środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 14

Blondyn wyminął mnie i opuścił dom, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu. W perwszej chwili pomyślałam, że to jakiś chory żart, jednak od razu odgoniłam od siebie te myśli. Z Rossem nie ma żartów.
-Proszę, wejdź do środka - powiedziałam, otwierając szerzej drzwi. Dziewczyna posłała mi ciepły uśmiech i trzymając swoją torbę, weszła do środka. Pozbyła się swojego obuwia, więc byłam zmuszona dać jej jakieś buty do chodzenia po domu, gdyż nie chciałam wyjść na niegościnną. Podałam jej kapcie i zachęciłam do wejścia w głąb mieszkania. Brunetka podziękowała i uczyniła to, o co ją poprosiłam. Miałam nadzieję, że nie będzie ona odzwierciedleniem Rossa. Na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie miłej i sympatycznej, więc byłam pozytywnie nastawiona do Anastasii.
-Napijesz się czegoś? - zapytałam grzecznie. Chciałam wyjść na równie przyjazną.
-Nie, dzięki za troskę - odpowiedziała, poprawiając fryzurę. Kosmyki jej włosów niesfornie wpadały jej na twarz.
-Więc, jesteś dziewczyną Rossa? - Usiadłam naprzeciwko niej, chcąc mieć na nią oko.
-Co? O mój Boże, nie! - Ana zaczęła się śmiać, sprawiając, że poczułam się jeszcze bardziej zagubiona. Kim w takim razie była i dlaczego Ross poprosił akurat ją o pomoc? - My się nawet nie przyjaźnimy. Łączy nas coś, co tyczy się również Ciebie, Lauro.
Zmarszczyłam oczy i zrobiłam grymas na twarzy. Nie miałam pojęcia co ja miałam wspólnego z tą dwójką. Nigdy wcześniej nie miałam z nimi do czynienia.
-Słuchaj, nie chcę ukrywać, że pokładam w tobie nadzieję. Jesteś teraz jedyną osobą, która może wyjaśnić mi to wszystko. Proszę, pragnę tylko prawdy. - Popatrzyłam na nią błagalnym spojrzeniem, by wzbudzić u niej chęć powiedzenia mi wszystkiego. Dziewczyna westchnęła cicho i spuściła wzrok na podłogę.
-Nie jesteś do końca człowiekiem, Lau - zaczęła.
W tej chwili miałam ochotę wydrzeć się na cały dom, że to jednak jest jakiś pieprzony żart. Jak to nie jestem człowiekiem? Mam wszystko to, co człowiek posiada; narządy, głos, rozum a co najważniejsze, mam uczucia. Nie byłam żadnym mutantem, byłam c z ł o w i e k i e m. Taka się urodziłam ~ ludzka, i taka miałam pozostać.
Wpatrywałam się w brunetkę w osłupieniu. Jej oczy nie były już takie, jak na początku naszego spotkania. Teraz widziałam w nich ból, tak samo jak kiedyś w oczach Rossa. Czy oni wszyscy mają takie wahania nastrojów i zmiany?
-Czym w takim razie jestem? - Tym razem zapytałam spokojnie.
Anastasia wstała z miejsca i kazała zrobić mi to samo. Podała mi dłoń, a ja chwyciłam ją, cała się trzęsąc. Bałam się teraz dosłownie wszystkiego. Przecież mogła mnie skrzywdzić.
-Widzisz, istnieją ludzie, jednak nie są oni jedyni. Jesteśmy także my ~ Zaklinacze duchów. Nie różnimy się zbytnio od tych pierwszych, jednak mamy pewne dodatkowe cechy, które nas wyróżniają - mówiła spokojnie, co wydało mi się naprawdę chore. Mówiła o czymś, co nie jest do końca normalne, jakim cudem mogła zachować taki spokój? - Spójrz tylko. 
Wpatrywałam się w dziewczynę, która uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Puściła moją rękę, a po chwili przymknęła powieki. Zmrużyłam oczy, nadal nic nie rozumiałam. Minęły może z dwie sekundy, a dziewczyna dosłownie zniknęła z miejsca, w którym przed chwilą stała. Otworzyłam szeroko usta, a moje serce zaczęło mocniej bić. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak brunetka macha mi z kuchni. Wiedziałam, że nie kłamała. Cholera, widziałam to na własne oczy!
-Nie będę mówić Ci wszystkiego, i tak wiem, że będę miała przechlapane za to, że powiedziałam ci część naszej tajemnicy. Zdaję sobie sprawę, jak ciężko jest ci teraz, chciałam po prostu, żebyś wiedziała. - Ana podeszła do mnie, a ja zrobiłam krok w tył. Miałam do czynienia z kimś, kto nie był człowiekiem. Z kimś, kto właśnie przemieścił się o pare metrów w ciągu ułamków sekundy. Nie mogę jej ufać.
-Nie zbliżaj się do mnie.
Brunetka zatrzymała się. Ja cofnęłam się jeszcze kilka kroków. Cała się trzęsłam i dziwiłam się sobie, że jeszcze się nie rozpłakałam. W głowie analizowałam to wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Moje życie zmieniło się drastycznie, każdy dzień wydawał się być teraz koszmarem. Uczestniczyłam w czymś złym, niebezpiecznym i destrukcyjnym. To mnie po prostu niszczyło.
Usłyszałam trzask drzwi, a kiedy odwróciłam głowę, ujrzałam stojącego w progu pokoju Rossa.
Patrzył to na mnie, to na Anę i z chwilą jego twarz zmieniała wyraz, przez co nie mogłam odczytać tego, co właśnie czuł.
-Powiedziałaś jej? - zapytał spokojnie dziewczynę.
Ta skinęła lekko głową.
Wiedziałam, co teraz nastąpi.
-Cholera jasna, jak mogłaś jej powiedzieć? - Chłopak znalazł się tuż przy niej i kiedy ja nie zdążyłam zainterweniować, jego dłonie powędrowały na ubranie dziewczyny, przyciskając ją do ściany. Ana próbowała mu się wyrwać, jednak on ani myślał, by ustąpić. Jego ręce zacisnęły się na tyle mocno, że dziewczyna zaczynała tracić oddech. Blondyn patrzył jej w oczy z nienawiścią, jakby naprawdę ona zrobiła mu wielką krzywdę. Zabijał ją, bo mi pomogła. A ja stałam w kącie pokoju i z szeroko otwartymi ustami przyglądałam się całej sytuacji.
Po chwili jednak szybko się ocknęłam i postanawiając ratować dziewczynę, ruszyłam na Rossa. Szarpałam go za ramie, próbowałam odciągnąć, lecz on wydawał się być niewzruszony tym faktem. Tak, jakby nic nie czuł.
Zaczęłam okładać go pięściami, co wydało mi się żałosne. Byłam tylko małą, bezbronną dziewczyną, która praktycznie nie miała szans z tym potworem. Tak, tym właśnie dla mnie teraz był.
-Ross, przestań! - krzyknęłam, wypuszczając kilka łez. Byłam bezradna, bezsilna i właśnie patrzyłam jak on próbuje ją zabić. Mimo że chciałam jej pomóc, to nie umiałam. Sama byłam zbyt krucha. - Przestań, proszę.
On jakby wypadł z transu i nagle poluźnił uścisk. Przymknął oczy, po czym puścił dziewczynę, która upadła na podłogę. Kucnęłam przy niej i pozwoliłam, by schowała twarz w moją klatkę piersiową. Zaczęła szlochać, a ja pogładziłam ją po włosach, szepcząc na ucho pocieszające słowa. Miałam nadzieję, że to pomoże, tym bardziej, że Ana sama w sobie była silna.
Spojrzałam z dołu na Rossa, który teraz wlepiał wzrok w nas obie. Tym razem był przerażony. Czy mówiłam już, jak bardzo irytują mnie te zmiany nastrojów?
-Wyjdź z mojego domu - syknęłam, łudząc się, że posłucha mojej prośby.
On zignorował mnie i ukucnął przy brunetce. Dotknął jej ramienia, jednak ona strzepnęła szybko jego dłoń, zanosząc się w jeszcze większy szloch.
-Co to miało być?
Jego wzrok zwrócił się na mnie, a ja kolejny raz nie mogłam rozczytać tego, co czuł. Cholera, czy on w ogóle miał uczucia?
-Przepraszam - rzucił tylko i wstając, ruszył w stronę kanapy. Usiadł na niej i schował twarz w dłoniach.
Obserwowałam każdy ruch z obrzydzeniem. Zamiast jakoś ją pocieszyć, on siedzi i zamartwia się sobą? Pieprzony narcyz.

- Powiedziałam, wyjdź!



Rozdział niedopracowany i niesprawdzony, więc przepraszam za wszystkie błędy! Dodaję na szybko, bo akurat na chwilę mam dostęp do laptopa. Duuuużo się dzieje, prawda? Co myślicie o tym wszystkim?:) 
DZIĘKUJĘ KOCHANEJ OLI ZDUŃCZYK ZA POMOC Z NAZWĄ DLA TEGO CAŁEGO TEAMU ROSSA! MUSICIE WIEDZIEĆ, ŻE TO JEJ ZASŁUGA! ♥ 

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 13

Uchyliłam powieki i pierwsze co zrobiłam, to sięgnęłam po telefon, by sprawdzić godzinę. Dochodziła dopiero siódma, więc stwierdziłam, że położę się i jeszcze pośpię. Odwróciłam się na drugi bok, przybierając odpowiednią pozycję do snu, kiedy poczułam coś dziwnego, jakby czyjąś obecność. Otworzyłam gwałtownie oczy, czego natychmiast pożałowałam. Drugą część mojego łóżka zajmował nie kto inny, jak Ross.
-Co ty tutaj robisz, kretynie?! - wrzasnęłam, siadając na brzegu łóżka. Pociągnęłam za sobą kołdrę, którą następnie się opatuliłam, gdyż spałam dzisiaj w samej bieliźnie. Nie lubiłam, gdy ktoś nie widział mnie ubranej, a szczególnie wtedy, gdy był to ktoś taki jak ten idiota.
-Jak się spało, księżniczko? - Uśmiechnął się i puścił mi oczko. Przysięgam, miałam ochotę go wtedy zabić. Co ja gadam, nadal mam ochotę to zrobić!
-Gadaj natychmiast, co robisz w moim domu i dlaczego, do jasnej cholery, leżałeś obok mnie na moim łóżku? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Musiałam nad sobą zapanować, inaczej po prostu rozszarpałabym go na strzępy. - Jeśli nie odpowiesz za pięć sekund, przysięgam, rzucę się na ciebie.
Blondyn zaśmiał się, a ja wzięłam głęboki wdech, by jakoś się uspokoić.
-Nie mam nic przeciwko, żebyś się na mnie rzuciła, kruszynko. W końcu jesteśmy sami w domu.... - chciał dokończyć, jednak nie zdążył, gdyż chwyciłam za poduszkę i po prostu w niego rzuciłam.
Prychnęłam głośno na znak, że jestem zdenerwowana, po czym wstałam z łóżka i opuściłam pokój. Złapałam się za skronie, ból głowy dawał o sobie znać. Poczłapałam do kuchni, myśląc, jak pozbyć się tego debila. Z jakiej racji znalazł się w moim domu? I czego znowu chciał?
Usłyszałam jego kroki, więc wypuściłam powietrze z ust, odwracając się do niego przodem.
Widziałam, jak wgapiał się we mnie, a raczej coś poniżej moich oczu. Parsknęłam śmiechem, gdyż naprawdę mnie rozbawił.
-Poczekaj tutaj chwilę, idę się przebrać.- Uśmiechnęłam się sztucznie, wyminęłam go i ruszyłam w stronę garderoby. Przez niego zapomniałam o tabletce, świetnie.
Wybrałam szare dresy i luźny, biały t-shirt. Szybko założyłam na siebie odpowiednie rzeczy, po czym podeszłam do lustra, trzymając w ręce szczotkę. O mało co nie dostałam zawału, widząc go w lustrzanym odbiciu. Odwróciłam się na pięcie, by móc na niego spojrzeć.
-Stałeś tutaj cały ten czas? - zapytałam, krzyżując ręce na piersi.
-Dokładnie.
-Dupek - mruknęłam pod nosem i wróciłam do rozczesywania swoich włosów. Naprawdę ciężko było mi się skupić, kiedy on stał oparty i fragmułę drzwi. Z zaciekawieniem obserwował każdy mój ruch. O litości, to tylko czesanie włosów!
Kiedy skończyłam, odłożyłam szczotkę i rzuciłam się na łóżko. Chwyciłam za telefon i odpaliłam twittera. O mój Boże, kolejne dramy? Nie było mnie tylko pare godzin! Zawsze ciekawiły mnie te burze w internecie, jednak ostatnio nie miałam sił, by choć częściowo w nich uczestniczyć. Szczerze mówiąc, miałam ważniejsze sprawy niż te wszystkie kłótnie. A jedna sprawa stoi nadal w progu mojego pokoju i się na mnie gapi.
-Przypominam Ci, że nadal znajdujesz się w moim domu wbrew mojej woli, a ja ciągle nie wiem, czego ode mnie chcesz - powiedziałam, nie odrywając wzroku od telefonu. Nie chciałam mu pokazać, że w jakiś sposób się nim interesuję, czy przejmuję. Dla mnie po prostu był. Nie żywiłam do niego żadnych uczuć prócz wściekłości, strachu i lęku. Bo co, jak co, ale nadal wywoływał u mnie te złe emocje, do tej pory się go bałam. Cóż, w końcu nawiedzał mnie w snach. Tym razem sen stał się rzeczywistością.
-Melissa wyjechała, czyli zostałaś sama. Ktoś musi się tobą zająć - odparł, wzruszając ramionami.
Spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi. Nic z tego nie rozumiałam. On miał się mną opiekować? Przypominam, że jeszcze niedawno chciał mnie zabić!
-Jestem dużą dziewczynką, umiem o siebie zadbać. Jeśli potrzebowałabym czyjejś pomocy, zgłosiłabym się do kogoś, ale nie, to na pewno nie byłbyś ty!
Dalej jeździłam palcem po ekranie telefonu, czytając kolejne posty nastolatek. Niektóre były naprawdę głupie!
-Dlaczego nie jesz śniadania? I ty niby potrafisz o siebie zadbać? - zapytał, a ja spojrzałam na niego spode łba. - Za pięć minut masz być w kuchni, zrobię Ci śniadanie.
Chłopak opuścił pokój, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu. Kim on jest, żeby mi rozkazywać? I dlaczego rządzi się w MOIM domu?
Miałam świadomość, że zachowuję się jak dziecko. Ale co innego mogłam stwierdzić na ten temat? Jego nie powinno tutaj być.
Zwlokłam się z łóżka po raz drugi dzisiaj i ruszyłam do kuchni. Usiadłam przy stole, opierając głowę na ręce. Po drugiej stronie stołu usiadł Ross, przysuwając mi pod nos miskę z płatkami.
-Skąd wiedziałeś, że jem płatki? - Zmrużyłam oczy, chcąc wyciągnąć od niego informację. W głębi duszy cieszyłam się, że uszykował mi akurat musli, gdyż tylko to jadałam na śniadania. Byłam jednak ciekawa, skąd to wiedział.
-Lauro, nie zapominaj, że nawiedzałem cię prawie każdego dnia. - Uśmiechnął się szeroko, po czym wskazał na miskę. - Jedz, musisz być silna.
Wywróciłam oczami i zabrałam się za jedzenie. Zjadłam jedną łyżkę, po czym spojrzałam w stronę blondyna.
-Silna po co?
Znowu miał przede mną tajemnice, a mnie to nie odpowiadało. Czy on chciał mnie do czegoś wykorzystać? Przepraszam, nie jestem przedmiotem wystawionym na Allegro, nie mam tabliczki z napisem "Hej, jestem Laura, kup mnie, a nie pożałujesz!".
-Obiecuję, że kiedyś się dowiesz. Teraz jest za wcześnie.
Prychnęłam cicho i wróciłam do spożywania posiłku. Myślałam, że wizyta Rossa to jedyne, co mnie dzisiaj zaskoczy. Myliłam się, gdyż po chwili usłyszałam dzwonek. Zerwałam się z krzesła, po czym podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się wysoka brunetka o orzechowych oczach. Uśmiech gościł na jej twarzy, przez co wydała mi się sympatyczna.
-Umm hej, co cię do mnie sprowadza? - zaczęłam, marszcząc brwi.
Chwilę po tym poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
-Lauro, to Anastasia. Muszę niestety wyjść z domu, oddaję Cię w jej ręce.




Heeej! To znowu ja! Szybko się wyrobiłam, woah.
Obiecałam, że rozdziały będą dłuższe, więc proszę:) Myślę, że nie jest najgorzej, no nie?
Jest nowa bohaterka, cieszycie się?
Myślę, że w 14 poznacie już trochę tajemnic Rossa, będzie ciekawie.
Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa, mówiłam już jak to bardzo motywuje? Kocham Was!




środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 12

Nareszcie weekend! Świadomość, że mam aż dwa dni tylko dla siebie, zdążyła poprawić mi humor. Co jeszcze było przyczyną mojego dobrego nastroju? Po pierwsze ~ koniec lekcji. Niezmiernie się cieszyłam, że wrócę do domu, rzucę plecak gdzieś w kąt, odpalę komputer i spędzę calutki weekend na obijaniu się. Kolejną rzeczą, która dzisiaj mnie zaskoczyła jak i ucieszyła, było to, że nie widziałam Rossa. Miałam szczęście, że w piątek historia nie była w moim planie.
-Lau? Lau! - Melissa próbowała mnie dogonić, kiedy ja z uśmiechem na twarzy zmierzałam w stronę przystanku.
Odwróciłam się w jej stronę i od razu ujrzałam niezadowoloną  blondynkę.
-Nie pożegnasz się? - zapytała, robiąc grymas na twarzy.
Wywróciłam oczami i poczłapałam w jej stronę, udając znudzoną.
-Baw się dobrze, Mel - powiedziałam i uściskałam ją.
-Tylko tyle? Zwykłe 'baw się dobrze'? - Dziewczyna odsunęła się ode mnie i zrobiła minę smutnego psa. Westchnęłam ciężko, po czym jeszcze raz ją przytuliłam.
-Bez szaleństw, masz wrócić cała i zdrowa.
Wyczułam, że na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Również się uśmiechnęłam, bo jej szczęście, to i moje szczęście, prawda?
-Będę tęsknić - wymamrotała cicho, oddalając się w stronę samochodu, przy którym czekał jej chłopak.
-To tylko dwa dni! Trzymaj się! - krzyknęłam ostatni raz, po czym pobiegłam na przystanek. Jechał akurat mój autobus, a ja nie miałam ochoty siedzieć dwadzieścia minut, czekając na kolejny.
Poczekałam chwilę, aż spora grupa ludzi opuści pojazd, po czym ja weszłam do środka i zajęłam miejsce na tyłach. Wyciągnęłam telefon i słuchawki, które połączyłam do urządzenia. Wybrałam w odtwarzaczu najnowszą piosenkę Rity Ory, która już po chwili mnie rozbudziła. Zamknęłam oczy, chcąc całkowicie utonąć w dźwiękach muzyki. Niestety odpoczynek nie był mi dany. Poczułam, że ktoś mnie szturcha, a gdy otworzyłam oczy i zobaczyłam ten irytujący uśmieszek, miałam ochotę wykrzyczeć na cały autobus, jaka to jestem nieszczęśliwa, dodając do tego wiązankę przekleństw. Na całe szczęście w porę się opanowałam i zapobiegłam przed popełnieniem największego błędu tego dnia.
-Co ty tutaj robisz? - wydusiłam po chwili.
-Ja? Wracam do domu - odparł, patrząc na ekran mojego telefonu. - Rita Ora? Kto słucha tego szajsu?
Zmierzyłam go wzrokiem, a w głowie zabijałam go na tysiąc różnych sposobów.
-Ja słucham tego szajsu, a teraz przepraszam, wysiadam - powiedziałam, po czym przecisnęłam się przez siedzenia i stanęłam naprzeciwko drzwi. Nie musiałam długo czekać, bo po upływie dosłownie kilku sekund magicznie się otworzyły. Wysiadłam z autobusu, po czym odetchnęłam. Wysiadłam pare przystanków wcześniej, więc oznaczało to, że będę musiała iść piechotą. Cóż, lepsze to,niż użeranie się z tym idiotą.
Kiedy myślałam, że dał mi dzisiaj spokój, on w niewyjaśniony sposób pojawił się tuż przede mną. Stanęłam jak wryta, oczy miałam szeroko otwarte.
-Jak ty to...? A zresztą nie mów, nie chcę wiedzieć. - Machnęłam ręką, po czym wyminęłam go i ruszyłam przed siebie. Modliłam się w duchu, żeby w końcu przestał mnie nękać. Co jak co, ale to robiło się męczące.

-Twoje gierki już dawno przestały mnie śmieszyć, Ross - wydukałam oschle, kiedy zorientowałam się, że znowu jest w pobliżu. Nie odezwał się, więc stwierdziłam, że i ja będę go ignorować. Z powrotem założyłam słuchawki i postanowiłam już niczym się nie przejmować.


Omg, takiej beznadziei chyba nikt się nie spodziewał. 
Nie chciałam robić dłuższego i jeszcze bardziej Was zanudzać. Powiem tylko, że ostatnie rozdziały są tak monotonne, gdyż teraz dopiero zacznie się rozkręcać:) Jesteście gotowi? 
Nie mam pojęcia co napisać, ew. Są wakacje, a mam tak mało czasu, jedno wielkie urwanie głowy... 
Dziękuję za wyświetlenia, komentarze i poprawianie mojego samopoczucia! Ily xx