Bez chwili zastanowienia ruszyłam w wybranym wcześniej
kierunku. W tym momencie nie mogłam myśleć, musiałam działać. Byłam pełna sił i
energii, więc bez problemu mogłam biec. A najdziwniejsze w tym wszystkim było
to, że potrafiłam to zrobić. Wcześniej, gdy spotykałam Anioła, coś mną
kierowało i nie było możliwości ucieczki. Teraz jestem sobą i wiem, że on jest
zły, po prostu to czuję. To tak, jakbym znów była starą Laurą. Tęskniłam za
nią, brakowało mi jej i bałam się, że ona już nie powróci. Ale skoro umiem myśleć
racjonalnie, oznacza to,że nie do końca postradałam zmysły, czyż nie?
Biegłam przed siebie, myśląc o tym, co za chwilę może się
zdarzyć; albo dobiegnę do domu, albo on zrobi mi krzywdę. Mogłam się odwrócić,
by sprawdzić, czy mnie goni, czy też może się rozmyslił. Tak też zrobiłam.
Przystopowałam, a mój oddech powoli wracał do poprzedniego stanu. Zacisnęłam ręce w
pięści, po czym wolno odwróciłam się na pięcie. To, co tam zobaczyłam, a raczej
czego nie zobaczyłam, zupełnie zbiło mnie z tropu. Czyli byłam bezpieczna?
-Ładnie to tak uciekać? - Usłyszałam ponownie ten sam głos.
Zamarłam. W co on sobie pogrywał?
Obróciłam głowę i mogłam dostrzec uśmiechniętą twarz Anioła. Niesforne blond włosy opadały mu na czoło, jednak on wydawał się być niewzruszony tym faktem. Brązowe oczy idealnie kontrastowały z jasną czupryną, jednak ja nie mogłam nic z nich odczytać. To tak, jakby był pusty, nie wyrażał żadnych emocji, prócz jednej. On po prostu się śmiał.
Skrzywiłam się na jego widok. Był idealny, a zarazem obrzydzał mnie. Ile jeszcze tych kontrastów będę musiała znosić w swoim życiu? To stało się męczące!
-Czego chcesz? - powiedziałam spokojnie. Teraz zdawałam sobie sprawę, że tylko spokój może mnie uratować. Będzie dobrze, jakoś z tego wyjdziesz...
Zaczęłam stawiać małe kroki do tyłu, co nawet mi wychodziło. Przynajmniej się nie potknęłam, chociaż w tym mam szczęście. Miałam nadzieję, że jakoś uda mi się dotrzeć do bezpiecznego miejsca, choć z każdą sekundą to wydawało się być coraz bardziej niemożliwe. Dlaczego musiał mnie dopaść na takim pustkowiu?
-Dlaczego się mnie boisz? Aż tak straszny jestem? - zapytał, unosząc brew.
Dłużej tego nie zniosę.
-Przestań ze mnie kpić! - krzyknęłam dość głośno.
Zmrużył oczy i założył ręce na piersi. Mój Boże, kiedy on da mi spokój?
-Lauro, złotko, na mnie się nie krzyczy - odparł, zachowując spokój.
Nie czekałam dłużej, rzuciłam się biegiem za siebie. Musiałam uciekać, musiałam. Miałam choć małą nadzieję, że zaraz jakiś królewicz na koniu zjawi się tuż przede mną i uratuje mnie przed tym złem, które kryło się pod postacią Anioła. Oczywiście, tak się nie stało.
Potknęłam się, co wydawało mi się naprawdę dziwne, gdyż droga była prosta, bez żadnych dziur. No tak, miałam do czynienia z istotą, która nie do końca należy do świata, w którym żyłam.
-Ał! - syknęłam.
Podciągnęłam nogawkę od spodni i zobaczyłam, że z rany na kolanie powoli sączyła się krew. Przymknęłam oczy, gdyż ten widok powodował u mnie zawroty głowy. Położyłam dłoń na skaleczonym miejscu, by jakoś zetrzeć czerwoną ciecz i uciec. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że on stoi nade mną.
-Co za niezdara... - Zaśmiał się.
Podniosłam głowę i posłałam mu spojrzenie pełne nienawiści. Śmieszył go mój ból? Krzywdził mnie specjalnie? Cholera, w co ja się wpakowałam?
-Zostaw mnie w spokoju!
Powróciłam do wykonywania poprzedniej czynności, czyli tamowania krwi. Piekło mnie, ból powoli stawał się coraz bardziej odczuwalny, jednak ten drugi rodzaj bólu nazywany psychicznym, pokonywał ten drugi, fizyczny.
Opuściłam z powrotem nogawkę moich jeansów, które i atk nadawały się już do wyrzucenia, po czym jakimś cudem udźwignęłam się na nogach. Złapałam się za skronie, gdyż pod wpływem gwałtownego ruchu zaczęła boleć mnie głowa. Świetnie! Mam uciekać przed chorym na umyśle czymś, kiedy czuję się, jakby właśnie rozjechał mnie autobus!
Upadłam po raz drugi. Wiedziałam, czyja to sprawka. Przy nim zawsze jestem wrakiem człowieka.
Łzy zaczęły mi spływać po policzku, a włosy opadły mi na twarz. Miałam dość. Zastanawiałam się, o co w tym wszystkim chodziło. Może zostałam wystawiona na jakąś próbę? Ktoś chciał mnie sprawdzić? Może jestem w jakimś słabym programie telewizyjnym, gdzie ludzie zostają straszeni przez innych? Nie, to nie było to. Ja po prostu nie umiałam tego wytłumaczyć.
-W takim stanie nie dojdziesz sama do domu.
Wow, naprawdę? Nie zdążyłam się zorientować! W głębi zaczęłam śmiać się z jego głupoty, choć mimo wszystko nadal milczałam, trzymając się za zranione kolano, które naprawdę bardzo piekło.
-No ej, obraziłaś się? - Uklęknął przy mnie i położył dłoń na moim ramieniu.
Czy ja się właśnie przesłyszałam? Obraziłam się? Miałam po prostu obrazić się za to wszystko, co mi zrobił?
-Słuchaj, pieprzony idioto! Nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi w tej całej Twojej durnej zabawie, jednak musisz wiedzieć, że ona już dawno przestała mnie bawić. Nie jestem dzieckiem, z tego co zauważyłam, ty tez nim nie jesteś, więc skończ te swoje gierki. Zostaw mnie i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy! - powiedziałam stanowczo, strzepując jego rękę z mojego ciała.
Ten spuścił wzrok, zagryzając dolna wargę, jakby nie wiedział, co powiedzieć. Czyżby odebrało mu mowę? Zaskakujące!
Niespodziewanie poczułam jego ręce pod swoim tułowiem, a chwile po tym znalazłam sie w jego ramionach. Przepraszam bardzo, dlaczego on mnie dotyka?
Zaczęłam się wiercić, jednak on trzymał mnie w taki sposób, że ucieczka nie wchodziła w grę.
Odwróciłam się w jego stronę, chcąc nakrzyczeć mu prosto w twarz, co o nim sądzę. Nie zrobiłam tego, gdyż nasze spojrzenia spotkały się.Patrzył na mnie w skupieniu, co było niekomfortowe, jak i przyjemne i zadziwiające. Spojrzałam w jego oczy, które tym razem były zupełnie inne. Były pełne troski. Kto normalny potrafi zmienić nastrój w tak krótkim czasie?
-Pusć mnie, poradzę sobie sama. - przerwałam niezręczną dla mnie chwilę.
-Jesteś pewna, że sobie poradzisz? - zapytał, uśmiechając się szeroko. Jego zmiany nastrojów są tak częste, że to aż niemożliwe. Jest taki tajemniczy, dziwny, inny i naprawdę ciężko go rozgryźć. Może o to mu chodzi? Chce mnie zmylić?
-Tak, jestem o tym przekonana.
Zrobił to, o co go prosiłam, postawił mnie na ziemię. Cholera, jeszcze przed chwilą sam sprawiał mi ból, a teraz robi to, na co ja mam ochotę. Czy to jest normalne? Zdecydowanie nie.
Zarzuciłam włosy do tyłu, bym mogła widzieć, w którą stronę zmierzam. Przedtem wpadały mi na twarz i zasłaniały widoczność, co uniemożliwiało mi postawienie choć kilku kroków.
Ruszyłam powoli przed siebie, kuśtykając.
Lau, dasz radę, dasz radę... Dojdziesz bezpiecznie do domu, on zaraz sobie pójdzie i nigdy więcej już nie pojawi się na twojej drodze...
-Nie zachowuj się jak dziecko, Lauro. Zaniosę cię do domu i po
sprawie.
Wywróciłam oczami, starając się ignorować jego zaczepki.
Niepotrzebnie wdawałam się w dyskusje. Mogłam poprosić Bryana, żeby mnie
odprowadził. Boże, ale byłam głupia!
-Laura, do cholery jasnej, widzę, że się meczysz! -
krzyknął, łapiąc mnie za ramię. Faktycznie, kolano ciągle krwawiło, bolało, a
ja co chwila się zatrzymywałam.
Strzepnęłam jego rękę z mojego ramienia i się do niego
odwróciłam.
-Ja zachowuję się jak dziecko?! Ja?! Kto przez pare tygodni
musiał wytrzymywać twoje odwiedziny? Ty? No tak, mogłam się tego spodziewać.
Zatrzymujesz mnie, sprawiasz mi ból, a potem próbujesz pokazać, że ci zależy!
Nie znam cię, nawet nie wiem, jak masz na imię, a ty wyglądasz, jakbyś wiedział i mnie
wszystko. I wiesz co? Wcale mi się to nie podoba. Kim ty jesteś, co?
-Jestem Ross i mam zamiar zabrać cię bezpieczne do domu.
Nie zdążyłam nawet prychnąć, gdyż znów znalazłam się w jego
ramionach.
-Puść mnie idioto! - krzyczałam, uderzając pięściami w jego
klatkę piersiową. -Jesteś nienormalny!
Czułam się... dziwnie. No tak, w końcu znajdowałam się a
ramionach swojego własnego prześladowcy, jeśli mogę go tak nazwać, a to raczej
nie należało do normalnych sytuacji. Cóż się dziwić, nic ostatnio nie jest
normalne.
-A więc tak, masz na imię Ross, jesteś nieziemsko
przystojny, ratujesz mnie właśnie przed totalną klęska i w sumie to chyba tyle,
nic więcej o tobie nie wiem. - Postanowiłam rozpocząć dyskusję. Kto wie, może
czegoś się dowiem?
-Naprawdę uważasz, że jestem przystojny? - zapytał,
uśmiechając się szeroko. Och, typowy chłopak tego wieku.
-Owszem, jesteś, ale nie do tego zmierzałam. Dowiem się
czegoś więcej na twój temat?
-Na razie niczego ci nie powiem, nie jesteś gotowa.
Zaraz, zaraz, gotowa? Na co ja mam być gotowa?
-Znowu ze mną pogrywasz? Mam tego dość, Ross - powiedziałam
stanowczo.
Ten westchnął i spuścił głowę. Serio, niczego się nie
dowiem? Nie miałam już sił na te tajemnice, to było zbyt wiele. Wszystko było
jednym wielkim bałaganem, którego nie umiałam posprzątać.
-Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie, obiecuję. -
Uśmiechnął się po raz kolejny, ukazując przy tym szereg białych zębów.
Zarumieniłam się i schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi, aby ukryć moje
różowe policzki. Mogłam przy tym poczuć jego zapach, który naprawdę mi się
spodobał. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam zauważać plusy jego pojawienia się w
moim życiu. Halo, przecież nie jedna dziewczyna marzy o wysokim blondynie z
pięknymi, brązowymi oczami. Nie powinnam narzekać.
Blondyn zatrzymał się, a ja podniosłam głowę. Spostrzegłam, że znajdujemy się pod moim domem. Wow, on naprawdę zaniósł mnie pod sam dom i nic mi nie zrobił! Powinnam się cieszyć czy raczej płakać, że w mojej głowie zrodziło się tyle chorych pomysłów?
-Dzięki, możesz mnie puścić - rzekłam, próbując uwolnić się z jego uścisku po raz kolejny.
-Żartujesz sobie?
Zrobiłam wielkie oczy, nie bardzo wiedząc, co miał na myśli. Odetchnęłam z ulgą, kiedy po prostu zapukał do drzwi, w których po chwili pojawiła się moja przyjaciółka. Pobladła, widząc mnie w ramionach obcego chłopaka.
-Mogę zanieść ją na górę? Sama raczej nie da rady. - Wyszczerzył się do niej.
Wait, skąd on wie, że mam pokój na górze?
Ach, no tak...
Każdej nocy jestem przez niego prześladowana, prawie bym zapomniała!
-Um, tak, pewnie - odpowiedziała Melissa.
Westchnęłam ciężko, zabijając dziewczynę w myślach na milion różnych sposobów. Dlaczego się zgodziła?
Blondyn przeszedł przez próg, kierując się w stronę schodów. Wywróciłam oczami, kiedy ponownie się do mnie uśmiechnął. Niech już stąd wyjdzie, błagam.
Otworzył sprawnie drzwi do mojego pokoju, by po chwili położyć mnie na łóżko. Mel szła za nami i przyglądała się wszystkiemu zdziwiona.
-Trzeba opatrzyć jej nogę, dać jej coś do picia, potem niech pójdzie spać. Poradzisz sobie? - zapytał moją przyjaciółkę.
Zmarszczyłam brwi, słysząc to. Hola, hola... Najpierw cierpię właśnie przez niego, a potem to on poucza Mel i mówi jej, co ma zrobić? Kretyn!
-Dziękuję, Ross, możesz już iść. - Uśmiechnęłam się sztucznie. On spojrzał na mnie, po czym opuścił mój pokój.
Melissa usiadła obok mnie, a ja spuściłam głowę. Naprawdę nie miałam pojęcia, jak jej to wytłumaczyć. Wiedziałam, że zaraz zacznie wypytywać mnie, kim był ten chłopak, skąd go znam i czego chciał. Postanowiłam więc, że to ja zacznę dyskusję.
-Potknęłam się, on mnie zauważył i zaoferował pomoc, tylko tyle - skłamałam.
Wtedy nie miałam pojęcia, że to kłamstwo pociągnie za sobą sznur wielu innych.
Mój Boże, p r z e p r a s z a m!
Wyrażam zgodę na zabicie mnie:))) Chyba najgorszy rozdział na tym blogu, serio. Czytam to i się załamuję. Jeden z ważniejszych, a tak go zniszczyłam!
Nie wiem, co więcej napisać, nie chcę jeszcze bardziej się pogrążać :') Przepraszam, że tyle czekaliście i obiecuję, że nadrobię zaległości na Waszych blogach, ostatnio po prostu nie miałam czasu. Przepraszam za wszelkie błędy.
A no i najważniejsze! Udanych wakacji, kochani:) ♥
Uściski xx