Minął dokładnie tydzień, odkąd ostatni raz widziałam Rossa. Nie ukazywał mi się, nie straszył mnie i nie śnił mi się. To zdecydowanie mnie cieszyło, ale czy mogłam być szczęśliwa ze świadomością tego, kim jestem? Niby wiedziałam wszystko, ale czułam się zagubiona. Byłam jak statek na środku oceanu. Na razie panował spokój, ale pewne było, że za jakiś czas nadejdzie sztorm i będzie próbował doprowadzić mnie do stanu wyniszczenia. Tym sztormem niewątpliwie był Ross.
Wtargnął do mojego życia nagle, bez uprzedzenia, burząc mój spokój. Wprowadził wiele zmian, a niektóre z nich najprawdopodobniej zostaną ze mną na zawsze. Jestem przekonana, że po prostu chciał zniszczyć mnie całą. Jednak po burzy musi być tęcza, a ja zdecydowanie mogę powiedzieć, że ten tydzień bez niego był właśnie jej odzwierciedleniem. Spałam spokojnie, wstawałam rano bez żadnych zmartwień i bez problemu szłam do szkoły. Bóle ustały, halucynacje również. Ale co to dało, kiedy w mojej głowie i tak rodziło się mnóstwo pytań, na które odpowiedzi nie znałam? Niby mogłam funkcjonować tak jak poprzednio, ale i tak moje obawy co do pewnych rzeczy nie zmiejszyły się, a być może i na odwrót. Bałam się coraz bardziej i nie miałam nikogo, z kim mogłabym o tym porozmawiać. Ross był tym, który to wszystko zaczął, lecz zamiast skończyć, on po prostu to zostawił.
Wyszłam z domu sprawdzając dokładnie, czy na pewno go zamknęłam. Wsiadłam do swojego auta, które udało mi się kupić głównie na dzisiejszy dzień. Miałam odłożonej trochę gotówki, więc stwierdziłam, że zakup samochodu wcale nie jest takim głupim pomysłem. Miałam szybciej do szkoły, poza tym zmniejszyło się ryzyko, że wpadnę na Lyncha. A chyba najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że zaniedbał również praktyki w naszej klasie. Cóż, dla mnie to zdecydowanie lepiej, przynajmniej nie muszę na niego patrzeć.
Ruszyłam z podjazdu, włączając głośno muzykę. Skupiłam się na drodze, choć moje myśli i tak krążyły ciągle wokół jednej osoby, a mianowicie tajemniczego blondyna. Mimo że bardzo chciałam przestać w końcu myśleć o jego irytującej twarzy, po prostu nie mogłam.
Po dokładnym przemyśleniu stwierdziłam, że wyjazd do ciotki dobrze mi zrobi. Nie mieszkała tak daleko, drogę znałam na pamięć, więc nic raczej stać się nie mogło. Ciotka Eva zawsze wiedziała najwięcej o naszej rodzinie, to ona zawsze opowiadała mi różne historie dotyczące moich przodków, więc wyjazd do niej i podpytanie o Rossa na pewno mi nie zaszkodzi. Jeśli byłam tym, o czym mówił mi chłopak, ona na pewno musiała o tym wiedzieć.
Jazda szła mi dosyć dobrze, nie było korków ani tłoku na drogach, co uważałam za plusy. Niestety jednym wielkim minusem była pora, jaką sobie wybrałam. Po ponad godzinie jazdy niebo zaszło chmurami, widoczność zmniejszyła się, a ja musiałam wytężyć swój wzrok oraz czujność. Na moje nieszczęście w radiu zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka, co tylko zwiększyło moją dekoncentrację. Próbowałam jednak zapanować nad sobą i nie popadać w panikę, przecież za kilkadziesiąt minut cel mojej podróży zostanie osiągnięty. Tylko jak do cholery mam być spokojna, kiedy dosłownie pare metrów przed moim samochodem stoi człowiek? Zahamowałam szybko, nie chcąc doprowadzić do jakiegoś nieszczęśliwego wypadku. Auto zatrzymało się, a ja opadłam na siedzenie, niespokojnie oddychając. Mężczyzna stał do mnie tyłem, co trochę zbiło mnie z tropu. Przed chwilą prawie go rozjechałam, a on w ogóle się tym nie przejął? Pokręciłam głową z westchnięciem i odpięłam pasy, po czym wysiadłam z samochodu. Podeszłam trochę bliżej, ale gdy tylko zrozumiałam, kto przede mną stoi, wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Znowu ty?
Wtedy blondyn odwrócił się, a na jego twarzy malował się ten sam irytujący uśmieszek co zawsze. Nie mogłam uwierzyć, że znowu mi przeszkodził. Był tylko wkurzającym idiotą, a potrafił znacznie pogorszyć i mój humor, i moje samopoczucie.
-Liczyłem na lepsze powitanie. Coś w stylu "Witaj kochanie, jak się masz po tylu dniach rozłąki?' - Podszedł do mnie trochę bliżej z szerokim uśmiechem na twarzy. No tak, mogłam spodziewać się, że znów zacznie doprowadzać mnie do szału.
-Daruj sobie Lynch, nie jesteś zabawny - mruknęłam, wywracając oczami. Nie zamierzałam zbytnio z nim dyskutować, jedyne na czym mi zależało, to dowiedzieć się, dlaczego znów mnie odwiedził. - Czego chcesz?
Ten przystanął w miejscu, założył ręce na piersi i zlustrował mnie wzrokiem.
-Naprawdę jesteś aż tak głupia, żeby jechać do cioci i o wszystkim jej mówić?
Zmarszczyłam brwi, nie bardzo wiedząc, co mu odpowiedzieć. Po pierwsze obraził mnie, a po drugie sam właśnie przyznał, że czyta mi w myślach. Widocznie nie wiem jeszcze wielu rzeczy.
-Nie jestem głupia, po prostu chce się czegoś o tobie dowiedzieć - wzruszyłam ramionami. - I to chyba jedyny sposób. Poza tym nie możesz mi tego zabronić.
Wybuchnął głośnym śmiechem, co tylko wzbudziło we mnie jeszcze negatywniejsze emocje. Ten dźwięk był mi tak znany, a tak znienawidzony. Dosłownie wszystko we mnie buzowało.
-Kochanie, jesteś za słaba, żeby ze mną walczyć - powiedział cicho i jeszcze bardziej się do mnie przybliżył, był naprawdę bardzo blisko. - Zresztą mi nie powinnaś się sprzeciwiać.
Odsunęłam się trochę, żeby być jak najdalej niego, jednak po chwili uderzyłam w samochód. Nie mogłam dalej się ruszyć, a on to wykorzystał i podszedł bardzo blisko mnie tak, że dzieliło nas pare centymetrów.
-Mała, bezbronna Laura - zaśmiał się, przyglądając mi się uważnie. - Tyle rzeczy mógłbym z Tobą teraz robić, tylko spójrz... Jesteśmy tu sami, obydwoje jesteśmy wkurzeni, a czasem trzeba wyładować emocje. Znam jeden bardzo przyjemny sposób.
Pokręciłam głowa i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, chcąc go odsunąć. Jego słowa mnie po prostu brzydziły, on sam był naprawdę ohydny, a jego zachowanie po prostu mnie od niego odrzucało. Przyznam szczerze, że być może podobałoby mi się to, jednak nie w tej sytuacji i nie z nim.
-Odsuń się - mruknęłam, próbując wyrwać mu się i wsiąść sprawnie do auta, jednak on jak zwykle był za silny. Zawsze ze mną wygrywał.
-Naprawdę myślałaś, że to już koniec? Że sobie odejdę i już nigdy nie wrócę? Och Marano, czasem jesteś naprawdę głupiutka - parsknął śmiechem, kładąc dłonie na moich biodrach - Nigdy nie odejdę. Jestem z tobą przez cały czas, nie widzisz mnie, nie wiesz, gdzie się ukrywam. Nie zdajesz sobie sprawy jak fajnie jest cię obserwować.
Prychnęłam głośno i gwałtownie go popchnęłam, tym razem to poskutkowało. Odsunęłam się o pare metrów i spojrzałam na zdezorientowanego chłopaka. Chyba nie spodziewał się, że tak go potraktuję. I dobrze, niech wie, że nie dam mu się zastraszyć. Nie byłam słaba, tak jak myślał. Byłam silną dziewczyną, może czasem trochę naiwną, ale silną. Wiedziałam, że nie mogę dać mu się sprowokować, że muszę walczyć, a on kiedyś i tak ze mną przegra. Ostateczny wyścig musiałam wygrać ja, a Lynch musiał posmakować przegranej.
Przepraszam znowu za tak długą nieobecność, nie miałam ani siły, ani ochoty na pisanie. Poza tym wena mnie opuściła, co widzicie po tym rozdziale. I tak, podzieliłam go na dwie części, bo chcę coś w końcu wstawić!! Drugą część postaram się wstawić przed świętami. Jeśli ładnie się spiszecie z komentowaniem, być może dam jakąś małą niespodziankę w kolejnej części:-)
Ghost
środa, 9 grudnia 2015
sobota, 24 października 2015
Rozdział 15
Blondyn w ogóle mnie nie słuchał i sprawiał wrażenie, jakby czuł się w moim domu jak u siebie. Irytowało mnie to niezmiernie, ale i również przerażało. Byłam w jednym pomieszczeniu z dwoma istotami, które mogły zrobić mi krzywdę. Istotami, nie ludźmi.
Na początku wydawało mi się, że mogłam zaufać Anastasii. Była sympatyczna i naprawdę miła, jednak kiedy powiedziała mi te wszystkie rzeczy, które nadal są dla mnie przerażające, moje nastawienie do niej diametralnie się zmieniło. Oczywiście pomogłam jej, gdy Ross się na nią rzucił, lecz to nie zmieniało faktu, że nadal jej nie ufałam. Oni oboje byli tacy sami.
-Nie będziemy się dłużej bawić, Ross - powiedziałam, podchodząc do fotela, na którym usiadłam. Pochyliłam się lekko, wpatrując się w jego oczy. Oczy, których szczerze nienawidziłam. -Chcę wiedzieć wszystko.
Spojrzałam na Anę, która zajęła miejsce obok blondyna. Dziwiłam jej się. Ja po takim ataku nie odważyłabym się nawet na niego spojrzeć.
-Dalej, Ross, wytłumacz mi. Wytłumacz mi, kim według ciebie jestem - ponaglałam go, chcąc szybciej dowiedzieć się prawdy.
Wpatrywał się we mnie jeszcze chwilę, po czym nagle parsknął śmiechem. Opadł na oparcie sofy, kręcąc głową. Przymknęłam oczy, próbując zapanować nad sobą, co nawet nieźle mi wychodziło. Musiałam jednak przyznać, że słysząc ten jego okropny śmiech, miałam ochotę zwrócić całe przygotowane przez niego dzisiaj śniadanie. Nienawidziłam w nim wszystkiego.
-Jesteś taka zabawna, Lauro - odparł po pewnym czasie, tym razem zupełnie poważnie.
Zmierzyłam go wzrokiem, robiąc kwaśną minę. Cholera, jest taki wkurzający.
-Jesteś taki postrzelony, Ross - odpowiedziałam.
Spojrzał na mnie spode łba, co tym razem rozśmieszyło i mnie. Mieliśmy ciekawą relację. Albo śmialiśmy się z siebie nawzajem, albo patrzyliśmy z pogardą.
-Jestem człowiekiem, rozumiesz? Jestem pieprzonym człowiekiem i żaden idiota nie będzie wmawiał mi, że jest inaczej! Żyjemy w XXI wieku, tutaj nie ma miejsca na bzdurne bajeczki. Skończ z tym wreszcie! - niemal krzyknęłam, tracąc już siły na blondyna. W moim życiu nie było dla niego miejsca. Chciałam, by zniknął.
-Zabawa dopiero się zaczyna, słonko. - Uśmiechnął się, a ja wiedziałam, co to oznaczało.
Zabawa dopiero się zaczyna...
Na początku wydawało mi się, że mogłam zaufać Anastasii. Była sympatyczna i naprawdę miła, jednak kiedy powiedziała mi te wszystkie rzeczy, które nadal są dla mnie przerażające, moje nastawienie do niej diametralnie się zmieniło. Oczywiście pomogłam jej, gdy Ross się na nią rzucił, lecz to nie zmieniało faktu, że nadal jej nie ufałam. Oni oboje byli tacy sami.
-Nie będziemy się dłużej bawić, Ross - powiedziałam, podchodząc do fotela, na którym usiadłam. Pochyliłam się lekko, wpatrując się w jego oczy. Oczy, których szczerze nienawidziłam. -Chcę wiedzieć wszystko.
Spojrzałam na Anę, która zajęła miejsce obok blondyna. Dziwiłam jej się. Ja po takim ataku nie odważyłabym się nawet na niego spojrzeć.
-Dalej, Ross, wytłumacz mi. Wytłumacz mi, kim według ciebie jestem - ponaglałam go, chcąc szybciej dowiedzieć się prawdy.
Wpatrywał się we mnie jeszcze chwilę, po czym nagle parsknął śmiechem. Opadł na oparcie sofy, kręcąc głową. Przymknęłam oczy, próbując zapanować nad sobą, co nawet nieźle mi wychodziło. Musiałam jednak przyznać, że słysząc ten jego okropny śmiech, miałam ochotę zwrócić całe przygotowane przez niego dzisiaj śniadanie. Nienawidziłam w nim wszystkiego.
-Jesteś taka zabawna, Lauro - odparł po pewnym czasie, tym razem zupełnie poważnie.
Zmierzyłam go wzrokiem, robiąc kwaśną minę. Cholera, jest taki wkurzający.
-Jesteś taki postrzelony, Ross - odpowiedziałam.
Spojrzał na mnie spode łba, co tym razem rozśmieszyło i mnie. Mieliśmy ciekawą relację. Albo śmialiśmy się z siebie nawzajem, albo patrzyliśmy z pogardą.
-Jestem człowiekiem, rozumiesz? Jestem pieprzonym człowiekiem i żaden idiota nie będzie wmawiał mi, że jest inaczej! Żyjemy w XXI wieku, tutaj nie ma miejsca na bzdurne bajeczki. Skończ z tym wreszcie! - niemal krzyknęłam, tracąc już siły na blondyna. W moim życiu nie było dla niego miejsca. Chciałam, by zniknął.
-Zabawa dopiero się zaczyna, słonko. - Uśmiechnął się, a ja wiedziałam, co to oznaczało.
Zabawa dopiero się zaczyna...
-Jesteś nienormalny, Lynch. Jesteś nienormalny! - krzyknęłam, wstając z miejsca.
Zmierzwiłam dłonią swoje włosy i spuściłam wzrok. Nie chciałam, żeby widzieli jak płaczę, więc wolałam się oddalić. Odwróciłam się tyłem do nich, jednak po chwili Ross znalazł się tuż przede mną. Uniósł moją brodę, a ja zamknęłam oczy. Robiło mi się słabo, gdy na niego patrzyłam i to dosłownie.
-Spójrz na mnie, Lauro - poprosił spokojnie, a ja próbowałam wyrwać się z jego uścisku. - Spójrz na mnie!
Poczułam szarpnięcie, co zmusiło mnie do otworzenia oczu. Uśmiech na twarzy blondyna utwierdził mnie w przekonaniu, jak złym człowiekiem był Ross. Bawiło go czyjeś cierpienie, a ja byłam pewna, że mógłby nawet kogoś zabić. Prawdopodobnie nie miałby wtedy wyrzutów sumienia i byłby zadowolony z faktu, iż potrafił pokonać wroga. Tylko czy ja byłam jego wrogiem?
-Nasza zabawa nie będzie bolesna, obiecuję - wyszeptał mi na ucho. On był obrzydliwy.
W końcu mnie puścił, a ja czym prędzej odsunęłam się od niego. Miałam ochotę rzucić się na niego, lecz strach pomógł mi zachować zdrowy rozsądek. Z potworem i tak nie masz szans, Lau.
-Wynoś się stąd - syknęłam, oddalając się jeszcze o pare kroków. Wtedy on zniknął mi z oczu, a ja popatrzyłam zszokowana na Anastasię. Czy on właśnie tak po prostu stał się niewidzialny?
Nagle ktoś nachylił się nade mną, a moje ciało dosłownie zdrętwiało. Jedna ręka blondyna powędrowała na moją talię, drugą zaś splótł z moją dłonią. Nie odwzajemniłam tego uścisku, nie w takiej sytuacji.
-Naprawdę mam ochotę jeszcze trochę się pobawić, dlaczego już chcesz, żebym wyszedł?
Przymknęłam oczy, kiedy poczułam, że odgarnia moje włosy na plecy. Następnie nachylił się i delikatnie musnął mój kark, a ja zacisnęłam dłonie w pięści. Nie mogłam powiedzieć, że to mi się nie podobało, bo cholera, byłam kobietą a on gorącym facetem, który właśnie całował moją szyję. Wiedziałam jednak, że to celowe zagranie z jego strony i chciał mnie tylko sprowokować. Przyciągnął mnie bliżej siebie, a ja otworzyłam oczy, patrząc na Anę. Byłam zawiedziona jej postawą, nie pomogła mi, kiedy ja uczyniłam to dosłownie pare minut temu. Z drugiej jednak strony rozumiałam to, pewnie nie chciała przeciwstawiać się Rossowi.
Stałam spokojnie, dzielnie znosząc jego gierki. Podziwiałam siebie za ten spokój i byłam pewna, że to w jakimś stopniu spowodował go strach.
Po kilku pocałunkach złożonych na mojej szyi postanowił mnie puścić, a ja odwróciłam się w jego stronę. Miałam szaleńczą ochotę uderzyć go i sprawić, żeby ten irytujący, a zarazem cudowny uśmiech zniknął z jego twarzy. Nikt nie irytował mnie tak, jak on. A irytacja połączona ze strachem nie wróżyła nic dobrego.
-Jakim cudem znalazłeś się tuż za mną? Nie widziałam, żebyś szedł w moją stronę - zdobyłam się w końcu na pytanie. Cóż, może dla mnie nie było głupie, jednak dla niego z pewnością tak.
On kolejny raz uśmiechnął się, po czym ominął mnie i po prostu wyszedł.
Przepraszam za spóźnienie, ale ostatnio mam mały dostęp do laptopa. Miał być krótszy, ale troszkę przedłużyłam i wyszło takie coś. Przepraszam za czcionkę, nie mam siły na bloggera. Dziękuję wszystkim, którzy nadal zostali ze mną, mimo że tak rzadko dodaję rozdziały. Trzymajcie się! xx
niedziela, 4 października 2015
Powrót i zapowiedź rozdziału 15!
Yay, wracam!
Na początku chciałabym przeprosić za taką paskudną czcionkę, coś mi się tutaj popsuło i nie mogę jej zmienić:((
Postanowiłam, że nie będę tłumaczyć, dlaczego tak długo mnie nie było. To po prostu nudne, no ale jeśli ktoś chce wiedzieć, to oczywiście odpowiem.
Teraz wracam i będę do końca. I wiecie co? Stęskniłam się!
Mam prośbę, a mianowicie żeby każdy, kto to przeczytał, skomentował. Chcę wiedzieć, na czym stoję:)
Poniżej macie kawałek kolejnego rozdziału, mam nadzieję, że jest okej. Zapraszam do czytania!
Blondyn w ogóle mnie nie słuchał i sprawiał wrażenie, jakby czuł się w moim domu jak u siebie. Irytowało mnie to niezmiernie, ale i również przerażało. Byłam w jednym pomieszczeniu z dwoma istotami, które mogły zrobić mi krzywdę. Istotami, nie ludźmi.
Na początku wydawało mi się, że mogłam zaufać Anastasii. Była sympatyczna i naprawdę miła, jednak kiedy powiedziała mi te wszystkie rzeczy, które nadal są dla mnie przerażające, moje nastawienie do niej diametralnie się zmieniło. Oczywiście pomogłam jej, gdy Ross się na nią rzucił, lecz to nie zmieniało faktu, że nadal jej nie ufałam. Oni oboje byli tacy sami.
-Nie będziemy się dłużej bawić, Ross - powiedziałam, podchodząc do fotela, na którym usiadłam. Pochyliłam się lekko, wpatrując się w jego oczy. Oczy, których szczerze nienawidziłam.
-Chcę wiedzieć wszystko.
Spojrzałam na Anę, która zajęła miejsce obok blondyna. Dziwiłam jej się. Ja po takim ataku nie odważyłabym się nawet na niego spojrzeć.
-Dalej, Ross, wytłumacz mi. Wytłumacz mi, kim według ciebie jestem - ponaglałam go, chcąc szybciej dowiedzieć się prawdy.
Wpatrywał się we mnie jeszcze chwilę, po czym nagle parsknął śmiechem. Opadł na oparcie sofy, kręcąc głową. Przymknęłam oczy, próbując zapanować nad sobą, co nawet nieźle mi wychodziło. Musiałam jednak przyznać, że słysząc ten jego okropny śmiech, miałam ochotę zwrócić całe przygotowane przez niego dzisiaj śniadanie. Nienawidziłam w nim wszystkiego.
-Jesteś taka zabawna, Lauro - odparł po pewnym czasie, tym razem zupełnie poważnie.
Zmierzyłam go wzrokiem, robiąc kwaśną minę. Cholera, jest taki wkurzający.
-Jesteś taki postrzelony, Ross - odpowiedziałam.
Spojrzał na mnie spode łba, co tym razem rozśmieszyło i mnie. Mieliśmy ciekawą relację. Albo śmialiśmy się z siebie nawzajem, albo patrzyliśmy z pogardą.
-Jestem człowiekiem, rozumiesz? Jestem pieprzonym człowiekiem i żaden idiota nie będzie wmawiał mi, że jest inaczej! Żyjemy w XXI wieku, tutaj nie ma miejsca na bzdurne bajeczki. Skończ z tym wreszcie! - niemal krzyknęłam, tracąc już siły na blondyna. W moim życiu nie było dla niego miejsca. Chciałam, by zniknął.
-Zabawa dopiero się zaczyna, słonko. - Uśmiechnął się, a ja wiedziałam, co to oznaczało.
Zabawa dopiero się zaczyna...
Na początku wydawało mi się, że mogłam zaufać Anastasii. Była sympatyczna i naprawdę miła, jednak kiedy powiedziała mi te wszystkie rzeczy, które nadal są dla mnie przerażające, moje nastawienie do niej diametralnie się zmieniło. Oczywiście pomogłam jej, gdy Ross się na nią rzucił, lecz to nie zmieniało faktu, że nadal jej nie ufałam. Oni oboje byli tacy sami.
-Nie będziemy się dłużej bawić, Ross - powiedziałam, podchodząc do fotela, na którym usiadłam. Pochyliłam się lekko, wpatrując się w jego oczy. Oczy, których szczerze nienawidziłam.
-Chcę wiedzieć wszystko.
Spojrzałam na Anę, która zajęła miejsce obok blondyna. Dziwiłam jej się. Ja po takim ataku nie odważyłabym się nawet na niego spojrzeć.
-Dalej, Ross, wytłumacz mi. Wytłumacz mi, kim według ciebie jestem - ponaglałam go, chcąc szybciej dowiedzieć się prawdy.
Wpatrywał się we mnie jeszcze chwilę, po czym nagle parsknął śmiechem. Opadł na oparcie sofy, kręcąc głową. Przymknęłam oczy, próbując zapanować nad sobą, co nawet nieźle mi wychodziło. Musiałam jednak przyznać, że słysząc ten jego okropny śmiech, miałam ochotę zwrócić całe przygotowane przez niego dzisiaj śniadanie. Nienawidziłam w nim wszystkiego.
-Jesteś taka zabawna, Lauro - odparł po pewnym czasie, tym razem zupełnie poważnie.
Zmierzyłam go wzrokiem, robiąc kwaśną minę. Cholera, jest taki wkurzający.
-Jesteś taki postrzelony, Ross - odpowiedziałam.
Spojrzał na mnie spode łba, co tym razem rozśmieszyło i mnie. Mieliśmy ciekawą relację. Albo śmialiśmy się z siebie nawzajem, albo patrzyliśmy z pogardą.
-Jestem człowiekiem, rozumiesz? Jestem pieprzonym człowiekiem i żaden idiota nie będzie wmawiał mi, że jest inaczej! Żyjemy w XXI wieku, tutaj nie ma miejsca na bzdurne bajeczki. Skończ z tym wreszcie! - niemal krzyknęłam, tracąc już siły na blondyna. W moim życiu nie było dla niego miejsca. Chciałam, by zniknął.
-Zabawa dopiero się zaczyna, słonko. - Uśmiechnął się, a ja wiedziałam, co to oznaczało.
Zabawa dopiero się zaczyna...
środa, 19 sierpnia 2015
Rozdział 14
Blondyn wyminął mnie i opuścił dom, zostawiając mnie w
totalnym osłupieniu. W perwszej chwili pomyślałam, że to jakiś chory żart,
jednak od razu odgoniłam od siebie te myśli. Z Rossem nie ma żartów.
-Proszę, wejdź do środka - powiedziałam, otwierając szerzej
drzwi. Dziewczyna posłała mi ciepły uśmiech i trzymając swoją torbę, weszła do
środka. Pozbyła się swojego obuwia, więc byłam zmuszona dać jej jakieś buty do
chodzenia po domu, gdyż nie chciałam wyjść na niegościnną. Podałam jej kapcie i
zachęciłam do wejścia w głąb mieszkania. Brunetka podziękowała i uczyniła to, o
co ją poprosiłam. Miałam nadzieję, że nie będzie ona odzwierciedleniem Rossa.
Na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie miłej i sympatycznej, więc byłam
pozytywnie nastawiona do Anastasii.
-Napijesz się czegoś? - zapytałam grzecznie. Chciałam wyjść
na równie przyjazną.
-Nie, dzięki za troskę - odpowiedziała, poprawiając fryzurę.
Kosmyki jej włosów niesfornie wpadały jej na twarz.
-Więc, jesteś dziewczyną Rossa? - Usiadłam naprzeciwko niej,
chcąc mieć na nią oko.
-Co? O mój Boże, nie! - Ana zaczęła się śmiać, sprawiając,
że poczułam się jeszcze bardziej zagubiona. Kim w takim razie była i dlaczego
Ross poprosił akurat ją o pomoc? - My się nawet nie przyjaźnimy. Łączy nas coś,
co tyczy się również Ciebie, Lauro.
Zmarszczyłam oczy i zrobiłam grymas na twarzy. Nie miałam
pojęcia co ja miałam wspólnego z tą dwójką. Nigdy wcześniej nie miałam z nimi
do czynienia.
-Słuchaj, nie chcę ukrywać, że pokładam w tobie nadzieję.
Jesteś teraz jedyną osobą, która może wyjaśnić mi to wszystko. Proszę, pragnę
tylko prawdy. - Popatrzyłam na nią błagalnym spojrzeniem, by wzbudzić u niej
chęć powiedzenia mi wszystkiego. Dziewczyna westchnęła cicho i spuściła wzrok
na podłogę.
-Nie jesteś do końca człowiekiem, Lau - zaczęła.
W tej chwili miałam ochotę wydrzeć się na cały dom, że to
jednak jest jakiś pieprzony żart. Jak to nie jestem człowiekiem? Mam wszystko
to, co człowiek posiada; narządy, głos, rozum a co najważniejsze, mam uczucia.
Nie byłam żadnym mutantem, byłam c z ł o w i e k i e m. Taka się urodziłam ~
ludzka, i taka miałam pozostać.
Wpatrywałam się w brunetkę w osłupieniu. Jej oczy nie były
już takie, jak na początku naszego spotkania. Teraz widziałam w nich ból, tak
samo jak kiedyś w oczach Rossa. Czy oni wszyscy mają takie wahania nastrojów i
zmiany?
-Czym w takim razie jestem? - Tym razem zapytałam spokojnie.
Anastasia wstała z miejsca i kazała zrobić mi to samo.
Podała mi dłoń, a ja chwyciłam ją, cała się trzęsąc. Bałam się teraz dosłownie
wszystkiego. Przecież mogła mnie skrzywdzić.
-Widzisz, istnieją ludzie, jednak nie są oni jedyni. Jesteśmy także my ~ Zaklinacze duchów. Nie różnimy się zbytnio od tych pierwszych, jednak mamy pewne dodatkowe cechy, które nas wyróżniają - mówiła spokojnie, co wydało mi się naprawdę chore. Mówiła o czymś, co nie jest do końca normalne, jakim cudem mogła zachować taki spokój? - Spójrz tylko.
Wpatrywałam się w dziewczynę, która uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Puściła moją rękę, a po chwili przymknęła powieki. Zmrużyłam oczy, nadal nic nie rozumiałam. Minęły może z dwie sekundy, a dziewczyna dosłownie zniknęła z miejsca, w którym przed chwilą stała. Otworzyłam szeroko usta, a moje serce zaczęło mocniej bić. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak brunetka macha mi z kuchni. Wiedziałam, że nie kłamała. Cholera, widziałam to na własne oczy!
-Nie będę mówić Ci wszystkiego, i tak wiem, że będę miała przechlapane za to, że powiedziałam ci część naszej tajemnicy. Zdaję sobie sprawę, jak ciężko jest ci teraz, chciałam po prostu, żebyś wiedziała. - Ana podeszła do mnie, a ja zrobiłam krok w tył. Miałam do czynienia z kimś, kto nie był człowiekiem. Z kimś, kto właśnie przemieścił się o pare metrów w ciągu ułamków sekundy. Nie mogę jej ufać.
-Nie zbliżaj się do mnie.
Brunetka zatrzymała się. Ja cofnęłam się jeszcze kilka kroków. Cała się trzęsłam i dziwiłam się sobie, że jeszcze się nie rozpłakałam. W głowie analizowałam to wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Moje życie zmieniło się drastycznie, każdy dzień wydawał się być teraz koszmarem. Uczestniczyłam w czymś złym, niebezpiecznym i destrukcyjnym. To mnie po prostu niszczyło.
Usłyszałam trzask drzwi, a kiedy odwróciłam głowę, ujrzałam stojącego w progu pokoju Rossa.
Patrzył to na mnie, to na Anę i z chwilą jego twarz zmieniała wyraz, przez co nie mogłam odczytać tego, co właśnie czuł.
-Powiedziałaś jej? - zapytał spokojnie dziewczynę.
Ta skinęła lekko głową.
Wiedziałam, co teraz nastąpi.
-Nie będę mówić Ci wszystkiego, i tak wiem, że będę miała przechlapane za to, że powiedziałam ci część naszej tajemnicy. Zdaję sobie sprawę, jak ciężko jest ci teraz, chciałam po prostu, żebyś wiedziała. - Ana podeszła do mnie, a ja zrobiłam krok w tył. Miałam do czynienia z kimś, kto nie był człowiekiem. Z kimś, kto właśnie przemieścił się o pare metrów w ciągu ułamków sekundy. Nie mogę jej ufać.
-Nie zbliżaj się do mnie.
Brunetka zatrzymała się. Ja cofnęłam się jeszcze kilka kroków. Cała się trzęsłam i dziwiłam się sobie, że jeszcze się nie rozpłakałam. W głowie analizowałam to wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Moje życie zmieniło się drastycznie, każdy dzień wydawał się być teraz koszmarem. Uczestniczyłam w czymś złym, niebezpiecznym i destrukcyjnym. To mnie po prostu niszczyło.
Usłyszałam trzask drzwi, a kiedy odwróciłam głowę, ujrzałam stojącego w progu pokoju Rossa.
Patrzył to na mnie, to na Anę i z chwilą jego twarz zmieniała wyraz, przez co nie mogłam odczytać tego, co właśnie czuł.
-Powiedziałaś jej? - zapytał spokojnie dziewczynę.
Ta skinęła lekko głową.
Wiedziałam, co teraz nastąpi.
-Cholera jasna, jak mogłaś jej powiedzieć? - Chłopak znalazł
się tuż przy niej i kiedy ja nie zdążyłam zainterweniować, jego dłonie
powędrowały na ubranie dziewczyny, przyciskając ją do ściany. Ana próbowała mu
się wyrwać, jednak on ani myślał, by ustąpić. Jego ręce zacisnęły się na tyle
mocno, że dziewczyna zaczynała tracić oddech. Blondyn patrzył jej w oczy z
nienawiścią, jakby naprawdę ona zrobiła mu wielką krzywdę. Zabijał ją, bo mi
pomogła. A ja stałam w kącie pokoju i z szeroko otwartymi ustami przyglądałam
się całej sytuacji.
Po chwili jednak szybko się ocknęłam i postanawiając ratować
dziewczynę, ruszyłam na Rossa. Szarpałam go za ramie, próbowałam odciągnąć,
lecz on wydawał się być niewzruszony tym faktem. Tak, jakby nic nie czuł.
Zaczęłam okładać go pięściami, co wydało mi się żałosne.
Byłam tylko małą, bezbronną dziewczyną, która praktycznie nie miała szans z tym
potworem. Tak, tym właśnie dla mnie teraz był.
-Ross, przestań! - krzyknęłam, wypuszczając kilka łez. Byłam
bezradna, bezsilna i właśnie patrzyłam jak on próbuje ją zabić. Mimo że
chciałam jej pomóc, to nie umiałam. Sama byłam zbyt krucha. - Przestań, proszę.
On jakby wypadł z transu i nagle poluźnił uścisk. Przymknął
oczy, po czym puścił dziewczynę, która upadła na podłogę. Kucnęłam przy niej i
pozwoliłam, by schowała twarz w moją klatkę piersiową. Zaczęła szlochać, a ja
pogładziłam ją po włosach, szepcząc na ucho pocieszające słowa. Miałam
nadzieję, że to pomoże, tym bardziej, że Ana sama w sobie była silna.
Spojrzałam z dołu na Rossa, który teraz wlepiał wzrok w nas
obie. Tym razem był przerażony. Czy mówiłam już, jak bardzo irytują mnie te
zmiany nastrojów?
-Wyjdź z mojego domu - syknęłam, łudząc się, że posłucha
mojej prośby.
On zignorował mnie i ukucnął przy brunetce. Dotknął jej
ramienia, jednak ona strzepnęła szybko jego dłoń, zanosząc się w jeszcze
większy szloch.
-Co to miało być?
Jego wzrok zwrócił się na mnie, a ja kolejny raz nie mogłam
rozczytać tego, co czuł. Cholera, czy on w ogóle miał uczucia?
-Przepraszam - rzucił tylko i wstając, ruszył w stronę kanapy.
Usiadł na niej i schował twarz w dłoniach.
Obserwowałam każdy ruch z obrzydzeniem. Zamiast jakoś ją
pocieszyć, on siedzi i zamartwia się sobą? Pieprzony narcyz.
- Powiedziałam, wyjdź!
Rozdział niedopracowany i niesprawdzony, więc przepraszam za wszystkie błędy! Dodaję na szybko, bo akurat na chwilę mam dostęp do laptopa. Duuuużo się dzieje, prawda? Co myślicie o tym wszystkim?:)
DZIĘKUJĘ KOCHANEJ OLI ZDUŃCZYK ZA POMOC Z NAZWĄ DLA TEGO CAŁEGO TEAMU ROSSA! MUSICIE WIEDZIEĆ, ŻE TO JEJ ZASŁUGA! ♥
piątek, 14 sierpnia 2015
Rozdział 13
Uchyliłam powieki i pierwsze co zrobiłam, to sięgnęłam po telefon, by sprawdzić godzinę. Dochodziła dopiero siódma, więc stwierdziłam, że położę się i jeszcze pośpię. Odwróciłam się na drugi bok, przybierając odpowiednią pozycję do snu, kiedy poczułam coś dziwnego, jakby czyjąś obecność. Otworzyłam gwałtownie oczy, czego natychmiast pożałowałam. Drugą część mojego łóżka zajmował nie kto inny, jak Ross.
-Co ty tutaj robisz, kretynie?! - wrzasnęłam, siadając na brzegu łóżka. Pociągnęłam za sobą kołdrę, którą następnie się opatuliłam, gdyż spałam dzisiaj w samej bieliźnie. Nie lubiłam, gdy ktoś nie widział mnie ubranej, a szczególnie wtedy, gdy był to ktoś taki jak ten idiota.
-Jak się spało, księżniczko? - Uśmiechnął się i puścił mi oczko. Przysięgam, miałam ochotę go wtedy zabić. Co ja gadam, nadal mam ochotę to zrobić!
-Gadaj natychmiast, co robisz w moim domu i dlaczego, do jasnej cholery, leżałeś obok mnie na moim łóżku? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Musiałam nad sobą zapanować, inaczej po prostu rozszarpałabym go na strzępy. - Jeśli nie odpowiesz za pięć sekund, przysięgam, rzucę się na ciebie.
Blondyn zaśmiał się, a ja wzięłam głęboki wdech, by jakoś się uspokoić.
-Nie mam nic przeciwko, żebyś się na mnie rzuciła, kruszynko. W końcu jesteśmy sami w domu.... - chciał dokończyć, jednak nie zdążył, gdyż chwyciłam za poduszkę i po prostu w niego rzuciłam.
Prychnęłam głośno na znak, że jestem zdenerwowana, po czym wstałam z łóżka i opuściłam pokój. Złapałam się za skronie, ból głowy dawał o sobie znać. Poczłapałam do kuchni, myśląc, jak pozbyć się tego debila. Z jakiej racji znalazł się w moim domu? I czego znowu chciał?
Usłyszałam jego kroki, więc wypuściłam powietrze z ust, odwracając się do niego przodem.
Widziałam, jak wgapiał się we mnie, a raczej coś poniżej moich oczu. Parsknęłam śmiechem, gdyż naprawdę mnie rozbawił.
-Poczekaj tutaj chwilę, idę się przebrać.- Uśmiechnęłam się sztucznie, wyminęłam go i ruszyłam w stronę garderoby. Przez niego zapomniałam o tabletce, świetnie.
Wybrałam szare dresy i luźny, biały t-shirt. Szybko założyłam na siebie odpowiednie rzeczy, po czym podeszłam do lustra, trzymając w ręce szczotkę. O mało co nie dostałam zawału, widząc go w lustrzanym odbiciu. Odwróciłam się na pięcie, by móc na niego spojrzeć.
-Stałeś tutaj cały ten czas? - zapytałam, krzyżując ręce na piersi.
-Dokładnie.
-Dupek - mruknęłam pod nosem i wróciłam do rozczesywania swoich włosów. Naprawdę ciężko było mi się skupić, kiedy on stał oparty i fragmułę drzwi. Z zaciekawieniem obserwował każdy mój ruch. O litości, to tylko czesanie włosów!
Kiedy skończyłam, odłożyłam szczotkę i rzuciłam się na łóżko. Chwyciłam za telefon i odpaliłam twittera. O mój Boże, kolejne dramy? Nie było mnie tylko pare godzin! Zawsze ciekawiły mnie te burze w internecie, jednak ostatnio nie miałam sił, by choć częściowo w nich uczestniczyć. Szczerze mówiąc, miałam ważniejsze sprawy niż te wszystkie kłótnie. A jedna sprawa stoi nadal w progu mojego pokoju i się na mnie gapi.
-Przypominam Ci, że nadal znajdujesz się w moim domu wbrew mojej woli, a ja ciągle nie wiem, czego ode mnie chcesz - powiedziałam, nie odrywając wzroku od telefonu. Nie chciałam mu pokazać, że w jakiś sposób się nim interesuję, czy przejmuję. Dla mnie po prostu był. Nie żywiłam do niego żadnych uczuć prócz wściekłości, strachu i lęku. Bo co, jak co, ale nadal wywoływał u mnie te złe emocje, do tej pory się go bałam. Cóż, w końcu nawiedzał mnie w snach. Tym razem sen stał się rzeczywistością.
-Melissa wyjechała, czyli zostałaś sama. Ktoś musi się tobą zająć - odparł, wzruszając ramionami.
Spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi. Nic z tego nie rozumiałam. On miał się mną opiekować? Przypominam, że jeszcze niedawno chciał mnie zabić!
-Jestem dużą dziewczynką, umiem o siebie zadbać. Jeśli potrzebowałabym czyjejś pomocy, zgłosiłabym się do kogoś, ale nie, to na pewno nie byłbyś ty!
Dalej jeździłam palcem po ekranie telefonu, czytając kolejne posty nastolatek. Niektóre były naprawdę głupie!
-Dlaczego nie jesz śniadania? I ty niby potrafisz o siebie zadbać? - zapytał, a ja spojrzałam na niego spode łba. - Za pięć minut masz być w kuchni, zrobię Ci śniadanie.
Chłopak opuścił pokój, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu. Kim on jest, żeby mi rozkazywać? I dlaczego rządzi się w MOIM domu?
Miałam świadomość, że zachowuję się jak dziecko. Ale co innego mogłam stwierdzić na ten temat? Jego nie powinno tutaj być.
Zwlokłam się z łóżka po raz drugi dzisiaj i ruszyłam do kuchni. Usiadłam przy stole, opierając głowę na ręce. Po drugiej stronie stołu usiadł Ross, przysuwając mi pod nos miskę z płatkami.
-Skąd wiedziałeś, że jem płatki? - Zmrużyłam oczy, chcąc wyciągnąć od niego informację. W głębi duszy cieszyłam się, że uszykował mi akurat musli, gdyż tylko to jadałam na śniadania. Byłam jednak ciekawa, skąd to wiedział.
-Lauro, nie zapominaj, że nawiedzałem cię prawie każdego dnia. - Uśmiechnął się szeroko, po czym wskazał na miskę. - Jedz, musisz być silna.
Wywróciłam oczami i zabrałam się za jedzenie. Zjadłam jedną łyżkę, po czym spojrzałam w stronę blondyna.
-Silna po co?
Znowu miał przede mną tajemnice, a mnie to nie odpowiadało. Czy on chciał mnie do czegoś wykorzystać? Przepraszam, nie jestem przedmiotem wystawionym na Allegro, nie mam tabliczki z napisem "Hej, jestem Laura, kup mnie, a nie pożałujesz!".
-Obiecuję, że kiedyś się dowiesz. Teraz jest za wcześnie.
Prychnęłam cicho i wróciłam do spożywania posiłku. Myślałam, że wizyta Rossa to jedyne, co mnie dzisiaj zaskoczy. Myliłam się, gdyż po chwili usłyszałam dzwonek. Zerwałam się z krzesła, po czym podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się wysoka brunetka o orzechowych oczach. Uśmiech gościł na jej twarzy, przez co wydała mi się sympatyczna.
-Umm hej, co cię do mnie sprowadza? - zaczęłam, marszcząc brwi.
Chwilę po tym poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
-Lauro, to Anastasia. Muszę niestety wyjść z domu, oddaję Cię w jej ręce.
Heeej! To znowu ja! Szybko się wyrobiłam, woah.
Obiecałam, że rozdziały będą dłuższe, więc proszę:) Myślę, że nie jest najgorzej, no nie?
Jest nowa bohaterka, cieszycie się?
Myślę, że w 14 poznacie już trochę tajemnic Rossa, będzie ciekawie.
Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa, mówiłam już jak to bardzo motywuje? Kocham Was!
-Co ty tutaj robisz, kretynie?! - wrzasnęłam, siadając na brzegu łóżka. Pociągnęłam za sobą kołdrę, którą następnie się opatuliłam, gdyż spałam dzisiaj w samej bieliźnie. Nie lubiłam, gdy ktoś nie widział mnie ubranej, a szczególnie wtedy, gdy był to ktoś taki jak ten idiota.
-Jak się spało, księżniczko? - Uśmiechnął się i puścił mi oczko. Przysięgam, miałam ochotę go wtedy zabić. Co ja gadam, nadal mam ochotę to zrobić!
-Gadaj natychmiast, co robisz w moim domu i dlaczego, do jasnej cholery, leżałeś obok mnie na moim łóżku? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Musiałam nad sobą zapanować, inaczej po prostu rozszarpałabym go na strzępy. - Jeśli nie odpowiesz za pięć sekund, przysięgam, rzucę się na ciebie.
Blondyn zaśmiał się, a ja wzięłam głęboki wdech, by jakoś się uspokoić.
-Nie mam nic przeciwko, żebyś się na mnie rzuciła, kruszynko. W końcu jesteśmy sami w domu.... - chciał dokończyć, jednak nie zdążył, gdyż chwyciłam za poduszkę i po prostu w niego rzuciłam.
Prychnęłam głośno na znak, że jestem zdenerwowana, po czym wstałam z łóżka i opuściłam pokój. Złapałam się za skronie, ból głowy dawał o sobie znać. Poczłapałam do kuchni, myśląc, jak pozbyć się tego debila. Z jakiej racji znalazł się w moim domu? I czego znowu chciał?
Usłyszałam jego kroki, więc wypuściłam powietrze z ust, odwracając się do niego przodem.
Widziałam, jak wgapiał się we mnie, a raczej coś poniżej moich oczu. Parsknęłam śmiechem, gdyż naprawdę mnie rozbawił.
-Poczekaj tutaj chwilę, idę się przebrać.- Uśmiechnęłam się sztucznie, wyminęłam go i ruszyłam w stronę garderoby. Przez niego zapomniałam o tabletce, świetnie.
Wybrałam szare dresy i luźny, biały t-shirt. Szybko założyłam na siebie odpowiednie rzeczy, po czym podeszłam do lustra, trzymając w ręce szczotkę. O mało co nie dostałam zawału, widząc go w lustrzanym odbiciu. Odwróciłam się na pięcie, by móc na niego spojrzeć.
-Stałeś tutaj cały ten czas? - zapytałam, krzyżując ręce na piersi.
-Dokładnie.
-Dupek - mruknęłam pod nosem i wróciłam do rozczesywania swoich włosów. Naprawdę ciężko było mi się skupić, kiedy on stał oparty i fragmułę drzwi. Z zaciekawieniem obserwował każdy mój ruch. O litości, to tylko czesanie włosów!
Kiedy skończyłam, odłożyłam szczotkę i rzuciłam się na łóżko. Chwyciłam za telefon i odpaliłam twittera. O mój Boże, kolejne dramy? Nie było mnie tylko pare godzin! Zawsze ciekawiły mnie te burze w internecie, jednak ostatnio nie miałam sił, by choć częściowo w nich uczestniczyć. Szczerze mówiąc, miałam ważniejsze sprawy niż te wszystkie kłótnie. A jedna sprawa stoi nadal w progu mojego pokoju i się na mnie gapi.
-Przypominam Ci, że nadal znajdujesz się w moim domu wbrew mojej woli, a ja ciągle nie wiem, czego ode mnie chcesz - powiedziałam, nie odrywając wzroku od telefonu. Nie chciałam mu pokazać, że w jakiś sposób się nim interesuję, czy przejmuję. Dla mnie po prostu był. Nie żywiłam do niego żadnych uczuć prócz wściekłości, strachu i lęku. Bo co, jak co, ale nadal wywoływał u mnie te złe emocje, do tej pory się go bałam. Cóż, w końcu nawiedzał mnie w snach. Tym razem sen stał się rzeczywistością.
-Melissa wyjechała, czyli zostałaś sama. Ktoś musi się tobą zająć - odparł, wzruszając ramionami.
Spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi. Nic z tego nie rozumiałam. On miał się mną opiekować? Przypominam, że jeszcze niedawno chciał mnie zabić!
-Jestem dużą dziewczynką, umiem o siebie zadbać. Jeśli potrzebowałabym czyjejś pomocy, zgłosiłabym się do kogoś, ale nie, to na pewno nie byłbyś ty!
Dalej jeździłam palcem po ekranie telefonu, czytając kolejne posty nastolatek. Niektóre były naprawdę głupie!
-Dlaczego nie jesz śniadania? I ty niby potrafisz o siebie zadbać? - zapytał, a ja spojrzałam na niego spode łba. - Za pięć minut masz być w kuchni, zrobię Ci śniadanie.
Chłopak opuścił pokój, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu. Kim on jest, żeby mi rozkazywać? I dlaczego rządzi się w MOIM domu?
Miałam świadomość, że zachowuję się jak dziecko. Ale co innego mogłam stwierdzić na ten temat? Jego nie powinno tutaj być.
Zwlokłam się z łóżka po raz drugi dzisiaj i ruszyłam do kuchni. Usiadłam przy stole, opierając głowę na ręce. Po drugiej stronie stołu usiadł Ross, przysuwając mi pod nos miskę z płatkami.
-Skąd wiedziałeś, że jem płatki? - Zmrużyłam oczy, chcąc wyciągnąć od niego informację. W głębi duszy cieszyłam się, że uszykował mi akurat musli, gdyż tylko to jadałam na śniadania. Byłam jednak ciekawa, skąd to wiedział.
-Lauro, nie zapominaj, że nawiedzałem cię prawie każdego dnia. - Uśmiechnął się szeroko, po czym wskazał na miskę. - Jedz, musisz być silna.
Wywróciłam oczami i zabrałam się za jedzenie. Zjadłam jedną łyżkę, po czym spojrzałam w stronę blondyna.
-Silna po co?
Znowu miał przede mną tajemnice, a mnie to nie odpowiadało. Czy on chciał mnie do czegoś wykorzystać? Przepraszam, nie jestem przedmiotem wystawionym na Allegro, nie mam tabliczki z napisem "Hej, jestem Laura, kup mnie, a nie pożałujesz!".
-Obiecuję, że kiedyś się dowiesz. Teraz jest za wcześnie.
Prychnęłam cicho i wróciłam do spożywania posiłku. Myślałam, że wizyta Rossa to jedyne, co mnie dzisiaj zaskoczy. Myliłam się, gdyż po chwili usłyszałam dzwonek. Zerwałam się z krzesła, po czym podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się wysoka brunetka o orzechowych oczach. Uśmiech gościł na jej twarzy, przez co wydała mi się sympatyczna.
-Umm hej, co cię do mnie sprowadza? - zaczęłam, marszcząc brwi.
Chwilę po tym poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
-Lauro, to Anastasia. Muszę niestety wyjść z domu, oddaję Cię w jej ręce.
Heeej! To znowu ja! Szybko się wyrobiłam, woah.
Obiecałam, że rozdziały będą dłuższe, więc proszę:) Myślę, że nie jest najgorzej, no nie?
Jest nowa bohaterka, cieszycie się?
Myślę, że w 14 poznacie już trochę tajemnic Rossa, będzie ciekawie.
Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa, mówiłam już jak to bardzo motywuje? Kocham Was!
środa, 12 sierpnia 2015
Rozdział 12
Nareszcie weekend! Świadomość, że mam aż dwa dni tylko dla
siebie, zdążyła poprawić mi humor. Co jeszcze było przyczyną mojego dobrego
nastroju? Po pierwsze ~ koniec lekcji. Niezmiernie się cieszyłam, że wrócę do
domu, rzucę plecak gdzieś w kąt, odpalę komputer i spędzę calutki weekend na
obijaniu się. Kolejną rzeczą, która dzisiaj mnie zaskoczyła jak i ucieszyła,
było to, że nie widziałam Rossa. Miałam szczęście, że w piątek historia nie
była w moim planie.
-Lau? Lau! - Melissa próbowała mnie dogonić, kiedy ja z
uśmiechem na twarzy zmierzałam w stronę przystanku.
Odwróciłam się w jej stronę i od razu ujrzałam
niezadowoloną blondynkę.
-Nie pożegnasz się? - zapytała, robiąc grymas na twarzy.
Wywróciłam oczami i poczłapałam w jej stronę, udając
znudzoną.
-Baw się dobrze, Mel - powiedziałam i uściskałam ją.
-Tylko tyle? Zwykłe 'baw się dobrze'? - Dziewczyna odsunęła
się ode mnie i zrobiła minę smutnego psa. Westchnęłam ciężko, po czym jeszcze
raz ją przytuliłam.
-Bez szaleństw, masz wrócić cała i zdrowa.
Wyczułam, że na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Również się uśmiechnęłam, bo jej szczęście, to i moje szczęście, prawda?
-Będę tęsknić - wymamrotała cicho, oddalając się w stronę
samochodu, przy którym czekał jej chłopak.
-To tylko dwa dni! Trzymaj się! - krzyknęłam ostatni raz, po
czym pobiegłam na przystanek. Jechał akurat mój autobus, a ja nie miałam ochoty
siedzieć dwadzieścia minut, czekając na kolejny.
Poczekałam chwilę, aż spora grupa ludzi opuści pojazd, po
czym ja weszłam do środka i zajęłam miejsce na tyłach. Wyciągnęłam telefon i
słuchawki, które połączyłam do urządzenia. Wybrałam w odtwarzaczu najnowszą
piosenkę Rity Ory, która już po chwili mnie rozbudziła. Zamknęłam oczy, chcąc
całkowicie utonąć w dźwiękach muzyki. Niestety odpoczynek nie był mi dany.
Poczułam, że ktoś mnie szturcha, a gdy otworzyłam oczy i zobaczyłam ten
irytujący uśmieszek, miałam ochotę wykrzyczeć na cały autobus, jaka to jestem
nieszczęśliwa, dodając do tego wiązankę przekleństw. Na całe szczęście w porę się opanowałam i zapobiegłam przed popełnieniem największego błędu tego dnia.
-Co ty tutaj robisz? - wydusiłam po chwili.
-Ja? Wracam do domu - odparł, patrząc na ekran mojego
telefonu. - Rita Ora? Kto słucha tego szajsu?
Zmierzyłam go wzrokiem, a w głowie zabijałam go na tysiąc
różnych sposobów.
-Ja słucham tego szajsu, a teraz przepraszam, wysiadam -
powiedziałam, po czym przecisnęłam się przez siedzenia i stanęłam naprzeciwko
drzwi. Nie musiałam długo czekać, bo po upływie dosłownie kilku sekund
magicznie się otworzyły. Wysiadłam z autobusu, po czym odetchnęłam. Wysiadłam
pare przystanków wcześniej, więc oznaczało to, że będę musiała iść piechotą.
Cóż, lepsze to,niż użeranie się z tym idiotą.
Kiedy myślałam, że dał mi dzisiaj spokój, on w niewyjaśniony
sposób pojawił się tuż przede mną. Stanęłam jak wryta, oczy miałam szeroko
otwarte.
-Jak ty to...? A zresztą nie mów, nie chcę wiedzieć. -
Machnęłam ręką, po czym wyminęłam go i ruszyłam przed siebie. Modliłam się w
duchu, żeby w końcu przestał mnie nękać. Co jak co, ale to robiło się męczące.
-Twoje gierki już dawno przestały mnie śmieszyć, Ross -
wydukałam oschle, kiedy zorientowałam się, że znowu jest w pobliżu. Nie odezwał
się, więc stwierdziłam, że i ja będę go ignorować. Z powrotem założyłam
słuchawki i postanowiłam już niczym się nie przejmować.
Omg, takiej beznadziei chyba nikt się nie spodziewał.
Nie chciałam robić dłuższego i jeszcze bardziej Was zanudzać. Powiem tylko, że ostatnie rozdziały są tak monotonne, gdyż teraz dopiero zacznie się rozkręcać:) Jesteście gotowi?
Nie mam pojęcia co napisać, ew. Są wakacje, a mam tak mało czasu, jedno wielkie urwanie głowy...
Dziękuję za wyświetlenia, komentarze i poprawianie mojego samopoczucia! Ily xx
czwartek, 23 lipca 2015
Rozdział 11 cz.2
Po wyjściu z autobusu Mel zaczęła męczyć mnie kolejnymi pytaniami. Cudownie, że nawet ja nie znałam odpowiedzi na chociażby jedno z nich. Nie wiedziałam kompletnie nic, a jej pytania nie pomagały w poprawieniu mojego samopoczucia. Ta niewiedza wprawiała mnie w niezbyt dobry nastrój. Wzdychałam za każdym razem, kiedy kolejne słowa mojej przyjaciółki docierały do moich uszu. Przez Rossa nawet ona zaczyna mnie irytować.
Pierwszą lekcję miałyśmy osobno, więc choć na chwilę mogłam odetchnąć. Weszłam na drugie piętro i odszukałam salę od matematyki. Nie zajęło mi to dużo czasu, bo już pare chwil później siedziałam w ławce. Miałam szczęście, że na matmie siedziałam sama.
Nauczycielka uśmiechnęła się szeroko na mój widok, co odwzajemniłam. Miło, że choć jedna osoba nie robiła mi na przekór, a wręcz przeciwnie ~ umilała mi dzień. Miałam szczęście, że nie wypytywała mnie, co dokładnie mi dolegało. Po prostu byłam chora, reszty wiedzieć nie musiała.
Całą lekcję przerabialiśmy trygonometrię, czyli coś, czego nienawidziłam całym sercem. Ogólnie matematyka nie należała do moich ulubionych przedmiotów, ale ten dział bym wyjątkowo męczący. Naprawdę nie ogarniałam chociażby podstaw, kiedy inni radzili sobie świetnie. Cieszyłam się, że to pani Anderson była nauczycielką owego przedmiotu, gdyż jako jedna z niewielu była wyrozumiała i miła, więc nie zmuszała mnie do rozwiązywania zadań na tablicy. Podziękowałam jej za to, wychodząc z klasy. Nieopodal czekała na mnie przyjaciółka, więc podbiegłam do niej, pytając się, co teraz mamy.
-Oh God, Lau! Minęło osiem miesięcy, a ty jeszcze nie wiesz, co masz w czwartek po matematyce? Czas obudzić się ze snu, księżniczko - powiedziała, wyjmując z torby plan lekcji. Podała mi go, a ja swobodnie sprawdziłam, co miałyśmy następne.
-Historia... - westchnęłam ciężko, po czym oddałam Melissie świstek papieru. Pan Stewart miał niezbyt dobre zdanie po moim wybryku z liścikiem. Nie rozumiem tego człowieka, to tylko głupia, jednorazowa wpadka!
-Siedzimy razem, jakoś przeżyjesz. - Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym weszła do sali. Ruszyłam za nią i zajęłam miejsce obok. Wyciągnęłam wszystkie potrzebne mi rzeczy, kiedy zadzwonił dzwonek. Do klasy wszedł profesor, lecz nie był sam. Za nim szedł wysoki blondyn ubrany w jeansy i luźną, białą koszulkę. Nie wierzę, po prostu nie wierzę!
-Dzień dobry, proszę wszystkich o zajęcie miejsc! - Nauczyciel krzyknął dosyć głośno, inaczej by go nie posłuchali. - Od dzisiaj, aż do końca roku szkolnego Ross będzie przyglądał się każdej naszej lekcji. Jest praktykantem, to chyba rozumiecie. Myślę, że nie będzie to dla nas większym problemem i miło potraktujecie pana Lyncha.
Uczniowie jednak nie wykazali większego zainteresowania, co dało mi pewną satysfakcję. Ups, jednak nie wszyscy uwielbiają naszego blondynka!
Chłopak przeszedł obok mojej ławki, a nasze spojrzenia na moment się spotkały. Uśmiechnął się do mnie, a ja spuściłam głowę. Boże, dlaczego to musiało przytrafić się akurat mnie?
Pan Stewart zaczął lekcję, a ja wierciłam się na krześle. Czułam na sobie jego wzrok, to było krępujące. Do tego doszły zawroty głowy, tak jak poprzednio. Mówiłam już, że za każdym razem, gdy on pojawia się w moim życiu, dzieją się rzeczy, które po prostu mnie niszczą? Nie mogę mu dać się zniszczyć, muszę mu się postawić.
Oczy same mi się zamykały, a głowa opadała to na jedną, to na drugą stronę. Podparłam się, ale nawet to nie pomagało. Miałam ochotę zwrócić całe dzisiejsze śniadanie. Odwróciłam się w jego stronę, czego od razu pożałowałam. Patrzył się na mnie, ciągle się uśmiechając. On jest przerażający!
Nie wytrzymałam, nie umiałam dłużej tego znieść. Wstałam z krzesła i nie zważając na krzyki nauczyciela, wyszłam z sali. Trzasnęłam drzwiami, a z moich oczu od razu zaczęły lecieć łzy. Kolejny raz się poddałam i dałam mu się owinąć wokół palca. Miałam już dosyć tego wszystkiego, chciałam żyć swoim życiem i nie przejmować się tym kimś już nigdy więcej. Zamiast tego mam coraz to więcej problemów.
Odnalazłam ławkę pod szafkami i usiadłam na niej, wycierając mokre policzki. Odgarnęłam włosy z twarzy, po czym usłyszałam trzask drzwi. Świetnie, nie mogli zostawić mnie samej? Po upływie dosłownie chwili poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Wiedziałam, do kogo należała.
-Idź stąd - powiedziałam, łkając. Boże, to brzmiało tak żałośnie... - Przestań zatruwać mi życie, dobrze? Mam cię serdecznie dość, daj mi spokój!
Liczyłam, że odejdzie, ale zamiast tego on tylko mnie przytulił. A ja po prostu nie miałam siły, żeby go od siebie odsunąć.
Hejka!
Wyrobiłam się, całe szczęście! Myślałam, że nie dam rady, no ale jestem.
Jak widzicie, Ross nie daje jej spokoju. Myślicie, że wreszcie zrozumie, że ją rani?:)
Nie wiem zbytnio, co mam napisać do tej części, jest nudna jak poprzednia, ale tak musi być XD
Pamiętacie notkę, gdzie mówiłam o Mroku? Większość chciałaby drugą wersję, lecz jeden komentarz dał mi do myślenia:
Pierwszą lekcję miałyśmy osobno, więc choć na chwilę mogłam odetchnąć. Weszłam na drugie piętro i odszukałam salę od matematyki. Nie zajęło mi to dużo czasu, bo już pare chwil później siedziałam w ławce. Miałam szczęście, że na matmie siedziałam sama.
Nauczycielka uśmiechnęła się szeroko na mój widok, co odwzajemniłam. Miło, że choć jedna osoba nie robiła mi na przekór, a wręcz przeciwnie ~ umilała mi dzień. Miałam szczęście, że nie wypytywała mnie, co dokładnie mi dolegało. Po prostu byłam chora, reszty wiedzieć nie musiała.
Całą lekcję przerabialiśmy trygonometrię, czyli coś, czego nienawidziłam całym sercem. Ogólnie matematyka nie należała do moich ulubionych przedmiotów, ale ten dział bym wyjątkowo męczący. Naprawdę nie ogarniałam chociażby podstaw, kiedy inni radzili sobie świetnie. Cieszyłam się, że to pani Anderson była nauczycielką owego przedmiotu, gdyż jako jedna z niewielu była wyrozumiała i miła, więc nie zmuszała mnie do rozwiązywania zadań na tablicy. Podziękowałam jej za to, wychodząc z klasy. Nieopodal czekała na mnie przyjaciółka, więc podbiegłam do niej, pytając się, co teraz mamy.
-Oh God, Lau! Minęło osiem miesięcy, a ty jeszcze nie wiesz, co masz w czwartek po matematyce? Czas obudzić się ze snu, księżniczko - powiedziała, wyjmując z torby plan lekcji. Podała mi go, a ja swobodnie sprawdziłam, co miałyśmy następne.
-Historia... - westchnęłam ciężko, po czym oddałam Melissie świstek papieru. Pan Stewart miał niezbyt dobre zdanie po moim wybryku z liścikiem. Nie rozumiem tego człowieka, to tylko głupia, jednorazowa wpadka!
-Siedzimy razem, jakoś przeżyjesz. - Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym weszła do sali. Ruszyłam za nią i zajęłam miejsce obok. Wyciągnęłam wszystkie potrzebne mi rzeczy, kiedy zadzwonił dzwonek. Do klasy wszedł profesor, lecz nie był sam. Za nim szedł wysoki blondyn ubrany w jeansy i luźną, białą koszulkę. Nie wierzę, po prostu nie wierzę!
-Dzień dobry, proszę wszystkich o zajęcie miejsc! - Nauczyciel krzyknął dosyć głośno, inaczej by go nie posłuchali. - Od dzisiaj, aż do końca roku szkolnego Ross będzie przyglądał się każdej naszej lekcji. Jest praktykantem, to chyba rozumiecie. Myślę, że nie będzie to dla nas większym problemem i miło potraktujecie pana Lyncha.
Uczniowie jednak nie wykazali większego zainteresowania, co dało mi pewną satysfakcję. Ups, jednak nie wszyscy uwielbiają naszego blondynka!
Chłopak przeszedł obok mojej ławki, a nasze spojrzenia na moment się spotkały. Uśmiechnął się do mnie, a ja spuściłam głowę. Boże, dlaczego to musiało przytrafić się akurat mnie?
Pan Stewart zaczął lekcję, a ja wierciłam się na krześle. Czułam na sobie jego wzrok, to było krępujące. Do tego doszły zawroty głowy, tak jak poprzednio. Mówiłam już, że za każdym razem, gdy on pojawia się w moim życiu, dzieją się rzeczy, które po prostu mnie niszczą? Nie mogę mu dać się zniszczyć, muszę mu się postawić.
Oczy same mi się zamykały, a głowa opadała to na jedną, to na drugą stronę. Podparłam się, ale nawet to nie pomagało. Miałam ochotę zwrócić całe dzisiejsze śniadanie. Odwróciłam się w jego stronę, czego od razu pożałowałam. Patrzył się na mnie, ciągle się uśmiechając. On jest przerażający!
Nie wytrzymałam, nie umiałam dłużej tego znieść. Wstałam z krzesła i nie zważając na krzyki nauczyciela, wyszłam z sali. Trzasnęłam drzwiami, a z moich oczu od razu zaczęły lecieć łzy. Kolejny raz się poddałam i dałam mu się owinąć wokół palca. Miałam już dosyć tego wszystkiego, chciałam żyć swoim życiem i nie przejmować się tym kimś już nigdy więcej. Zamiast tego mam coraz to więcej problemów.
Odnalazłam ławkę pod szafkami i usiadłam na niej, wycierając mokre policzki. Odgarnęłam włosy z twarzy, po czym usłyszałam trzask drzwi. Świetnie, nie mogli zostawić mnie samej? Po upływie dosłownie chwili poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Wiedziałam, do kogo należała.
-Idź stąd - powiedziałam, łkając. Boże, to brzmiało tak żałośnie... - Przestań zatruwać mi życie, dobrze? Mam cię serdecznie dość, daj mi spokój!
Liczyłam, że odejdzie, ale zamiast tego on tylko mnie przytulił. A ja po prostu nie miałam siły, żeby go od siebie odsunąć.
Hejka!
Wyrobiłam się, całe szczęście! Myślałam, że nie dam rady, no ale jestem.
Jak widzicie, Ross nie daje jej spokoju. Myślicie, że wreszcie zrozumie, że ją rani?:)
Nie wiem zbytnio, co mam napisać do tej części, jest nudna jak poprzednia, ale tak musi być XD
Pamiętacie notkę, gdzie mówiłam o Mroku? Większość chciałaby drugą wersję, lecz jeden komentarz dał mi do myślenia:
Chciałabym się odnieść do punktu 4. Myślę, że powinnaś sama
wybrać czy to będzie o R5, czy 5SOS. Bo przecież nie wybieramy książek tylko ze
względu na imiona bohaterów, prawda? W książkach autorzy decydują o kim będą
pisać. W tej sytuacji to Ty jesteś autorką, więc wybierz :) Skoro masz już
napisane kilka rozdziałów to tego nie zmieniaj. Ja będę czytać
"Mrok", niezależnie od tego na których bohaterów się zdecydujesz.
Na razie zostanę chyba przy wersji pierwszej, a jeśli Wy szanujecie moją pracę, możecie czytać to fanfiction bez większego problemu, tak mi się wydaje. Przecież imiona to nie wszystko, nie?:)
Więc zapraszam wszystkich zainteresowanych, liczę, że wpadniecie!
Dziękuję za komentarze i wszystkie miłe słowa, to kochane ♥ Jak już mówiłam, obiecuję, że nadrobię wszystkie zaległości na innych blogach, ale to po powrocie z obozu. Teraz nie dysponuję czasem, mam nadzieję, że mi wybaczycie:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)