-Gotowa?-zapytał chłopak.
Przytaknęłam i złapałam go za rękę. Wyszliśmy z domu i
skierowaliśmy się w stronę mojej szkoły muzycznej, która znajdowała się
nieopodal. Postanowiłam, że zabiorę go dzisiaj ze sobą, gdyż Bryan lubił
oglądać moje próby. Mówił, że wtedy jestem w stu procentach sobą.
-Ile można na Ciebie czekać?!-Upierdliwa Melissa jak zwykle
męczyła mnie od momentu, gdy przekroczyłam próg budynku.
-Uspokój się, jestem na czas!-Pospiesznie skierowałam się w
stronę szatni, w której zostawiłam bluzę i torebkę. Telefon schowałam do
kieszeni, tak na wszelki wypadek.
W sali na ostatnim piętrze czekała już na nas pani Williams.
Na ławce siedziała jeszcze Susan-dziewczyna o nieziemskim głosie. Susan była
dość specyficzną osobą, gdyż nigdy z nikim nie rozmawiała. Wiele razy
próbowałam nawiązać z nią jakiś kontakt, jednak ona wydawała się być zbyt
onieśmielona. Dlaczego? Grzeszyła urodą, czego bardzo jej zazdrościłam. Długie
blond włosy zawsze miała spięte w uroczego kucyka, w jej błękitnych oczach
można było dosłownie utonąć... Dobra, koniec. Mówię jak jakiś pieprzony poeta,
zakochany po uszy w dziewczynie z kółka różańcowego. Jednym zdaniem~ miała
predyspozycje, których po prostu nie umiała wykorzystać.
W grupie były jeszcze dwie dziewczyny, które często
opuszczały zajęcia. W sumie byłam zadowolona, że dzisiaj się nie zjawiły.
Zawsze mierzyły mnie wzrokiem, podśmiewały się cicho... Starałam się to olewać,
jednak gdy zaczęły uderzać do Bryana, nie
wytrzymałam. Musiałam coś im powiedzieć, inaczej dalej niszczyłyby nasz
związek.
-Dziewczynki, co powiecie na Beyonce i jej
"Halo"?-zaproponowała Pani Williams.
Beyonce? Świetnie! Uwielbiałam jej piosenki, jest wspaniałą
wokalistką.
Nauczycielka rozdała naszej trójce teksty.
Przeanalizowałyśmy je i podzieliłyśmy się na wersy.
Pierwsze cztery do zaśpiewania miała Mel, następne ja i
kolejne Susan. Ustawiłyśmy się przy mikrofonach, które dostosowałyśmy do
swojego wzrostu. Uśmiechnęłam się jeszcze do Bryana, który patrzył na mnie z
zaciekawieniem. W sali rozbrzmiała muzyka. Moja blondwłosa przyjaciółka zaczęła
śpiewać swoje wersy, kiedy na przygotowywałam się do swojej
"kwestii". Raz, dwa,
trzy...
I found a
way to let you in
But, I
never really had a doubt
Standing
in the light of your halo...
I koniec. Dalej już nie zaśpiewałam. Dlaczego? Po prostu nie
mogłam. Nie mogłam nic z siebie wykrztusić, ani jednego słowa, ani jednego
zdania. Czułam, że brakuje mi powietrza, że zaraz zacznę się dusić. Halo!
Pomóżcie mi! Przywróćcie mnie do normalnego stanu!
Podniosłam wzrok i zobaczyłam jego... Mój perfekcyjny
koszmar. Koszmar, który dopiero się zaczyna. Chciałam podnieść rękę, wskazać na
postać stojącą w kącie, ale nie mogłam. Nie umiałam opisać nawet tego, co
czułam, gdyż nie czułam nic prócz strachu. Słyszałam tylko stłumione krzyki
Bryana, Pani Williams, Mel oraz Susan, ale nie byłam w stanie im odpowiedzieć.
Postać zaczęła się przybliżać, uśmiechała się. Zupełnie jak we śnie. I got my
angel now.... To właśnie tego nie zdążyłam zaśpiewać. Mam swojego anioła,
upadłego anioła. Mam istotę, która mąci w moim życiu. Co się dzieje? Dlaczego nie potrafię tego zatrzymać? Czy
właśnie tak wygląda śmierć?
Pierwsze, co udało mi się dostrzec to biały sufit w sali
szpitalnej. Piszczące kroplówki dudniły niemiłosiernie w moich uszach, co
sprawiało, że chciałam na nowo iść spać. Ale zaraz? Czy ja spałam? Gwałtownie
przeszłam do pozycji siedzącej, przez co zabolała mnie głowa. Bryan podszedł do
mojego łóżka i pozwolił mi opaść z powrotem na miękką pościel.
-Cholera, co się stało?-zapytałam, łapiąc się za skronie.
-Naprawdę nic nie pamiętasz?
Czy coś pamiętałam? Pewnie, że nie! Spojrzałam na chłopaka,
który wydawał się być przerażony.
-O matko... Czy Mel?...
Ogarnął mnie niepokój i lęk, cholernie się bałam. Nie mogło
jej się nic stać, no nie? Melissa zawsze była silna, zawsze.
-Hej, hej, uspokój się.-Złapał moje trzęsące się dłonie.-Ona
żyje, nic jej nie jest. Teraz to o Ciebie powinniśmy się martwić. Na zajęciach
zemdlałaś, przywieziono Cię tutaj i nikt nie wie, co było powodem Twojego
zasłabnięcia. Lau, czy na pewno wszystko jest w porządku?
Jak to zemdlałam? Nigdy nie miałam takich problemów,
ostatnio dużo takich sytuacji miało miejsce. To chore.
-Jest okej, przecież byłam u lekarza, widziałam wyniki!
Bryan, boję się...
Zaczęłam płakać. Tak, bałam się. Pewnie ktoś uznał by mnie
teraz za wariatkę i powiedział, że wszystko sobie zmyśliłam, ale to nie tak.
Wszystko było prawdziwe, aż zbyt prawdziwe. Realne a zarazem przerażające.
Przesunęłam się i zrobiłam szatynowi miejsce. Poklepałam
puszystą kołdrę na znak, żeby usiadł. Zrobił to, objął mnie i pocałował w
czubek głowy.
-Nie wołaj nikogo-powiedziałam cicho.
Siedzieliśmy tak razem pogrążeni w lęku, strachu i bólu.
Obawialiśmy się przyszłości. Któż wie, co nam przyniesie?
Hej!
Mamy nowy rozdział i nowe sytuacje. Jak je oceniacie?
+Dodałam zakładkę "Pytania do bohaterów", więc
zapraszam:)
Dziękuję wszystkim komentującym, jesteście kochani! Każdy
komentarz wywołuje u mnie ogromnego banana na twarzy, haha. Dzisiaj nie przeciągam,
do napisania :*