piątek, 15 maja 2015
Rozdział 6
Bryan przyjechał w ciągu godziny. Dziwne było, że dotarcie od szkoły do szpitala zajęło mu aż tyle czasu. Przecież to pare przecznic dalej.
Brunet usiadł na krześle znajdującym się zaraz obok mojego łóżka, a kąciki jego ust delikatnie się uniosły. Nie miałam pewności, czy było to w przyjaznym geście. Jego zachowanie ostatnio trochę mnie dziwiło. Był jakiś oschły, czasem nawet mnie unikał. Zaczęłam zastanawiać się, czy aby na pewno nie jest teraz tutaj z przymusu. Cóż, musiałam zacząć uważnie mu się przyglądać.
-Lau, mam złą wiadomość - powiedział, a ja oczywiście się przeraziłam. W po ierwszej chwili pomyślałam, że chodzi o Mel. Skinęłam głową, aby kontynuował. - Byłem dzisiaj w Twoim domu. Niestety, zastałem Cezara nieżywego...
W jednej chwili mój nastrój gwałtownie się zmienił. Jak to Cezar nie żyje? Jakim cudem mój kochany, mały Cezar nie żyje?
-Co z nim zrobiłeś? - zapytałam, ocierając rękawem łzy spływające po moich policzkach.
Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież był jeszcze młodym kotem, miałam go zaledwie kilka miesięcy, jednak zdążyłam się z nim zżyć. Ten, w przeciwieństwie do innych, zawsze był przy mnie. Oczywiście wtedy, kiedy byłam "dostępna". Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, że nie chodziło tutaj o Melissę, Vanessę czy moich rodziców, z drugiej smutek opanował moje ciało. Nie mogłam się z tym pogodzić.
-Oddałem go w dobre ręce.
Myślałam, że zaraz rozlecę się w małe kawałeczki. A przed tym wywalę Bryana za drzwi. Jak mógł zrobić z nim porządek, nie dając mi możliwości pożegnania się z moim małym słoneczkiem i oczkiem w głowie? Miałam ochotę rzucić w niego szklanką stojącą na małej szafce obok łóżka. Nie zrobiłam tego, rzecz jasna. Ale sama myśl, że w ogóle o tym pomyślałam, była dość przerażająca. Ostatnio miałam takie napady agresji, miałam ochotę coś stłuc, rozbić czy rozszarpać na strzępy. To nie należało do normalnych zachowań, nie u mnie.
-Jak mogłeś nie pozwolić mi się z nim pożegnać? - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Byłam wściekła. Naprawdę wściekła. Jak on mógł? Wiedział, znał mnie. Zrobił to specjalnie?
-Och, proszę Cię, to tylko kot. Nie histeryzuj.
Tylko kot? Naprawdę?
-Nie wierzę, że coś takiego powiedziałeś! Nie wierzę! Mam ostatnio problemy, niemałe problemy, a ty zamiast mnie wspierać, dołujesz jeszcze bardziej. Widzę kogoś, Bryan, ja go widzę codziennie. To nie daje mi spokoju, to mnie niszczy, a ty tak spokojnie na to patrzysz? Co się z Tobą, do cholery, stało? - Tym razem nie panowałam nad emocjami. Serce biło mi niemiłosiernie szybko, żyły równie prędko pulsowały, co było dziwnym doznaniem. Wcześniej nie miewałam takich napadów.
-No, no... Widzisz kogoś? I pewnie myślisz, że to jakieś pieprzone halucynacje? A co, jeśli masz kogoś na boku? Jak mogę Ci ufać, Lau? - odpowiedział, mierząc mnie przy tym wzrokiem. Nie ufał mi? Po tylu wspólnych chwilach on mi nie ufał? Zabolało mnie to. Jak w ogóle mógł pomyśleć o tym, że mogłabym go zdradzać? Mój problem był dość poważny, a on robił z tego aferę o mojego kochanka. To było nie na miejscu.
-Przestań z tymi aktami zazdrości, to staje się irytujące - odchrząknęłam jedynie i opadłam na pościel.
Spojrzałam na zegar, który znajdował się naprzeciwko mojego łóżka. Z jednej strony tykanie wskazówek doprowadzało mnie do szału, od początku mojego pobytu w szpitalu miałam po prostu wyrzucić ten pieprzony zegar przez okno, lecz z drugiej bywał pomocny. Miałam dokładnie dwie godziny do opuszczenia tego nieprzyjemnego miejsca, które oznaczało tylko kłopoty. Dwie długie godziny siedzenia w ciszy z Bryanem. Świetnie. Pierwszy raz jego obecność po prostu mnie irytowała, chciałam, żeby stąd wyszedł. Jednak to on miał zawieźć mnie do domu, przynajmniej w tej rzeczy mogłam na niego liczyć.
Mimo pozorów, te dwie godziny minęły mi dosyć szybko. Bryan chodził wte i we wte po pokoju, czasem wychodził na zewnątrz, co dawało mi chwilę odsapnięcia. Oczywiście tego emocjonalnego. Dzisiaj jego twarz działała na mnie dosyć niepokojąco, nie chciałam go widzieć. Nie po tym, co zrobił. Jego zachowanie wydawało mi się być nieodpowiedzialne i egoistyczne, bo to przecież ja byłam opiekunką Cezara. Myśl, że już nigdy na niego nie spojrzę, nie dawała mi spokoju. Ciągle myślałam o tym wszystkim, co miało miejsce w ostatnich dniach. Wszystko to było coraz gorsze, czułam się, jakbym z każdym dniem była bliżej piekła. Jednak czy na to zasłużyłam? Najbardziej zadziwiało mnie to, że każda błahostka wprowadzała mnie w stan gniewu, a na widok anioła reagowałam nadzwyczaj spokojnie. To działało jak jakaś hipnoza.
-Możemy wychodzić? - Poddenerwowany Bryan czekał na mnie w progu sali. Wywróciłam oczami, po czym zapięłam torbę i założyłam jej rączki na ramię. Ruszyłam w kierunku chłopaka, wyminęłam go i skierowałam się w stronę wyjścia ze szpitala. Wszystkie sprawy z wypisaniem załatwiłam kilka minut wcześniej, więc mogłam spokojnie opuścić budynek, nie martwiąc się, że ktoś mnie zatrzyma. Odwróciłam głowę i popędziłam trochę bruneta, któremu chyba się nie spieszyło. Denerwowało mnie to, gdyż chciałam po prostu wrócić do domu, wziąć prysznic i położyć się do swojego łóżka.
Bryan nacisnął przycisk umieszczony na kluczykach od samochodu, który po jego interwencji otworzył się. Wsiadłam do niego i trzasnęłam drzwiami. W sumie nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Po prostu miałam taką ochotę, wyżyć się na kimś. Fizycznie, nie psychicznie. Tym razem padło na samochód i słuch mojego chłopaka. Ten skarcił mnie i zmierzył wzrokiem, jednak nie przejęłam się tym. Rozsiadłam się wygodnie na fotelu, torbę usadowiłam sobie na dywaniku. Zapaliłam na chwilę światło samochodowe, gdyż chciałam znaleźć w kieszeni mojej bluzy klucze.
-Po co ci to światło? - Bryan już zaczął te swoje fochy.
Wywróciłam oczami, po czym zgasiłam lampę i opadłam na fotel. Trudno, znajdę je później.
Pojazd ruszył, a moja głowa leżała na oparciu siedzenia. Miałam ochotę zasnąć, jednak wiedziałam, że to nie miałoby najmniejszego sensu. Powinniśmy być w domu w ciągu dwudziestu minut, tyle musiałam wytrzymać.
Za oknami panował mrok, w końcu był już wieczór. Słońce całkowicie zaszło, co jeszcze bardziej pogarszało mój nastrój. Odwróciłam się od szatyna, nie chciałam go widzieć. Zranił mnie dzisiaj, tak być nie powinno. A to wszystko przez te pieprzone problemy. Dlaczego to spotkało mnie, dlaczego to ja muszę się borykać z tymi wszystkimi rzeczami? Czasem miewałam wrażenie, że to może przeze mnie. Może to problem tkwił we mnie. Przecież to wszystko widywałam tylko ja, tylko ja to odczuwałam. Nikt inny nie miał z tym nic wspólnego. Druga opcja również przychodziła mi na myśl, a mianowicie poczucie, że to może jakieś głupie żarty. Jednak jak ktoś miałby sterować moimi snami? To niemożliwe. W tym było coś głębszego, coś potwornego, złego. Czułam to.
Spojrzałam na drogę i zamarłam. To był on.
-Stój! - krzyknęłam, a przerażony Bryan zaczął hamować. W tym czasie ja próbowałam dokładnie zbadać postać, która odwiedzała mnie do tej pory. Nie umiałam jednak odczytać nic nowego. I to było irytujące.
Pojazd stanął, a ja poleciałam do przodu i uderzyłam głową o deskę rozdzielczą, tak mi się wydawało. Po chwili opadłam z powrotem na siedzenie, łapiąc się za bolące miejsce. Poczułam ciepłą ciecz na moich palcach, na które po chwili spojrzałam. Otworzyłam usta ze zdziwienia, a po policzku spłynęła mi łza.
-Nic Ci nie jest? - Ten idiota znów zadał jakieś durne pytanie. Jak mogło nic mi nie być? Właśnie mieliśmy coś na deseń wypadku, uderzyłam się w głowę, bo spowodowało krwotok, a ten zadaje głupie pytania, zamiast mi pomóc.
Prychnęłam tylko i sięgnęłam po torbę. Wyjęłam z niej chusteczki, lecz obawiałam się, że to nie zatamuje do końca krwawienia. Przyłożyłam jedną do rany i chwilę przetrzymałam. Bryan siedział tylko, wpatrując się w drogę. Chyba dopiero doszło do niego to, że tak naprawdę nikogo tam nie było. Ja też zrozumiałam to dopiero teraz. Czy ten cholerny, upadły anioł chciał mnie zabić?
-Nie zadawaj pytaj, nie odzywaj się, po prostu odwieź mnie do domu. Jeśli masz jeszcze psuć mi nerwy, powiedz, a wysiądę i wrócę na piechotę - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Na całe szczęście chłopak mnie posłuchał.
Tym razem jechał o wiele wolniej, co z jednej strony przeszkadzało mi, a z drugiej uważałam to za naprawdę dobre posunięcie. Jednak trochę szybsze tempo nie zaszkodziłoby, chciałam znaleźć się już w domu.
-Dzięki za podwózkę - rzuciłam, kiedy auto zatrzymało się przed moim domem. Byłam wściekła na Bryana, jednak miałam choć małą nadzieję, że zostanie ze mną tej nocy. Przerażenie wzięło nade mną górę, potwornie się bałam. Mimo tego wszystkiego, postanowiłam, że wejdę jednak do domu i przełamię się. Odwróciłam się jeszcze w stronę mojego chłopaka, jednak jego twarz schowana była w dłoniach, więc mnie nie dostrzegł. Posmutniałam, przełknęłam ślinę i odkluczyłam drzwi. Weszłam ostrożnie do środka, zapaliłam światło i rozejrzałam się. Nic podejrzanego tam nie zastałam. Nic, oprócz jednej niepokojącej mnie rzeczy.
-Cezar?
Ha! Jestem dumna. Mówiłam, że napiszę dłuższy rozdział? Mówiłam i napisałam. Powinnam go trochę bardziej dopracować, ale nie mam siły ani pomysłów. Oby chociaż to się Wam spodobało:)
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnimi rozdziałami! Jesteście cudowni, uwielbiam Was ♥ Nawet nie wiecie, jak bardzo to motywuje. Za każdym razem, gdy przeczytam Waszą opinię, jestem tak szczęśliwa... Ciężko to opisać.
Miałam dodać ten rozdział gdzieś pod koniec maja, ale stwierdziłam, że nie będę nikogo trzymać w niepewności. Nie mogę się doczekać, kiedy wszystko się rozwiąże. Do napisania! ♥
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cudowny rozdział!!!♥♥♥
OdpowiedzUsuńPiszesz naprawdę bardzo ciekawie i już nie mogę się doczekać, co się stanie dalej. Twoja historia bardzo mnie zaciekawiła, bo nigdy wcześniej takiej nie czytałam.
Z niecierpliwością czekam na next. :*
WOW!
OdpowiedzUsuńz każdym rozdziałem to opowiadanie jeszcze bardziej mnie fascynuje <3
Rozdział naprawdę fantastyczny,
chciałabym, żeby TEN upadły anioł jakoś do niej przemówił czy coś :P
Ale ty napiszesz jak chcesz :)
Pozdrawiam i weny życze :D
Nie bede sie rozpisywac. Po prostu mega *.* :*
OdpowiedzUsuńUhuuu.. Kłótnia pomiędzy "idealną parą" no kto by się spodziewał? XD Ja! Laura, z Tobą jest coraz gorzej.. Dziwne. Dopiero wyszłaś ze szpitala XD Dobra, martwy kot i teraz nagle ożył?! Are U kidding me?! A Bryan? To już całkowity przedstawiciel idiotyzmu i debilizmu... Jak można zadawać tak głupie i oczywiste pytanie "Nic Ci nie jest?" Jpdl... Nie, bez komentarza. Opowieść ciekawi mnie z każdą chwilą coraz bardziej :) Tylko zastanawiam się kiedy wszystko się rosskręci... Z niecierpliwością czekam na następny rossdział rossdział :*
OdpowiedzUsuń~SweatLivv
Nominowałam Cię do LBA. Szczegóły u mnie : you-will-be-forever-raura.blogspot.com
UsuńUwielbiam Twój styl pisania! <3
OdpowiedzUsuńWeronika, nominowałam Cię do LBA! http://xxxrblog.blogspot.com/2015/05/lba.html
No więc tak.
OdpowiedzUsuńPrzyszykuj się na przemowę.
* ELL NA WERBLACH*
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Kocham cię. I chcę film na podstawie Twojego bloga.
Skończyłam, dziękuję za uwagę. Amen.
~ Klaudia
Jak zawsze cudowny. Masz wielki talent, kiedy zacznie się czytać Twojego bloga to już nie można skończyć. To przeradza się w uzależnienie <3
OdpowiedzUsuńTakże ten, czekam na nexta <3
PS Gratulacje nominacji :)
OdpowiedzUsuńhttp://xxxrblog.blogspot.com/2015/05/lba.html
Tego rozdziału nie da się opisać, bo jest superaśny!
OdpowiedzUsuńCzekam cierpliwie na next :)