. Ruszyłam za nią i zajęłam miejsce obok. Wyciągnęłam wszystkie potrzebne mi rzeczy, kiedy zadzwonił dzwonek. Do klasy wszedł profesor, lecz nie był sam. Za nim szedł wysoki blondyn ubrany w jeansy i luźną, białą koszulkę. Nie wierzę, po prostu nie wierzę!
-Dzień dobry, proszę wszystkich o zajęcie miejsc! - Nauczyciel krzyknął dosyć głośno, inaczej by go nie posłuchali. - Od dzisiaj, aż do końca roku szkolnego  Ross będzie przyglądał się każdej naszej lekcji. Jest praktykantem, to chyba rozumiecie. Myślę, że nie będzie to dla nas większym problemem i miło potraktujecie pana Lyncha.
Uczniowie jednak nie wykazali większego zainteresowania, co dało mi pewną satysfakcję. Ups, jednak nie wszyscy uwielbiają naszego blondynka!
Chłopak przeszedł obok mojej ławki, a nasze spojrzenia na moment się spotkały. Uśmiechnął się do mnie, a ja spuściłam głowę. Boże, dlaczego to musiało przytrafić się akurat mnie?
Pan Stewart zaczął lekcję, a ja wierciłam się na krześle. Czułam na sobie jego wzrok, to było krępujące. Do tego doszły zawroty głowy, tak jak poprzednio. Mówiłam już, że za każdym razem, gdy on pojawia się w moim życiu, dzieją się rzeczy, które po prostu mnie niszczą? Nie mogę mu dać się zniszczyć, muszę mu się postawić.
Oczy same mi się zamykały, a głowa opadała to na jedną, to na drugą stronę. Podparłam się, ale nawet to nie pomagało. Miałam ochotę zwrócić całe dzisiejsze śniadanie. Odwróciłam się w jego stronę, czego od razu pożałowałam. Patrzył się na mnie, ciągle się uśmiechając. On jest przerażający!
Nie wytrzymałam, nie umiałam dłużej tego znieść. Wstałam z krzesła i nie zważając na krzyki nauczyciela, wyszłam z sali. Trzasnęłam drzwiami, a z moich oczu od razu zaczęły lecieć łzy. Kolejny raz się poddałam i dałam mu się owinąć wokół palca. Miałam już dosyć tego wszystkiego, chciałam żyć swoim życiem i nie przejmować się tym kimś już nigdy więcej. Zamiast tego mam coraz to więcej problemów.
Odnalazłam ławkę pod szafkami i usiadłam na niej, wycierając mokre policzki. Odgarnęłam włosy z twarzy, po czym usłyszałam trzask drzwi. Świetnie, nie mogli zostawić mnie samej? Po upływie dosłownie chwili poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Wiedziałam, do kogo należała.
-Idź stąd - powiedziałam, łkając. Boże, to brzmiało tak żałośnie... - Przestań zatruwać mi życie, dobrze? Mam cię serdecznie dość, daj mi spokój!
Liczyłam, że odejdzie, ale zamiast tego on tylko mnie przytulił. A ja po prostu nie miałam siły, żeby go od siebie odsunąć.


Hejka!
Wyrobiłam się, całe szczęście! Myślałam, że nie dam rady, no ale jestem.
Jak widzicie, Ross nie daje jej spokoju. Myślicie, że wreszcie zrozumie, że ją rani?:)
Nie wiem zbytnio, co mam napisać do tej części, jest nudna jak poprzednia, ale tak musi być XD
Pamiętacie notkę, gdzie mówiłam o Mroku? Większość chciałaby drugą wersję, lecz jeden komentarz dał mi do myślenia:
Chciałabym się odnieść do punktu 4. Myślę, że powinnaś sama wybrać czy to będzie o R5, czy 5SOS. Bo przecież nie wybieramy książek tylko ze względu na imiona bohaterów, prawda? W książkach autorzy decydują o kim będą pisać. W tej sytuacji to Ty jesteś autorką, więc wybierz :) Skoro masz już napisane kilka rozdziałów to tego nie zmieniaj. Ja będę czytać "Mrok", niezależnie od tego na których bohaterów się zdecydujesz.
Na razie zostanę chyba przy wersji pierwszej, a jeśli Wy szanujecie moją pracę, możecie czytać to fanfiction bez większego problemu, tak mi się wydaje. Przecież imiona to nie wszystko, nie?:) 
Więc zapraszam wszystkich zainteresowanych, liczę, że wpadniecie! 
Dziękuję za komentarze i wszystkie miłe słowa, to kochane ♥ Jak już mówiłam, obiecuję, że nadrobię wszystkie zaległości na innych blogach, ale to po powrocie z obozu. Teraz nie dysponuję czasem, mam nadzieję, że mi wybaczycie:) 



czwartek, 16 lipca 2015

Rozdział 11 cz.1

O godzinie siódmej obudził mnie dzwonek budzika. Sięgnęłam po telefon, przetarłam oczy, po czym go wyłączyłam. Opadłam z powrotem na poduszkę, przeczesując włosy, które jakimś cudem znalazły się na mojej twarzy. Odwróciłam głowę, widząc, że leżąca obok mnie przyjaciółka również się obudziła. Widok jej niewyspanej rozśmieszył się, więc krótko się zaśmiałam.
-Wstawaj śpiochu, za godzinę mamy lekcje - powiedziałam, siadając na skraju łóżka.
-Mamy? Idziesz dzisiaj do szkoły? Jesteś tego pewna? - zapytała, patrząc na mnie jak na wariatkę.
Pokręciłam głową i wzdychnęłam.
-Tak, Mel, idę do szkoły - odpowiedziałam, kładąc ręce na uda. Tak naprawdę nie chciało mi się tam iść, lecz ostatnio miałam wiele zaległości, a zbliżał się koniec roku. Nie mogłam pozwolić, żebym czegoś nie zdała, nie wytrzymałabym dłużej w tej szkole.
Zjechałam dłońmi niżej, a moje palce dotknęły plastra w kolorze skóry. Przed oczami miałam cały wczorajszy wieczór. W tym momencie byłam cholernie zła za to, co mi zrobił i że miał czelność mi się pokazać, lecz z drugiej strony byłam zadowolona z faktu, że nareszcie dowiedziałam się, kim jest. No może niezupełnie, bo nadal on był jedną wielką zagadką. Z każdym dniem wydawało mi się, że w tej grze nie ma naprawdę żadnych wskazówek.
-Coś się stało, Lau? Możesz mi powiedzieć - Mel jak zwykle była uparta.
Zamknęłam oczy, w których powoli zbierały się łzy i odwróciłam głowę. Nie chciałam, by widziała, że płaczę. Było mi wstyd, że wczoraj ją okłamałam. Nie powinnam mieć przed nią żadnych tajemnic.
Wzięłam jeden, głęboki wdech, po czym wstałam z łóżka. Zabrałam ubrania z fotela i opuściłam w pośpiechu pokój, zostawiając przyjaciółkę zdezorientowaną.
Jeśli przez Rossa moja przyjaźń z Melissą ulegnie pogorszeniu, uduszę go własnymi rękami.
Opukałam twarz zimną wodą, mając nadzieję, że to do końca mnie rozbudzi. Co jak co, ale nie chciałam zasnąć na lekcjach. To skończyłoby się uwagą albo kozą. Nie muszę chyba mówić, że druga wersja to istne katusze.
Założyłam na siebie legginsy i granatową bluzę, gdyż ten outfit wydawał mi się najodpowiedniejszy na dzisiejszy dzień. W luźniejszych ubraniach było mi znacznie wygodniej.
Zeszłam na dół, gdzie po kuchni krzątała się moja przyjaciółka. Zamierzała właśnie zjeść swoją porcję płatek, drugą za to przygotowała dla mnie. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy podsunęła mi miskę z posiłkiem. Z każdą chwilą czułam się gorzej, miałam okropne wyrzuty za to, co zrobiłam.
Śniadanie zjadłyśmy w zupełnej ciszy. Bałam się, że Mel podejrzewa, że kłamię, ale w sumie wydaje mi się, że byłam dosyć wiarygodna z moją fałszywą wersją wydarzeń. Cóż, na razie jest dobrze.
Wyszłyśmy z domu, zakluczyłam drzwi, a klucze schowałam do torebki. Wskoczyłam szybko po czekoladowego batonika, abym miała co przegryźć na długiej przerwie. Miałam świadomość, że tym praktycznie w ogóle się nie najem, jednak zawsze lubiłam zjeść coś słodkiego w szkole. Melissa już kilkakrotnie próbowała wmówić mi, że jest to niezdrowe. Namawiała mnie nawet do jedzenia jabłek. Tak, bo jabłka to coś, o czym marzę...
Wsiadłyśmy do autobusu, który wypełniony był już znajomymi z naszej szkoły. Posłałam niektórym wdzięczne uśmiechy, co oni odwzajemnili. Niektórzy cieszyli się, że postanowiłam wreszcie się pojawić. Najważniejsze jednak, że niczego nie podejrzewali i myśleli, że byłam po prostu chora.
Zajęłam miejsce obok Melissy i wyciągnęłam z plecaka książkę od matematyki.
-Masz to zadanie? - Szturchnęłam lekko przyjaciółkę, by zwróciła na mnie uwagę.
Ta pogrzebała w swojej torbie, a po chwili wyciągnęła zeszyt z notatkami.
-Dziękuję! - pisnęłam, po czym wyrwałam jej notatnik. Zaczęłam niestarannie przepisywać wszelkie obliczenia, abym zdążyła się wyrobić do zatrzymania autobusu. Nie było tego dużo, miałam szczęście. Ugh, mogłam pomyśleć o tym w domu!
Niespodziewanie autobus zatrzymał się, a zeszyt wypadł mi z rąk, upadając na podłogę. Zdezorientowana rozejrzałam się po autobusie, lecz nikt nie panikował. Pewnie kierowca przyhamował, by przepuścić jakieś dzieciaki przez ulicę. Uznałam więc, że nic poważnego się nie stało i mogę wracać do przepisywania zadania. Schyliłam się, aby podnieść moją zgubę, jednak ktoś mnie wyprzedził. Uniosłam głowę i zobaczyłam blondwłosego chłopaka z szerokim uśmiechem na twarzy. No tak, mogłam się go tutaj spodziewać.
-Co ty to robisz? - zapytałam, robiąc kwaśną minę. Nie pasowała mi jego obecność.
-A może tak "dzień dobry, jak mija ci dzień?" - zaśmiał się, podając mi zeszyt. Wyrwałam go z jego dłoni, po czym wrzuciłam niechlujnie do plecaka. Trudno, najwyżej nadrobię zaległości na przerwie.
-Przestań mnie stalkować, ok? Czuję się dziwnie, kiedy mnie śledzisz - powiedziałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Odwróciłam głowę, by zobaczyć, czy Mel interesuje się zaistniałą sytuacją. Uśmiechała się szeroko, widząc jego przy moim boku. Jeszcze tego brakuje.
-Zmartwię Cię. Od dzisiaj, aż do końca roku szkolnego będziemy widywać się codziennie. Brzmi nieźle, nie? - odparł, pochylając się delikatnie nade mną.
Spojrzałam na ten jego uśmiech z przerażeniem. Czy to oznacza, że to dopiero początek moich rozczarowań i przeszkód? Ile jeszcze będę musiała ich pokonywać?


Okej, dzielę ten rozdział na części, gdyż chcę dodać coś jeszcze przed obozem. Next pojawi się przed 28 lipca:) W sobotę jadę do Inowrocławia, może w pociągu uda mi się coś napisać.
Przepraszam te kilka osób, które przeczytały kawałek tego rozdziału, niechcący nacisnęłam "opublikuj" :')
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, wyświetlenia (wow, już siedem tysięcy!!) i udostępnianie bloga. To dużo dla mnie znaczy, jestem Wam niezmiernie wdzięczna! Pamiętajcie, jestem tutaj dla Was:)
Dodam opisy do bohaterów, kiedy już wszyscy się pojawią.
Czy tylko ja jestem załamana i nie jadę na koncert? :'))))
Dobra, nie zanudzam dłużej.
Do napisania, luuv ♥



piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 10

Bez chwili zastanowienia ruszyłam w wybranym wcześniej kierunku. W tym momencie nie mogłam myśleć, musiałam działać. Byłam pełna sił i energii, więc bez problemu mogłam biec. A najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że potrafiłam to zrobić. Wcześniej, gdy spotykałam Anioła, coś mną kierowało i nie było możliwości ucieczki. Teraz jestem sobą i wiem, że on jest zły, po prostu to czuję. To tak, jakbym znów była starą Laurą. Tęskniłam za nią, brakowało mi jej i bałam się, że ona już nie powróci. Ale skoro umiem myśleć racjonalnie, oznacza to,że nie do końca postradałam zmysły, czyż nie?
Biegłam przed siebie, myśląc o tym, co za chwilę może się zdarzyć; albo dobiegnę do domu, albo on zrobi mi krzywdę. Mogłam się odwrócić, by sprawdzić, czy mnie goni, czy też może się rozmyslił. Tak też zrobiłam. Przystopowałam, a mój oddech powoli wracał do poprzedniego stanu. Zacisnęłam ręce w pięści, po czym wolno odwróciłam się na pięcie. To, co tam zobaczyłam, a raczej czego nie zobaczyłam, zupełnie zbiło mnie z tropu. Czyli byłam bezpieczna?
-Ładnie to tak uciekać? - Usłyszałam ponownie ten sam głos.
Zamarłam. W co on sobie pogrywał?
Obróciłam głowę i mogłam dostrzec uśmiechniętą twarz Anioła. Niesforne blond włosy opadały mu na czoło, jednak on wydawał się być niewzruszony tym faktem. Brązowe oczy idealnie kontrastowały z jasną czupryną, jednak ja nie mogłam nic z nich odczytać. To tak, jakby był pusty, nie wyrażał żadnych emocji, prócz jednej. On po prostu się śmiał.
Skrzywiłam się na jego widok. Był idealny, a zarazem obrzydzał mnie. Ile jeszcze tych kontrastów będę musiała znosić w swoim życiu? To stało się męczące!
-Czego chcesz? - powiedziałam spokojnie. Teraz zdawałam sobie sprawę, że tylko spokój może mnie uratować. Będzie dobrze, jakoś z tego wyjdziesz...
Zaczęłam stawiać małe kroki do tyłu, co nawet mi wychodziło. Przynajmniej się nie potknęłam, chociaż w tym mam szczęście. Miałam nadzieję, że jakoś uda mi się dotrzeć do bezpiecznego miejsca, choć z każdą sekundą to wydawało się być coraz bardziej niemożliwe. Dlaczego musiał mnie dopaść na takim pustkowiu?
-Dlaczego się mnie boisz? Aż tak straszny jestem? - zapytał, unosząc brew.
Dłużej tego nie zniosę.
-Przestań ze mnie kpić! - krzyknęłam dość głośno.
Zmrużył oczy i założył ręce na piersi. Mój Boże, kiedy on da mi spokój?
-Lauro, złotko, na mnie się nie krzyczy - odparł, zachowując spokój.
Nie czekałam dłużej, rzuciłam się biegiem za siebie. Musiałam uciekać, musiałam. Miałam choć małą nadzieję, że zaraz jakiś królewicz na koniu zjawi się tuż przede mną i uratuje mnie przed tym złem, które kryło się pod postacią Anioła. Oczywiście, tak się nie stało.
Potknęłam się, co wydawało mi się naprawdę dziwne, gdyż droga była prosta, bez żadnych dziur. No tak, miałam do czynienia z istotą, która nie do końca należy do świata, w którym żyłam.
-Ał! - syknęłam.
Podciągnęłam nogawkę od spodni i zobaczyłam, że z rany na kolanie powoli sączyła się krew. Przymknęłam oczy, gdyż ten widok powodował u mnie zawroty głowy. Położyłam dłoń na skaleczonym miejscu, by jakoś zetrzeć czerwoną ciecz i uciec. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że on stoi nade mną.
-Co za niezdara... - Zaśmiał się.
Podniosłam głowę i posłałam mu spojrzenie pełne nienawiści. Śmieszył go mój ból? Krzywdził mnie specjalnie? Cholera, w co ja się wpakowałam?
-Zostaw mnie w spokoju!
Powróciłam do wykonywania poprzedniej czynności, czyli tamowania krwi. Piekło mnie, ból powoli stawał się coraz bardziej odczuwalny, jednak ten drugi rodzaj bólu nazywany psychicznym, pokonywał ten drugi, fizyczny.
Opuściłam z powrotem nogawkę moich jeansów, które i atk nadawały się już do wyrzucenia, po czym jakimś cudem udźwignęłam się na nogach. Złapałam się za skronie, gdyż pod wpływem gwałtownego ruchu zaczęła boleć mnie głowa. Świetnie! Mam uciekać przed chorym na umyśle czymś, kiedy czuję się, jakby właśnie rozjechał mnie autobus!
Upadłam po raz drugi. Wiedziałam, czyja to sprawka. Przy nim zawsze jestem wrakiem człowieka.
Łzy zaczęły mi spływać po policzku, a włosy opadły mi na twarz. Miałam dość. Zastanawiałam się, o co w tym wszystkim chodziło. Może zostałam wystawiona na jakąś próbę? Ktoś chciał mnie sprawdzić? Może jestem w jakimś słabym programie telewizyjnym, gdzie ludzie zostają straszeni przez innych? Nie, to nie było to. Ja po prostu nie umiałam tego wytłumaczyć.
-W takim stanie nie dojdziesz sama do domu.
Wow, naprawdę? Nie zdążyłam się zorientować! W głębi zaczęłam śmiać się z jego głupoty, choć mimo wszystko nadal milczałam, trzymając się za zranione kolano, które naprawdę bardzo piekło.
-No ej, obraziłaś się? - Uklęknął przy mnie i położył dłoń na moim ramieniu.
Czy ja się właśnie przesłyszałam? Obraziłam się? Miałam po prostu obrazić się za to wszystko, co mi zrobił?
-Słuchaj, pieprzony idioto! Nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi w tej całej Twojej durnej zabawie, jednak musisz wiedzieć, że ona już dawno przestała mnie bawić. Nie jestem dzieckiem, z tego co zauważyłam, ty tez nim nie jesteś, więc skończ te swoje gierki. Zostaw mnie i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy!  - powiedziałam stanowczo, strzepując jego rękę z mojego ciała.
Ten spuścił wzrok, zagryzając dolna wargę, jakby nie wiedział, co powiedzieć. Czyżby odebrało mu mowę? Zaskakujące!
Niespodziewanie poczułam jego ręce pod swoim tułowiem, a chwile po tym znalazłam sie w jego ramionach. Przepraszam bardzo, dlaczego on mnie dotyka?
Zaczęłam się wiercić, jednak on trzymał mnie w taki sposób, że ucieczka nie wchodziła w grę.
Odwróciłam się w jego stronę, chcąc nakrzyczeć mu prosto w twarz, co o nim sądzę. Nie zrobiłam tego, gdyż nasze spojrzenia spotkały się.Patrzył na mnie w skupieniu, co było niekomfortowe, jak i przyjemne i zadziwiające. Spojrzałam w jego oczy, które tym razem były zupełnie inne. Były pełne troski. Kto normalny potrafi zmienić nastrój w tak krótkim czasie?
-Pusć mnie, poradzę sobie sama. - przerwałam niezręczną dla mnie chwilę.
-Jesteś pewna, że sobie poradzisz? - zapytał, uśmiechając się szeroko. Jego zmiany nastrojów są tak częste, że to aż niemożliwe. Jest taki tajemniczy, dziwny, inny i naprawdę ciężko go rozgryźć. Może o to mu chodzi? Chce mnie zmylić?
-Tak, jestem o tym przekonana.
Zrobił to, o co go prosiłam, postawił mnie na ziemię. Cholera, jeszcze przed chwilą sam sprawiał mi ból, a teraz robi to, na co ja mam ochotę. Czy to jest normalne? Zdecydowanie nie.
Zarzuciłam włosy do tyłu, bym mogła widzieć, w którą stronę zmierzam. Przedtem wpadały mi na twarz i zasłaniały widoczność, co uniemożliwiało mi postawienie choć kilku kroków.
Ruszyłam powoli przed siebie, kuśtykając.
 Lau, dasz radę, dasz radę... Dojdziesz bezpiecznie do domu, on zaraz sobie pójdzie i nigdy więcej już nie pojawi się na twojej drodze...
-Nie zachowuj się jak dziecko, Lauro. Zaniosę cię do domu i po sprawie.
Wywróciłam oczami, starając się ignorować jego zaczepki. Niepotrzebnie wdawałam się w dyskusje. Mogłam poprosić Bryana, żeby mnie odprowadził. Boże, ale byłam głupia!
-Laura, do cholery jasnej, widzę, że się meczysz! - krzyknął, łapiąc mnie za ramię. Faktycznie, kolano ciągle krwawiło, bolało, a ja co chwila się zatrzymywałam.
Strzepnęłam jego rękę z mojego ramienia i się do niego odwróciłam.
-Ja zachowuję się jak dziecko?! Ja?! Kto przez pare tygodni musiał wytrzymywać twoje odwiedziny? Ty? No tak, mogłam się tego spodziewać. Zatrzymujesz mnie, sprawiasz mi ból, a potem próbujesz pokazać, że ci zależy! Nie znam cię, nawet nie wiem, jak masz na imię, a ty wyglądasz, jakbyś wiedział i mnie wszystko. I wiesz co? Wcale mi się to nie podoba. Kim ty jesteś, co?
-Jestem Ross i mam zamiar zabrać cię bezpieczne do domu.
Nie zdążyłam nawet prychnąć, gdyż znów znalazłam się w jego ramionach.
-Puść mnie idioto! - krzyczałam, uderzając pięściami w jego klatkę piersiową. -Jesteś nienormalny!
Czułam się... dziwnie. No tak, w końcu znajdowałam się a ramionach swojego własnego prześladowcy, jeśli mogę go tak nazwać, a to raczej nie należało do normalnych sytuacji. Cóż się dziwić, nic ostatnio nie jest normalne.
-A więc tak, masz na imię Ross, jesteś nieziemsko przystojny, ratujesz mnie właśnie przed totalną klęska i w sumie to chyba tyle, nic więcej o tobie nie wiem. - Postanowiłam rozpocząć dyskusję. Kto wie, może czegoś się dowiem?
-Naprawdę uważasz, że jestem przystojny? - zapytał, uśmiechając się szeroko. Och, typowy chłopak tego wieku.
-Owszem, jesteś, ale nie do tego zmierzałam. Dowiem się czegoś więcej na twój temat?
-Na razie niczego ci nie powiem, nie jesteś gotowa.
Zaraz, zaraz, gotowa? Na co ja mam być gotowa?
-Znowu ze mną pogrywasz? Mam tego dość, Ross - powiedziałam stanowczo.
Ten westchnął i spuścił głowę. Serio, niczego się nie dowiem? Nie miałam już sił na te tajemnice, to było zbyt wiele. Wszystko było jednym wielkim bałaganem, którego nie umiałam posprzątać.
-Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie, obiecuję. - Uśmiechnął się po raz kolejny, ukazując przy tym szereg białych zębów. Zarumieniłam się i schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi, aby ukryć moje różowe policzki. Mogłam przy tym poczuć jego zapach, który naprawdę mi się spodobał. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam zauważać plusy jego pojawienia się w moim życiu. Halo, przecież nie jedna dziewczyna marzy o wysokim blondynie z pięknymi, brązowymi oczami. Nie powinnam narzekać.
Blondyn zatrzymał się, a ja podniosłam głowę. Spostrzegłam, że znajdujemy się pod moim domem. Wow, on naprawdę zaniósł mnie pod sam dom i nic mi nie zrobił! Powinnam się cieszyć czy raczej płakać, że w mojej głowie zrodziło się tyle chorych pomysłów?
-Dzięki, możesz mnie puścić - rzekłam, próbując uwolnić się z jego uścisku po raz kolejny.
-Żartujesz sobie?
Zrobiłam wielkie oczy, nie bardzo wiedząc, co miał na myśli. Odetchnęłam z ulgą, kiedy po prostu zapukał do drzwi, w których po chwili pojawiła się moja przyjaciółka. Pobladła, widząc mnie w ramionach obcego chłopaka.
-Mogę zanieść ją na górę? Sama raczej nie da rady. - Wyszczerzył się do niej.
Wait, skąd on wie, że mam pokój na górze?
Ach, no tak...
Każdej nocy jestem przez niego prześladowana, prawie bym zapomniała!
-Um, tak, pewnie - odpowiedziała Melissa.
Westchnęłam ciężko, zabijając dziewczynę w myślach na milion różnych sposobów. Dlaczego się zgodziła?
Blondyn przeszedł przez próg, kierując się w stronę schodów. Wywróciłam oczami, kiedy ponownie się do mnie uśmiechnął. Niech już stąd wyjdzie, błagam.
Otworzył sprawnie drzwi do mojego pokoju, by po chwili położyć mnie na łóżko. Mel szła za nami i przyglądała się wszystkiemu zdziwiona.
-Trzeba opatrzyć jej nogę, dać jej coś do picia, potem niech pójdzie spać. Poradzisz sobie? - zapytał moją przyjaciółkę.
Zmarszczyłam brwi, słysząc to. Hola, hola... Najpierw cierpię właśnie przez niego, a potem to on poucza Mel i mówi jej, co ma zrobić? Kretyn!
-Dziękuję, Ross, możesz już iść. - Uśmiechnęłam się sztucznie. On spojrzał na mnie, po czym opuścił mój pokój.
Melissa usiadła obok mnie, a ja spuściłam głowę. Naprawdę nie miałam pojęcia, jak jej to wytłumaczyć. Wiedziałam, że zaraz zacznie wypytywać mnie, kim był ten chłopak, skąd go znam i czego chciał. Postanowiłam więc, że to ja zacznę dyskusję.
-Potknęłam się, on mnie zauważył i zaoferował pomoc, tylko tyle - skłamałam.
Wtedy nie miałam pojęcia, że to kłamstwo pociągnie za sobą sznur wielu innych.



Mój Boże, p r z e p r a s z a m!
Wyrażam zgodę na zabicie mnie:))) Chyba najgorszy rozdział na tym blogu, serio. Czytam to i się załamuję. Jeden z ważniejszych, a tak go zniszczyłam!
Nie wiem, co więcej napisać, nie chcę jeszcze bardziej się pogrążać :') Przepraszam, że tyle czekaliście i obiecuję, że nadrobię zaległości na Waszych blogach, ostatnio po prostu nie miałam czasu. Przepraszam za wszelkie błędy.
A no i najważniejsze! Udanych wakacji, kochani:) ♥
Uściski xx



poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 9

                                          ~ważna notka na końcu~


Nie wiedziałam dokładnie, dlaczego to robiłam. Wiedziałam oczywiście, jaką czynność wykonywałam, ale kompletnie nie miałam pojęcia, kto mną kierował. Mój rozum krzyczał, że mam zawrócić, że jestem kompletną idiotką robiąc to, co było CHYBA głupie. Od tego krzyku naprawdę bolała mnie już głowa, ale ja nie mogłam nic z tym zrobić, dosłownie. Moje ciało dzisiejszego wieczoru nie współgrało z rozumem. To tak, jakby ktoś rozdzielił mnie na dwie części, jednak ta druga - zgaduję, że głupsza - strona wygrała walkę o przetrwanie, zabijając przy tym pierwszą. No, nie do końca zabijając, gdyż ciągle słyszałam te okropne krzyki. Miałam ich serdecznie dość, najchętniej wyrzuciłabym mój mózg na środek ulicy i pozwoliłabym, aby rozjechały go miliony samochodów. Ba, nawet sama zaczęłabym go kopać i skakać po nim. O Boże, to brzmi naprawdę drastycznie! Oto kolejny dowód, że to rozum przegrał walkę, bo naprawdę zaczął nieźle szwankować.
Stanęłam przed drzwiami, wzięłam kilka głębokich wdechów, mając ciągle zamknięte oczy. Jak już mówiłam, nie byłam do końca pewna, czy to na pewno dobra decyzja.
Zapukałam dosyć głośno, aby mógł mnie usłyszeć. Było to dobrym posunięciem, gdyż po chwili w drzwiach pojawił się chłopak. Uniosłam wzrok, patrząc się w jego oczy. Miałam świadomość, jak bardzo żałośnie musiałam wyglądać. W końcu byłam ubrana w jakieś stare, poniszczone ciuchy, moje włosy nie były dokładnie rozczesane, a wczorajszy tusz do rzęs spoczywał teraz pod moimi oczami, co sprawiało niezbyt dobre wrażenie.
Rozchyliłam usta, chcąc powiedzieć coś mądrego, jednak nie mogłam się zdobyć na wypowiedzenie choć jednego słowa. Najchętniej rzuciłabym się mu teraz na szyję, obdarowując jego ciało pocałunkami, mówiąc przy tym, jak bardzo go przepraszam. Oczywiście nie zrobiłam tego i cały czas po prostu przyglądałam się jego twarzy. Dopiero po chwili stwierdziłam, że to było cholernie głupie i dziecinne. Wyminęłam go w drzwiach, a on nie protestował, co uznałam za pozwolenie wejścia do jego domu.
Stanęłam przed nim i przeczesałam włosy, tym razem wlepiając wzrok w podłogę.
-Och, powiedz coś! Ta cisza jest naprawdę niezręczna! - odezwał się chłopak, na co mój wzrok z powrotem powędrował na niego. 
Brunet zaśmiał się, a ja to odwzajemniłam. Miałam przynajmniej pewność, że nie jest aż tak zły.
-Jesteś sam? - zapytałam, gdyż zauważyłam, że i jemu ciężko jest rozmawiać.
-Oczywiście, że jestem sam! Nie myślałaś chyba, że tak szybko się pocieszyłem i zaprosiłem sobie jakąś dziwkę do domu? - Oparł się o ścianę, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Miałam ochotę pacnąć się w tą głupią głowę! 
-Nigdy w życiu bym tak nie pomyślała - skłamałam, uśmiechając się sztucznie. 
I znowu nastała cisza i był to rodzaj tej niezręcznej ciszy, a ja tego wprost nienawidziłam.  Zaskakujące było, że po mimo tylu wspólnych chwil i uczucia, jakie nas łączyło - lub nadal łączy - nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. W sumie powinnam obwiniać o to tylko siebie, bo to ja wpadłam na pomysł odwiedzenia go. Bryan nie był winny. 
-Jest mi przykro, okej? Po prostu tyle. Wiem, że Cię zraniłam i wiem, że ty wiesz, że ja żałuję. - Zatrzymałam się na chwilę, by dokładnie przeanalizować to, co powiedziałam, gdyż wydało mi się to bardzo chaotyczne. - Ale ja nie mogę tego cofnąć, nie mogę tego naprawić. Nie teraz, kiedy mam to wszystko na głowie, a ja jestem jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Nie wiem, co się dzieje, Bryan, naprawdę nie wiem. Ale oczekuję, że ty to zrozumiesz i jakoś mi wybaczysz. Nie mam ochoty pakować się w związek, choć musisz wiedzieć, że nadal niezaprzeczalnie Cię kocham i nic nie może zmienić mojego uczucia do Ciebie. Nie mogę być z Tobą, mając świadomość, że mogę Cię zranić. 
Zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Ja natomiast przyglądałam mu się z wyraźnym zażenowaniem na twarzy. No halo, która dziewczyna przychodzi do byłego, wyglądając kompletnie jak upiór i mówi, że go kocha? To raczej nie należy do typowych zdarzeń. Cóż się dziwić, w moim świecie ostatnio nic nie jest normalne.
-Całkowicie się z Tobą zgadzam, Lauro. Raniliśmy siebie nawzajem, a tu nie o to chodzi. Kto wie, może kiedy to wszystko jakoś się ustatkuje, będziemy mogli dać sobie kolejną szansę. - Uśmiechnął się przyjaźnie. 
Szczerze mówiąc, nie było mi przykro, choć wiem, że powinno. Zazwyczaj dziewczyny po rozstaniach są przybite, jednak ja miałam ważniejsze sprawy na głowie. Ale musiałam zrobić coś jeszcze...
-Nie uważasz, że skoro coś zdarzyło się po raz pierwszy, musi zdarzyć się po raz ostatni? - zapytałam. 
On uniósł brwi, na co ja przygryzłam wargę. Okej, chyba ogarnął, o co chodzi. 
Zbliżył się do mnie, przyciskając mnie do ściany i wpijając się w moje wargi zachłannie. Wplotłam dłonie w jego włosy, a on natomiast swoje ręce umieścił na moich policzkach. Był to pocałunek pełen uczuć jak i zupełnie ich pozbawiony. Ostatni i pierwszy. Najlepszy i najgorszy.
O Boże, cóż za kontrast.
Otworzyłam oczy, by móc na niego spojrzeć, lecz po chwili znowu je zamknęłam, oddając się pod jego władanie całkowicie. Jego dłonie zjechały niżej, na moje biodra. Podniósł mnie, a ja owinęłam nogami jego tułów, zaczepiając ręce o jego plecy. Położyłam głowę w zagłębieniu jego szyi, składając na niej mokre pocałunki.


U Bryana siedziałam do wieczora, wyszłam z jego domu po dwudziestej drugiej. Rozmawialiśmy o przeszłości i przyszłości, nie o tym, co jest teraz. Bo teraźniejszość wcale nie należała do kolorowych.
Nie zabrałam ze sobą telefonu, więc byłam przekonana, że Melissa się o mnie martwiła. Cóż, po tym wszystkim również uważałabym na swoją przyjaciółkę. Znając ją, mogła pomyśleć, że ktoś, a może raczej ANIOŁ, mnie porwał.
Po wyjściu z domu chłopaka, skierowałam się od razu do swojego domu, tam zapewne czekała na mnie przyjaciółka. Myślałam o tym, co miało miejsce dosłownie chwilę temu. Wyszłam z jego domu, kończąc coś, co było moją codziennością. Codziennością, którą kiedyś uwielbiałam. Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie zdążyłam znienawidzić tego, co między nami było? To było gwałtowne, niespodziewane i trudne.
Ale kończąc coś, zaczynamy również coś nowego, prawda?
-Laura!
Raptownie przystanęłam, zszokowana tym, że ktoś wypowiedział moje imię. A ten głos nie należał do znajomych.
Postać nie odezwała się więcej, więc postanowiłam, że sprawdzę, kim ona była i skąd wiedziała, jak się nazywam. Odwróciłam się, mając zamknięte oczy. Przeczuwałam, że to coś złego, tak po prostu.
A kiedy je otworzyłam, było o wiele gorzej.
To był on. Anioł.



Witam duszki moje kochane ♥
Miałam ten rozdział dodać przed moim wyjazdem do Bułgarii, czyli za tydzień, ale postanowiłam, że zrobię to dzisiaj, po prostu nie wytrzymałam. Mam kilka spraw do omówienia, więc baaardzo proszę o przeczytanie tego, co mam do powiedzenia. I najlepiej, jeśli KAŻDY w komentarzu odniesie się do punktów.
1.Liczba komentarzy spadła, co nie jest dla mnie przyjemne. Oczywiście nie robię wszystkiego dla komentarzy (lol, powtarzam się, lecz nie mogę znaleźć innego słowa), ale dobrze wiecie, jak bardzo one mnie motywują. To smutne, bo wyświetlenia z każdym dniem wzrastają, a czytelników, którzy wyrażają opinię jest coraz mniej... Oczywiście dziękuję wszystkim za miłe słowa, to wspaniałe i kochane.
 Czekam, aż w końcu wyrazicie swoje zdanie na temat tego, co Wam przedstawiam. Uszanujcie moją pracę:) Jeśli teraz się postaracie, kolejny rozdział dodam w weekend.
2.Jest Anioł, co wiąże się z tym, że jest i Ross! W 10 na pewno będzie go dużo, o to się nie martwcie.
3.Wracam na Destiny (klik). Może nie każdy kojarzy, ale zachęcam, różni się od tej historii.
4.Teraz chyba najważniejsza sprawa, huh... Jak wiecie, Mrok zaczęłam pisać głównie z myślą o 5sos family, ale mam pewną propozycję. Co powiecie na wersję z naszymi kochanymi głupolami? Mam napisane kilka rozdziałów na tego bloga, pozmieniałabym tylko imiona i bez problemu moglibyście czytać. Ale to zależy od Was, bo jeśli nie wykażecie żadnego zainteresowania, to nici z pomysłu. Najlepiej napiszcie jeszcze, kogo z R5 chcielibyście na głównego bohatera, będzie mi łatwiej wybrać. Myślę, że warto rozważyć moją propozycję, gdyż mam naprawdę świetny pomysł na to ff, aż jestem z siebie dumna, haha.
5.Liczba obserwatorów na tę chwilę wynosi 28, yaaay! Cieszę się ogromnie, jejku... Dobijemy do 30? Będzie mi miło ♥
A teraz dziękuję wszystkim za wyświetlenia, komentarze i obecność. Bez Was nie byłoby tego fanfiction, to wy sprawiacie, że mam ochotę na pisanie. Kocham mocno ♥

Nie mam pojęcia, kiedy dodam rozdział, tym razem to zależy od Was. Postaracie się, nie?
Do napisania, misiaki!


sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 8


Całą noc spędziłam na płakaniu, zastanawianiu się nad moim istnieniem, płakaniu, użalaniu się, płakaniu i tak w kółko. A, zapomniałam o najważniejszym. W głównej mierze myślałam o tatuażu na ręce oraz jego znaczeniu, które śmiertelnie mnie przeraziło. Siedziałam z podkulonymi nogami na łóżku, przyglądając się miejscu, w którym wczoraj pojawił się znak. Zniknął po około piętnastu minutach, co mnie w pewien sposób uszczęśliwiło, jednak to nie zmieniło mojego nastawienia. Nadal się bałam, bałam dosłownie wszystkiego.
Obok mnie spała Melissa. Nie chciałam obarczać jej tym wszystkim, a co najważniejsze ~ nie chciałam jej w to wszystko wciągać. Jeśli sama zaczęłaby mieć podobne sytuacje, nie wybaczyłabym sobie tego. Dlatego też uważałam, że powinnam zająć się rozwiązywaniem tej sprawy sama. No, prawie sama. Zaczynałam zastanawiać się nad zadzwonieniem do jakiegoś egzorcysty, księdza czy nawet psychiatry. Jednak po wczorajszym zdarzeniu przestałam wierzyć, że jestem chora psychicznie. Owszem, to ja odczuwałam wszystkie te rzeczy, jednak skutki widzieli też inni ludzie, tak jak na przykład Melissa. Wykluczyłam więc zaburzenia psychiczne, jednak kontakt z psychologiem nie zaszkodziłby mi. Musiałam się jakoś uodpornić na te wszystkie rzeczy. Z jednej strony bałam się ich, tak cholernie się bałam, a z drugiej wiedziałam, że na razie anioł nie jest w stanie nic mi zrobić. Przecież nigdy jeszcze mnie nie dotknął, nie odezwał się do mnie. Czego więc chciał?
Mel obudziła się pare minut po szóstej. Dziwnym trafem była wypoczęta, mimo że spała niecałe pięć godzin. Siedziała ze mną do pierwszej w nocy, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna. Nie wiem, czy kiedyś zdołam się jej odwdzięczyć.
- Ubieraj się, wyszykuj, a ja w tym czasie zrobię ci śniadanie. Szkoła czeka - powiedziałam stanowczym tonem, kiedy dziewczyna ziewała i przeciągała się.
- Co? - pisnęła i otworzyła szeroko oczy. - Nigdzie nie idę, zostaję przy tobie!
Wiedziałam, że będzie się upierać. Gdyby tego nie zrobiła, nie byłaby sobą.
Zwlokłam się z łóżka, włożyłam na nogi kapcie w kształcie króliczków i podeszłam do krzesła. Ściągnęłam z niego ubrania przyjaciółki i rzuciłam je w jej kierunku. Ta spojrzała na mnie morderczym wzrokiem, na co wzruszyłam ramionami. Wyszłam z pokoju, dając dziewczynie możliwość przebrania się. Poczłapałam do kuchni, łapiąc się za skronie. Kręciło mi się w głowie, nie czułam się dobrze. Wręcz przeciwnie ~ byłam cała obolała, a ból nie chciał ustąpić miejsca uldze. Wzięłam więc lek przeciwbólowy, a następnie zabrałam się za robienie kanapek. Wyjęłam z lodówki masło, ser oraz pomidora i położyłam wszystko na blacie. Wyłożyłam również chleb, nałożyłam na niego masło, które potem rozsmarowałam. Ser i pokrojony pomidor także znalazły się na kanapce.
Postawiłam talerz na brzegu stołu, przy którym pojawiła się już blondynka.
-Dzięki - odrzekła - Co zamierzasz porabiać, kiedy ja będę gnić w szkole?
-Hmmm... Pójdę do sklepu albo pooglądam jakiś serial. A nie, posprzątam dom! Choć w sumie... Serial to dobry pomysł. Najlepiej Pamiętniki Wampirów albo Skins! Może American Horror Story? - zastanawiałam się, podczas gdy blondynka wpatrywała się we mnie zszokowana.
-O mój Boże...- pisnęła.
 Zmarszczyłam czoło, próbując rozgryźć jej reakcję.
-Co?
-Te wahania nastrojów... Lau, czy ty... Czy ty jesteś w ciąży?! - wrzasnęła, omal nie przewracając się z krzesła.
Rzuciłam w nią ścierką znajdującą się w moich dłoniach. Serio, Mel, serio? Jak w ogóle mogła pomyśleć o czymś takim?
-Postradałaś zmysły, Melisso.
Wywróciłam oczami, a dziewczyna powróciła do konsumowania posiłku. Stwierdziłam, że i ja się ubiorę. Przecież nie mogłam biegać po domu w piżamie przez cały dzień, no nie?
Włożyłam na siebie czarne legginsy oraz biały, za duży t-shirt. Rozczesałam jeszcze włosy. W sumie mogłam zrobić jakiś makijaż, jednak nie wykonałam go, gdyż rozważałam to, że mogłam jeszcze płakać. Mój rozmazany tusz spływający po policzkach nie byłby najlepszym widokiem.
Biedna Melissa musiała jeszcze iść do domu po plecak. Umówiłyśmy się, że od razu po szkole przyjdzie do mnie. Miałam w planach obiad i jakiś deser, tak na relaks. O matko, zachowuję się jak moja babcia...
Zamknęłam dokładnie dom, kiedy dziewczyna opuściła go. Wszystkie z moich pomysłów, które przedstawiłam podczas śniadania, nagle straciły jakikolwiek sens. Postanowiłam, że posprzątam wczorajszy bałagan. Tak, wczoraj zupełnie zapomniałam o rozbitym wazonie.
Dzisiaj czułam się o wiele lepiej. Przepłakana noc jednak poprawiła moje samopoczucie. Wiedziałam, że jeśli trochę popłacze (taaa, trochę) to potem będzie lepiej. Tak też się stało. Byłam oczywiście przybita i zmartwiona, chciałam znaleźć odpowiedź na wszystkie nurtujące mnie pytania, jednak nie wiedziałam, kogo mam się poradzić. Do głowy przychodziły mi różne pomysły, na przykład przywoływanie duchów, jednak miałam świadomość, że to mogło skończyć się o wiele gorzej. Poza tym, nie miałam pewności, czy anioł był duchem. Być może był tylko i wyłącznie wytworem mojej bujnej wyobraźni. Jednak kryło się za tym coś głębszego, ogień to potwierdzał. Zastanawiałam się również nad tym, co prócz śmierci kryło się za moim tatuażem. Pożar? Śmierć w pożarze? Na samą myśl przechodziły mnie dreszcze.
Po posprzątaniu rozbitego wazonu nie mogłam wymyślić nic, czym mogłabym się zająć. Byłam tak cholernie przybita i pusta. To tak, jakby uleciało ze mnie powietrze, dosłownie. Głowa naprawdę mocno mnie bolała, nogi były jak z waty a oczy same mi się zamykały. Mogłabym położyć się spać, jednak świadomość, że wtedy anioł mógł mi się pokazać, jakoś mnie odrzucała od tego pomysłu.
Przez chwilę myślałam o Bryanie i o moim wybuchu. Naprawdę nie wiedziałam, co było tego przyczyną. Nigdy nie posunęłabym się do takiego czynu, byłam o tym przekonana, więc wiedziałam również, że nie jestem do końca sobą. Każda, nawet najmniejsza rzecz czy sytuacja doprowadza mnie do szału, wszystko mnie irytuje i mówiąc szczerze, mam ochotę rzucić to wszystko i po prostu przestać się przejmować. Tak, to byłoby najlepsze rozwiązanie.
Zastanawiałam się również nad tym, jak bardzo moje życie uległo zmianie. Te wszystkie dziwne rzeczy, anioł, problemy ze zdrowiem, Bryan... Po części było mi szkoda naszego związku, zawsze ufałam mu bezgranicznie i teraz najchętniej rzuciłabym mu się na szyję i powiedziała, jak bardzo ważny dla mnie był. W sumie nadal jest ważny. Przecież było mi z nim dobrze, dawał mi szczęście, kochaliśmy się, po części wciąż go kocham. Nie zrobił nic, co mogłoby naprawdę mnie zdenerwować, a ja, albo nie ja, zachowałam się okropnie w stosunku do niego. Ugh, byłam taka głupia! Jestem pieprzoną hipokrytką i desperatką, która sama nie wie, czego chce!
Bez dłuższego zastanowienia wyszłam z domu, trzaskając mocno trzaskając drzwiami.


Dobra, nie mogłam się oprzeć, więc wstawiam dzisiaj. Wróciłam wczoraj, sprawdziłam i dodałam. Wiem, że jest krótki, ale naprawdę nie mam żadnego pomysłu, co mogłabym dopisać. Reszty dowiecie się w dziewiątym rozdziale. Gotowi na Rossa?
Jeśli ktoś nie słyszał o Mroku to proszę o przeczytanie poprzedniej notki. Tam wszystkiego się dowiecie:)
Dziękuję wszystkim za komentarze i miłe słowa, które naprawdę bardzo mnie motywują i doprowadzają do szczęścia, czasem nawet i dumy. Jestem Wam niezmiernie wdzięczna za każdą pochwałę, krytykę czy nawet zwykły komentarz. Jesteście cudowni.
Co do dziewiątki ~ dodam jeszcze w czerwcu, gdyż potem wyjeżdżam na tydzień, a to byłaby za długa przerwa. Myślę, że za jakiś tydzień czy półtora powinien się pojawić. Boże, jestem tak podekscytowana tym wszystkim, njcdsknkdnkaszkaj! Uznajmy, że to normalne XD
Okej, nie zanudzam dłużej. Do napisania, kochani! ♥


czwartek, 4 czerwca 2015

Notka #3

Wowowow, znowu notka, co tym razem?
Tak, wiem, ostatnio dużo notatek tutaj, ale mam coś chyba ważnego do przekazania XD
Wspominałam Wam wcześniej o nowym blogu, głównie o sosach. Ross również się pojawi, jednak nie będzie go aż tak często. Tematyka? Duchy. Postanowiłam, że będę brnąć w tym kierunku dalej:) Jeśli ktoś jest zainteresowany, to zapraszam:


 http://www.wattpad.com/story/41404779-mrok-~-calum-hood

mrok-ff.blogspot.com

Zdecydowałam się na wattpad, gdyż pare osób mnie o to prosiło. Myślę, że to nawet dobry pomysł.
Jeśli podoba Wam się moja twórczość, sądzę, że nie będziecie mieli problemu z bohaterami. Fabuła znowu jest oryginalna, wymyśliłam coś naprawdę ciekawego, co powinno Was wciągnąć. Niedługo pojawi się zwiastun, tym razem nie ja go robiłam, ze względu na chwilowy brak czasu. Szablon na blogspocie jeszcze nie jest gotowy, ciągle czekam, więc nie zdziwcie się, jeśli zobaczycie taki niezbyt ładny wygląd. Wszystko w swoim czasie.
Liczę, że ktoś się zainteresuje nowym blogiem i będzie chętnie czytał.
Jeśli chodzi o rozdział tutaj, dodam 14-15 czerwca, gdyż wcześniej wyjeżdżam na wycieczkę klasową. Poczekacie, no nie? Póki co odsyłam do poprzedniego, jeśli ktoś nie przeczytał lub nie skomentował:)
Dziękuję i pozdrawiam xx

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 7

Nie mogłam opisać tego, co w tamtej chwili czułam. A czułam się okropnie, to było pewnie. Dlaczego w tak perfidny sposób mnie okłamał? Wiedział, jak bardzo przyzwyczajona byłam do obecności Cezara, wiedział, jak bardzo kocham zwierzęta. Uderzył w mój słaby punkt i udało mu się.
Bez chwili zastanowienia odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku samochodu, który, ku mojemu szczęściu, stał jeszcze na podjeździe. Otworzyłam z rozmachem drzwiczki od strony kierowcy.
-Jak mogłeś mi to zrobić, co? No słucham! Dlaczego tak perfidnie mnie okłamałeś, dlaczego pozwoliłeś, aby cały ten dzisiejszy dzień był porażką? Odpowiedz! - wydarłam się, co nie uszło uwadze przechodnich, który patrzyli się na mnie jak na wariatkę. - Mów!
Chłopak był wyraźnie zmieszany, chyba nie wiedział, co miałam na myśli.
-O co ci znowu chodzi? Wszystko, co dzisiaj powiedziałem, było prawdą! - warknął.
-Prawdą? PRAWDĄ? Chcesz poznać prawdę? Jesteś pieprzonym dupkiem i kłamcą! Doprowadziłeś do tej chorej sytuacji, pozwoliłeś na to, abym była na Ciebie wkurzona! I wiesz co? Byłam wkurzona, jestem wkurzona i to bardzo. Wkurzona i zawiedziona Twoją postawą. O to ci chodziło? Chciałeś zniszczyć to wszystko? Dobrze wiedziałeś, co teraz przeżywam, a mimo tego, jakoś niezbyt się tym przejąłeś! Potrzebowałam Cię, Bryan. Potrzebowałam, a ty to olałeś! - wysyczałam i poczułam, jak po moich policzkach spływają słone łzy. Otarłam je rękawem, nie chcą okazać słabości. Ale nie umiałam, to było zbyt silne.
Ten prychnął tylko, w ogóle nie poruszony moimi słowami. Jakby zupełnie go to nie obchodziło. Zaczęrpnęłam trochę powietrza, bo płacz nie pozwalał mi swobodnie oddychać. Zastanawiałam się w chwili, co się zmieniło. Kto się zmienił. Ja, czy on? W zaledwie kilu dni oboje zburzyliśmy relację, która wcześniej wydawała się być niezniszczalna. Przerwaliśmy tą więź, która była ciągiem naszych wspólnych wspomnień. W jednej chwili czar prysł. On wiedział, jak bardzo byłam wrażliwa na takie rzeczy. Pogrywał ze mną, kłamał przez cały dzisiejszy dzień. Chciał wytrącić mnie z równowagi jeszcze bardziej. Czy tak zachowuje się osoba, która kocha?
Stałam chwilę przed jego autem. Ten palant nawet nie potrafił wysiąść z auta i stanąć twarzą w twarz ze mną. Nie czekając dłużej, szarpnęłam za jego koszulkę i jakimś pieprzonym cudem wyciągnęłam go z samochodu. O mój Boże, czy ja naprawdę to zrobiłam.
-Słuchaj mnie uważnie, gnojku. - Uniosłam dumnie brodę, aby mógł poczuć moją wyższość i przewagę. - Zostawisz mnie teraz w spokoju i nawet nie będziesz próbować protestować. Oddalisz się, usuniesz z mojego życia i nigdy więcej nie powrócisz, jasne? Mam dość tych Twoich głupich humorków, mam dość ciebie!
Zawsze byłam znana z tego, że jeśli kończyłam jakiś rozdział w moim życiu, zamykałam go dokładnie na kłódkę, od której kluczyk wyrzucałam daleko, daleko. Tym razem również nie zawahałam się tego zrobić.
Puściłam szatyna i zmierzyłam go groźnym spojrzeniem. Dopiero teraz zrozumiałam, co zrobiłam. Ja, dziewczyna niższa od niego o dobre trzydzieści centymetrów, rzuciłam się na niego i pokonałam go. Ujawniło się moje drugie oblicze. Ale czy było ono dobre?
Bryan wsiadł do samochodu i z piskiem opon odjechał. Byłam z siebie dumna. Zadowolenie ogarnęło moje ciało, kiedy widziałam, jak jego auto skręca w uliczkę pare metrów dalej.
Dopiero zrozumiałam, że stałam na środku ulicy, a dwójka staruszków bacznie mi się przyglądała. Zrobiłam wielkie oczy na samą myśl, że widzieli mój atak. Tak, atak. Niekontrolowany atak. Co ja właśnie zrobiłam? Kim ja się stałam?
Pobiegłam do otwartego domu i wyszukałam wzrokiem coś, na czym mogłabym wyładować złość, która w tej chwili we mnie emanowała. Wypadło na wazon, który już po chwili roztrzaskał się na podłodze w salonie, wydając przy tym okropny dla moich uszu odgłos tłuczonego szkła. Woda rozlała się po panelach, a czerwone róża leżały bezwładnie na posadzce. Uklękłam i wzięłam do ręki kawałek potłuczonego szkła, obracając go w rękach. Czy na tym mi zależało? Na zniszczeniu relacji ze wszystkimi wokół? W głębi duszy nie chciałam tego, ale coś podpowiadało mi, że musiałam zrobić te wszystkie okropne rzeczy, które dzisiaj miały miejsce. I nie umiałam tego powstrzymać. To tak, jakbym otrzymała w darze dodatkową siłę. Siłę niszczenia. Miałam zniszczyć wszystko, co było dotychczas dla mnie dobre. Nie zależało to ode mnie, to ktoś mną sterowałam. I miałam świadomość, kim była osoba, która zaburzała mój spokój.
-Przeklinam Cię, słyszysz? Przeklinam! - wrzasnęłam na cały dom i zaczęłam szlochać. Czułam się bezradna i samotna. Mogłam zadzwonić do Melissy, jednak bałam się tego, że ją również mogłam zranić. Ja po prostu nie mogłam nad sobą zapanować.
Wstałam i ledwo trzymając się na nogach, próbowałam odnaleźć Cezara. Wchodziłam do każdego pomieszczenia, nawet tego zamkniętego. Czasem żałowałam tego, że mieszkałam sama w tak wielkim domu, który teraz po prostu mnie przerażał. Gdzie, do cholery, znowu podział się Cezar? Po kocie ani śladu, sprawdziłam każdy pokój, kuchnię, łazienkę a nawet i spiżarnię. Co, jeśli Bryan miał rację? Nie, nie mogę tak myśleć! Przecież jeszcze kilka minut temu widziałam moje słoneczko całe i zdrowe. Chciałam go znaleźć, jednak silny ból głowy uniemożliwiał mi podjęcia się tego wyzwania.
Zapominając całkowicie o mojej agresywnej postawie, wyjęłam komórkę i wybrałam numer Mel. Odebrała, mimo później pory.
-Mel, błagam Cię, przyjedź. Nie radzę sobie już dłużej - załkałam do telefonu, co najwidoczniej wywołało u dziewczyny zdziwienie.
-Opowiesz mi, jak przyjadę. Czekaj na mnie, będę za pare minut.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon gdzieś w kąt fotela. Ja natomiast usadowiłam się na sofie, podciągając nogi do brody i owijając je sobie rękoma. Siedziałam po ciemku. Dlaczego? Bałam się. Bałam się ujrzeć anioła. Jego widok z jednej strony był z jednym z piękniejszych widoków, jakie kiedykolwiek dane było mi ujrzeć, lecz z drugiej za każdym razem, kiedy go widziałam, odczuwałam strach, który z każdą chwilą potęgował. Jego twarz, jego cudowna twarz, która na pierwszy rzut oka nie wyglądała na potworną, właśnie taka była. Okropna, straszna, obrzydliwa, a zarazem pociągająca. Blondyn ze snów był nieziemsko przystojny, co jeszcze bardziej wzbudzało we mnie podejrzenia, że nie jest on człowiekiem. Miałam kilka swoich sugestii, które nieustannie krzątały się w mojej głowie.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc czym prędzej pomknęłam przez korytarz, aby otworzyć przyjaciółce.
-Jedna mała rada, Mel... Jeśli masz zamiar mnie denerwować, błagam, nie rób tego, gdyż może się to źle skończyć - upomniałam dziewczynę, po czym wpuściłam ją do środka. Ta spojrzała na mnie rozdrażniona, zdjęła buty, nie kontrolując dokładnie tej czynności i pobiegła za mną z powrotem do salonu.
-Co tu tak ciemno? - pisnęła dziewczyna, która naprawdę bała się ciemności. Wyszukała włącznik, po czym zapaliła żyrandol. - Gadaj, co się dzieje?
-Zerwałam z Bryanem.
Blondynka zrobiła wielkie oczy, kiedy wytłumaczyłam jej, co dzisiaj się stało. Ona wiedziała już wcześniej o moich problemach, starała się mi pomóc, jednak nie wiedziała, przez co ja przechodziłam. Męczyłam się, cholernie się męczyłam. Nie czułam się bezpiecznie we własnym domu, właściwie nigdzie nie czułam się bezpiecznie. On mógł być dosłownie wszędzie.
-Sądzę, że to ze mną coś jest nie tak. Nie wiem, może jestem chora psychicznie? Przecież moje zachowanie nie jest normalne. Tylko ja to odczuwam, tylko ja widzę jego twarz, tylko ja go czuję. Boję się, Mel. Nie wiem, jak dalej sobie poradzę. Myślę nad wizytą u psychologa, o ile jeszcze to może mi pomóc. Cholera, jestem nienormalna! - skwitowałam, łapiąc się przy tym za głowę.
-Lau, naprawdę? Nie jesteś chora, jesteś w stu procentach normalną osobą.
Tak, normalną. Już to widzę. Normalne osoby nie dostają napadów agresji, nie ranią wszystkich wkoło, nie widzą nieznajomych w snach czy w realnym świecie, normalni ludzie żyją normalnie! Ja nie należała do grona tych osób, niestety.
Spojrzałam na ekran komórki. Szlag, już po północy. Nie zamierzałam iść jutro do szkoły, miałam przecież zwolnienie, jednak Melissa powinna pójść. Nie mogłam przeszkadzać jej w nauce. Musiała się wyspać, a ja jej w tym przeszkodziłam. Uniosłam wzrok, chcąc powiadomić moją przyjaciółkę o późnej godzinie, jednak za nią coś zobaczyłam. Coś, a raczej kogoś.
Telefon wypadł z mojej dłoni, a ja wpatrywałam się jego twarz jak w obrazek.
-Lau, co jest? - Mel próbowała dowiedzieć się, co przykuło moją uwagę. Podniosłam rękę i wskazałam palcem na wejście do pokoju.
Dziewczyna odwróciła się, jednak była zszokowana, kiedy najwyraźniej nikogo tam nie dostrzegła.
Złapała mnie jednak za wyciągniętą rękę i jęknęła.
-O mój Boże, Laura!
Zamknęłam oczy, chcąc wymazać obraz stojącego w drzwiach anioła. Wzięłam głęboki wdech i powróciłam na ziemię. Postać zniknęła, a ja spojrzałam na mój nadgarstek, który blondynka dokładnie oglądała.
Wydałam z siebie cichy pisk, widząc coś na rodzaj tatuażu, który zagościł na mojej ręce. Ogień. Właśnie to przedstawione było na tatuażu.
-Lau, ty nie zwariowałaś - powiedziała spokojnie Mel. - Skoro ja też to widzę, na pewno nie zwariowałaś. Co to jest?!
Byłam przerażona. Dotknęłam miejsca, w którym został przedstawiony znak. Przetarłam opuszkami palców, chcąc coś poczuć, jednak nie czułam nic.
-Ogień...- szepnęłam.
Wstałam gwałtownie z sofy i rzuciłam się w kierunku laptopa. Włączyłam go, usiadłam przy stole i podłączyłam ładowarkę. Kiedy urządzenie było gotowe do użytku, wpisałam w wyszukiwarkę frazę "ogień". Zawołałam Melissę, bo bałam się czytać to sama. Wyszukałam jakiś internetowy słownik symboli i po kolei analizowałam wszystkie słowa.
-Wieczność, gniew bóstwa, nienawiść, piekło, kara, diabeł i... śmierć - wyliczałam po kolei, a ostatni wyraz wywołał u mnie dreszcze.
Rozpłakałam się, po raz kolejny dzisiaj. Przyjaciółka owinęła mnie swoimi chudymi rękoma, przytulając mnie. Byłam wdzięczna za to, że była przy mnie.
-Nie zostaniesz sama, nie pozwolę na to. Do końca tygodnia zwalniam się z lekcji, muszę być przy Tobie.
Nie mogłam przestać płakać. To wszystko mnie przerastało. Dlaczego ja? Dlaczego anioł wybrał mnie? Miałam być jego ofiarą?
Udałam się do łazienki, aby opłukać twarz z łez, które nieustannie leciały z moich oczu. Ta cała sytuacja nie pozwalała mi na normalne funkcjonowanie. Bałam się zrobić nawet najmniejszy krok, bałam się myślenia o aniele i tych potwornych rzeczach.
Wróciłam z powrotem do blondynki, która stała przy parapecie, paląc papierosa.
-To cię zabije, wiesz?
Odwróciła się i spojrzała na mnie z politowaniem. Irytował mnie jej nałóg. To naprawdę kiedyś ją wykończy. Ale z drugiej strony...
-Daj - wyciągnęłam rękę, aby przejąć szluga. Włożyłam go do ust, wciągnęłam płucami dym i wykonałam pierwszego bucha.
-Poradzimy sobie. - Uśmiechnęłam się mimowolnie. - Poradzimy.



Dobra, miałam dodać ten rozdział dopiero w czerwcu, ale nie będę Was trzymać tak długo. Mam napisane kilka do przodu, więc mogę dodawać:3
Zaskoczeni? Co zrobilibyście na miejscu Laury? Coraz bliżej do rozwiązania tego wszystkiego, nie mogę się doczekać!! ♥
Okej, jeszcze jedna sprawa. Pracuję ostatnio nad czymś nowym... Czytałby ktoś opowiadanie o 5SOS? Chcę odskoczyć trochę od pisania o R5 i Raurze, taki jaki odpoczynek i coś nowego. Oczywiście nie zawieszę tego bloga, żeby było jasne. Fabuła też opierałaby się na zjawiskach paranormalnych. Kurcze, wciągnął mnie tak świat, haha.
Piszcie, co myślicie:) Dziękuję za przeczytanie i do napisania! Następny rozdział planuję dodać 15 czerwca:3