piątek, 27 marca 2015

Rozdział 2

Ciemny, długi korytarz. Wszędzie panuje cisza,  od czasu do czasu można usłyszeć tylko moje łkanie. Podnoszę głowę i patrzę w głąb. To on.
Wysoka, masywna postać. Widać tylko jej zarys, ale ja dobrze wiem, że ten człowiek nie należy do moich przyjaciół.
Zbliża się powoli, śmiejąc się przy tym. Chcę uciec albo najlepiej zniknąć. Zapaść się pod ziemię. Chcę być bezpieczna.
-O-odejdź... –mówię, a po moich polikach spływają pojedyncze łzy.
Ale on nie słucha. Kieruje się w moją stronę. A ja głupia próbuję się cofać. Przecież nie ma drogi do ucieczki. Zostałam z nim sama.
Głowa wręcz mi pęka, a ręce trzęsą się niemiłosiernie.
Zbliża się. Powoli, ale zbliża.
Z każdym krokiem jest coraz bliżej mnie. Mój płacz zamienia się w szloch. Chcę krzyczeć "zostaw mnie", ale nie mam siły. Z trudem łapię oddech.
Świadomość, że on za chwilę będzie przy mnie po prostu mnie zabija. Ciekawe, co wykończy mnie pierwsze...
Opadam na podłogę. Moje kończyny są jak z waty. Nie mogę się poruszyć, nie umiem. Czuję się jak sparaliżowana. Tak bardzo chcę się podnieść, znaleźć stąd jakieś wyjście...
Patrzę na niego. Jest wystarczająco blisko, bym mogła zobaczyć jego twarz. Uśmiecha się. Ale nie jest to przyjazny uśmiech. Jest szyderczy i pełen zawiści.
Blond włosy opadają mu idealnie na czoło. Wygląda jak anioł... Ale aniołem nie jest.
Rozglądam się bezsensownie po pomieszczeniu. Próbuje jakoś udźwignąć się na łokciach, ale to nie skutkuje. Przełykam głośno ślinę, co rozbawia mojego upadłego anioła.
Dzieli nas tylko parę kroków. Widzę go całego. Z jednej strony jest przerażający, a z drugiej ma w sobie coś, co powoduje, że zaczynam myśleć o nim w inny sposób...

Kuca obok mojego bezwładnego ciała, wyciąga rękę...

Otworzyłam oczy. Oczy, z których leciały drobne łezki. Oddychałam ciężko, trzęsłam się. 
Czułam, że jestem cała spocona. Przetarłam ręką mokre czoło. Przymknęłam powieki, choć bałam się. Bałam się, że znowu go zobaczę. 
Ale... Kim on był? 
Ten sen... Nie wiem, co mam o nim myśleć. Zwykle nie miewałam koszmarów, ale ten wyjątkowo wpłynął na moją psychikę. Poczułam się inaczej. Nie miałam zielonego pojęcia, co to za uczucie. 
Tak, jakbym już kiedyś GO widziała. Ale przecież to niemożliwe, na pewno bym pamiętała. Otaczają mnie tylko ludzie ze szkoły, rodzina i sąsiedzi. Jestem pewna, że wiedziałabym, kim jest. 
Ale nie wiem. Nadal nie wiem. Poczekam. Może to tylko jakiś zwykły koszmar? Miewałam ich kilka w swoim życiu, pewnie to kolejny nic nieznaczący sen. 
Ale... W głębi duszy czułam, że jest inaczej.  I ta myśl była przerażająca. Była potworna.

 Zwlokłam się leniwie z łóżka i spojrzałam do lustra. Nie wiem, czemu to zrobiłam. Zawsze przeglądałam się dopiero po przyszykowaniu, bo wcześniej wyglądałam jak czupiradło... Czyżbym naprawdę się bała?
Przyjrzałam się sobie dokładnie. Wszystko było w porządku. No, z wyjątkiem moich poczochranych włosów, ale to już norma rano.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 6:30. Obudziłam się w sumie idealnie, zawsze wstawałam o tej porze, bym mogła spokojnie wyszykować się do szkoły.

Całą drogę autobusem Mel wypytywałam mnie o wczorajszy wieczór. Odpowiadałam jej tylko jakimś pomrukiwaniem. Byłam zbyt zajęta myśleniem o nocy i  tym dziwnym śnie. Sama nie rozumiem, dlaczego tak bardzo się tym przejmuję. Czuję, że coś jest nie tak.
W końcu przestałam odpowiadać na kolejno zadawane pytania Melissy, co trochę ją zdenerwowało. Nie lubiła ignorancji.
Resztę drogi spędziłyśmy w milczeniu. Blondynka najwidoczniej strzeliła focha, ale wiedziałam, że nie potrwa on długo.
Nie była typem osoby, która miała za złe jakąś drobnostkę. To chyba jedna z jej większych zalet.

To wszystko jakoś mnie przytaczało. Czułam się źle, czasem miałam zawroty głowy, a jeszcze innym razem miałam ochotę zwymiotować. Nauczyciele wielokrotnie pytali mnie, czy czasem nic mi nie jest. Mówiłam, że wytrzymam.
Na języku niemieckim było najgorzej. Mroczki przed oczami, bóle brzucha... Chciałam wybiec z sali, ale świadomość, że byłabym pośmiewiskiem dla całej klasy jakoś mnie powstrzymała.
Na przerwie wyciągnęłam butelkę wody i tabletki. Zawsze miałam je przy sobie, tak na wszelki wypadek. Wzięłam jedną i szybko połknęłam, po czym popiłam niegazowanym napojem. Miałam nadzieję, że to choć trochę pomoże.
Następna była historia. Całe szczęście, że siedziałam z Mel. Widziała, że niezbyt dobrze wyglądam, ale nie chciałam jej martwić, więc powiedziałam, że to pewnie chwilowe.
Ból z czasem ustawał. Te nasze leki to jednak cudo!
Mimo lepszego samopoczucia, nie mogłam się skupić. Nawet nie miałam pojęcia, o czym nawijał profesor Stewart.
Nauczyciel kazał zapisać temat lekcji, a ja natomiast nie posłuchałam. Otworzyłam ostatnią stronę zeszytu, wzięłam do ręki ołówek i zaczęłam rysować. Rysować człowieka ze snu.
Pamiętałam jego twarz doskonale. Jego blond włosy, brązowe oczy. Wszystko.
Dlaczego to zrobiłam? Nie powinnam myśleć o kimś, kto jest wytworem mojej wyobraźni. To głupie.
Ale ja nie umiałam się powstrzymać. To całkowicie mnie pochłonęło.
Musiałam podzielić się z kimś moimi refleksjami. Wyrwałam kartkę z zeszytu i napisałam liścik do Melissy.
"Miałam dziwny sen. Nie mogę przestać o tym myśleć. Co mam zrobić?"
Zgniotłam papier w kulkę i rzuciłam nim w stronę mojej przyjaciółki. Moja wiadomość poleciała jednak za daleko i wylądowała tuż pod nogami profesora. Schylił się i podniósł mój list.
-No, no, panno Marano... Nie zechciałaby panieńka podzielić się z nami swoim snem? Chętnie posłuchamy- powiedział mój niegdyś ulubiony pan od historii.
Czułam, jak się czerwienię. Cała klasa patrzyła na mnie wyczekująco. Boże, Lau! Ty to jednak jesteś głupia! Przecież Stewart surowo zabrania jakiejkolwiek komunikacji między uczniami na jego lekcjach... Mogłam pomyśleć wcześniej.
-Zabierz swoje rzeczy i zapraszam do dyrektora, młoda damo-rozkazał.
Pomyśleć, że kiedyś naprawdę go lubiłam. Ostatni raz spojrzałam na rysunek, który znalazł się w mojej torbie.  Zawiesiłam ją przez ramię, a książki i zeszyt wzięłam w ręce. Odsunęłam lekko krzesło i pośpiesznie wyszłam z sali.
No ładnie, jeszcze tego brakuje. Dzisiejszy dzień to totalna porażka.
Spuściłam głowę tak, że włosy zasłaniały mi twarz. Nie chciałam, by ktoś widział, że płaczę. Nagle poczułam, że w kogoś uderzyłam. Książki runęły na ziemię, a ja schyliłam się natychmiastowo, by je sięgnąć. Podniosłam jeszcze głowę, by sprawdzić, kim była osoba, z którą niestety się zderzyłam. Ale hol był pusty. Odwróciłam się jeszcze, by zobaczyć, czy czasem ktoś nie uciekł, ale nie. Byłam sama. Znowu. Tak jak we śnie.
Czuję się, jakbym była w labiryncie. Tylko czy da się z niego wyjść? A co, jeśli nie ma ucieczki?
Nie mogłam dopuścić, by mój koszmar stał się rzeczywistością. Nie mogłam. Nie mogłam. Nie mogłam.
Otworzyłam drzwi główne i szybko przez nie wybiegłam. Usiadłam na schodach i schowałam twarz w dłoniach.
Nie poszłam do dyrektora, ale wiedziałam, że ta lekcja była ostatnią i na pewno nie miałabym nieobecności.
Znowu czułam ból. Było mi duszno i gorąco, mimo że szkoła dawała mi cień.
Mogłam porównać do z wczorajszą sytuacją. Te szklanki, ucisk w klatce piersiowej. To nie należało do normalnych w moim wieku.

Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Wzdrygnęłam się i odwróciłam z przerażeniem oczy.
Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że to tylko Melissa.
-Nie strasz mnie więcej!-skarciłam ją, przeczesując ręką włosy.
Blondynka usiadła obok mnie i złapała mnie za rękę. Widziała widocznie, że coś jest ze mną nie tak.
-Co jest? Nie wyglądasz dzisiaj za dobrze...
Zaśmiałam się pod nosem. Ta to zawsze wie, co ma powiedzieć!
Nie wiedziałam, czy chciałam jej powiedzieć. Z jednej strony chciałam zapomnieć o tych potwornych godzinach męczarni w szkole i o tym koszmarze, a z drugiej musiałam się komuś wygadać. Ale czy ona mnie zrozumie?
-Po prostu trochę źle się ostatnio czuję-skłamałam. A może jednak powiedziałam prawdę? Może po prostu mój stan to tylko objawy jakiejś choroby? Muszę skontaktować się z lekarzem.

Hejka!
Przepraszam, że mnie tyle nie było, ale szkoła powoli mnie wykańcza. Pocieszam się, że zostały tylko 3 miesiące! Równe 3 miesiące i jestem wolna ♥ Kocham wakację, chyba jak każdy uczeń, no nie?
Chciałam tylko podziękować za tyle miłych słów w komentarzach! To naprawdę motywuję i sprawia, że się uśmiecham. Jesteście najlepsi! ♥♥♥ 

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 1

Mam na imię Laura. Jestem cichą dziewiętnastolatką o brązowych oczach i włosach. Od dwóch lat mieszkam sama w Los Angeles, gdyż moi rodzice wraz z siostrą Vanessa przeprowadzili się do Nowego Orleanu. Nie chciałam jechać z nim ze względu na moją przyjaciółkę-Melissę. Znamy się od przedszkola. Nie zniosłabym rozłąki z najważniejszą osobą w życiu.
Mama, tata i Van wpadają od czasu do czasu na weekendy czy inne uroczystości.
Tęsknię za nimi, jednak nie narzekam. Żyje mi się tutaj dobrze. Ojciec płaci za mieszkanie co miesiąc, przesyła mi też trochę grosza na wyżywienie. Zazwyczaj sama coś przygotuję, jednak czasem jem na mieście.
Postanowiłam, że po skończeniu szkoły zajmę się poszukiwaniem pracy. Nie chcę być ciągle na utrzymaniu rodziców. Pragnę być niezależna. Tylko tyle.
Śpiewam od 7 roku życia. Od małego uwielbiałam muzykę. Zawsze była dla mnie najpiękniejszą rzeczą na świecie, a śpiewanie sprawia mi niesamowitą radość. Dzięki temu mogę wyrazić to, co czuję. To piękne.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz? -zapytała Mel.
Wyrwałam się z rozmyślań i przytaknęłam lekko głową.
Blondynka westchnęłam tylko. I rzuciła się na łóżko.
-Lau, miałam ci przecież pomóc, a ty jak zwykle odpływasz i myślisz o niebieskich migdałach...
Przysiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem. Miała rację. Zbyt często koncentrowałam się na tych nieistotnych sprawach, całkowicie zapominając o  ważniejszych.
-Przepraszam. Masz rację-powiedziałam cicho- Zabierzmy się do pracy.
Niechętnie wstałyśmy z wygodnego wypoczynku. Przyjaciółka podeszła do szafy i zaczęła szukać w niej jakiś przydatnych na dzisiejszy wieczór ubrań.
-Może to?-Wyciągnęła jakąś czerwoną mini z odkrytymi plecami.
Pokręciłam przecząco głową. Nie chciałam żadnej wzywającej sukienki, nie dzisiaj.
Dziewczyna wyszukiwała coraz to bardziej wymyślne stroje, co niezbyt mi opowiadało. Marudziłam i kręciłam losem, żeby tylko znalazła coś odpowiedniego.
-Chcesz ładnie wyglądać czy nie? Pamiętaj, to Bryan ma się zachwycać-pouczała mnie Mel.
Bryan jest moim chłopakiem. Spotykamy się od niecałego roku. Jestem z nim szczęśliwa. Daje mi poczucie bezpieczeństwa.
Dzisiaj zabiera mnie na randkę, bo stwierdził, że ostatnio nic dla mnie nie robi.
Wystarczy, że jest.
Dopchałam się do szafy, dotykając się o stertę ciuchów, które walały się po podłodze. Musiałam coś zrobić, zanim mój pokój zamieni się w jeden wielki bałagan.
Wyciągnęłam z półek zwykły, biały t-shirt, czarne rurki i beżowy sweterek. Stwierdziłam, że to będzie najwygodniejszy look.
Mel straciła mnie wzrokiem, jednak się tym nie przejęłam. Musi zaakceptować mój wybór.
Popędziłam do łazienki, by szybko się przebrać. Miałam niewiele czasu, musiałam się pośpieszyć.
Wyjęłam z kosmetyczki kilka najpotrzebniejszych kosmetyków i wróciłam z powrotem do pokoju. Usiadłam przed lustrem i zaczęłam robić sobie makijaż. Melissa ciągle nawijała, co doprowadzało mnie do szału. Czasem jest naprawdę denerwująca, ale kocham ją najmocniej na świecie.
Przyzwyczaiłam się już do jej paplaniny, więc łatwo było mi ją ignorować.
Nałożyłam podkład, pomalowałam powieki złotym pudrem i dodałam tusz do rzęs. Usta zostawiłam naturalne, gdyż nie przepadałam za dużą ilością kosmetyków na twarzy. Włosy rozpuściłam i dopilnowałam, by ładnie się ułożyły. Zostało mi jeszcze parę minut, więc stwierdziłam, że posprzątam ten bałagan. Zbierałam z ziemi rzeczy i rzucałam je do otwartej już szafy. Nawet ich nie składałam, co było głupie, ale trudno... Później je wyprasuję.
Usłyszałam dzwonek, więc szybko zbiegłam na dół. Podbiegłam pędem do wyjścia i otworzyłam drzwi. Rzuciłam się Bryanowi na szyję, a on delikatnie musnął moje  czoło, śmiejąc się przy tym radośnie. Zeskoczyłam z niego i pocałowałam go lekko w usta.
-Gotowa? -szepnął mi do ucha.
Uśmiechnęłam się, a on złapał za moją rękę i okręcił mnie zwinnie. Wybuchłam gardłowym śmiechem, co nie uszło nieuwadze mojej przyjaciółki. Ciekawska Mel od razu przybiegła do nas. Była zawiedziona, widząc mnie wtuloną w szatyna, a nie jakieś naprawdę fascynujące zdarzenie.
-Idziecie już, czy nie? -zapytała groźnie, lecz w jej głosie można było wyczuć nutkę sarkazmu. Całą trójką wyszliśmy na zewnątrz. Było naprawdę ciepło i przyjemnie. Chłodny wiaterek, a do tego lekkie promyki słońca...
Zamknęłam drzwi i schowałam klucze do torebki. Pożegnałam się z blondwłosą, która życzyła nam miłej zabawy. 
Ja i Melissa nie mieszkamy razem, choć bardzo bym tego chciała. Ona gnieździ się ze swoim chłopakiem w małym mieszkanku niedaleko mnie. Cóż, może kiedyś?
Bryan trącił mnie delikatnie swoją dłonią, jakby pytając się o pozwolenie. Zaśmiałam się w duchu i splotłam nasze palce w jedność.
Nie miałam pojęcia, gdzie tym razem mnie zabierze. Kino, kręgielnia? Nie... To nie w jego stylu.
Szliśmy wolniutko, nie spiesząc się nigdzie, przez co było mi bardzo miło.
W końcu dotarliśmy do tajemniczego miejsca. Rozwarłam usta z zachwytu. Tam było... pięknie. Rozejrzałam się po okolicy. Plaża, morze, zachód słońca, malutki lasek i pełno kolorowych kwiatów, na których sam widok uśmiechałam się szeroko. Ich zapach musiał być równie cudowny podbiegłam do jednego z nich i zaciągnęłam się jego aromatem.
Wszystko było takie wspaniałe, niesamowite... Odwróciłam się tylko w stronę Bryan. Przecież to on pokazał mi to niezwykłe miejsce.
-Tu jest jak w raju!-krzyknęłam i wpadłam w jego ramiona. Objął mnie delikatnie i pocałował w czubek głowy.
-Wiedziałem, że ci się spodoba-odpowiedział czule.-A teraz chodź.
Na mojej twarzy pojawił się podstępny uśmieszek. Złapałam go za ramiona i wskoczyłam mu na plecy. Zaśmiał się, spuszczając przy tym głowę.
Owinęłam nogi wokół jego pasa, aby tylko nie spaść. Chłopak skierował się w stronę morza. Szliśmy brzegiem, a wiatr delikatnie muskał nasze policzki.
Słyszałam obijające się o skały fale, latające mewy oraz nasze ciche śmiechy.
Ta chwila była piękna. A najlepsze w tym wszystkim było to, że byliśmy sami.
Nie wiem, skąd on wynalazł to miejsce, ale jest to bezsprzecznie najlepsza plaża, na jakiej byłam. Bez wahania mogę nazwać tę okolicę rajem.
Szatyn zaprowadził mnie w stronę ogromnych kamieni. Przysiedliśmy na nich, by móc obserwować zadziwiającą naturę.
Delikatnie pocałowałam Bryana w policzek, na co zrobił minę zbitego psa. Przewróciłam oczami i wpiłam się w jego usta. To miało być podziękowanie za ten fantastyczny wieczór.
Nawet nie zauważyłam, kiedy słońce całkowicie zaszło. Nachyliłam się, by sprawdzić temperaturę wody. Zamoczyłam rękę, ale po chwili nie tylko ona była mokra...
-Bryan!-wrzasnęłam, wynurzając się z wody.
Chłopak nie mógł przestać się śmiać.
-To, że chciałam sprawdzić, czy woda jest ciepła, nie oznaczało, że mam ochotę na kąpiel!
Byłam cała przemoczona, wliczając w to nawet trampki. Skarciłam go wzrokiem, jednak nie umiałam się na niego złościć.
Przetarłam oczy, które piekły mnie od słonej wody. Było okropnie zimno. Całe szczęście, że miałam chociaż grunt pod nogami. Wspięłam się na głaz i całkowicie wyszłam z morza. Wykręcilam swoją bluzkę, z której poleciało mnóstwo wody.
Trudno, zaraz wyschnie.
Ignorując gęsią skórę, usiadłam z powrotem na swoje miejsce.
Oparłam głowę o ramie szatyna i złapałam go za rękę. Wsłuchiwałam się w ten spokojny szum, przyglądałam się przyrodzie... Podobało mi się Spędziliśmy ponad godzinę na rozmawianiu o nas, o naszej przyszłości. Nawet nie zauważyłam, kiedy ten czas zleciał.
-Zbieramy się? -zapytałam. Było już dosyć ciemno i chłodno, więc pomyślałam, że czas przenieść się do domu.
Wstałam z wielkiej skały i otrzepałam spodnie. Kątem oka zauważyłam zarys jakiejś postaci. Odważyłam się spojrzeć na nią, jednak panował mrok, a tajemniczy osobnik zasłonięty był gałęziami drzew. Nie mogłam go rozpoznać. Odwróciłam się do Bryana, by powiedzieć mu, że nie jesteśmy sami. Gdy obejrzeliśmy się z powrotem, jego już nie było.

Zignorowałam to, myśląc, że to pewnie jakiś starzec, który wyszedł na wieczorny spacer. Plaża była dla wszystkich, on miał prawo tam przebywać. 


Wróciliśmy do domu parę minut później. Drzwi wejściowe były otwarte, co mnie zdziwiło, jednak się tym nie przejęłam. Często o czymś zapominam, pewnie tym razem zapomniałam ich zamknąć. Nasza okolica jest spokojna, więc do żadnego włamania nie mogło dojść. 
Rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie i włączyliśmy telewizor. Przewijałam kanały, szukąjąc jakiegoś ciekawego serialu, jednak nie mogłam znaleźć nic godnego mojej uwagi. 
-Chcesz się napić? 
Chłopak przytaknął, więc wstałam i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam dwie szklanki i sok pomarańczowy z lodówki. Nalałam ostrożnie napoju i wrzuciłam tam po dwie kostki lodu. Wzięłam naczynia  i ruszyłam w kierunku salonu. Zatrzymałam się nagle i poczułam ucisk w klatce piersiowej. W jednej chwili straciłam czucie w dłoniach, a szklanki runęły z hukiem na podłogę. Spojrzałam na moje trzęsące się ręce z przerażeniem. Po paru sekundach ból ustał i wszystko wróciło do normy. 
Bryan przybiegł do kuchni i stanął nad roztrzaskanym szkłem. 
-Przepraszam-szepnęłam, a z moich oczu poleciały pojedyncze łzy. Wyciągnęłam z szafki szczotkę i ukucnęłam z nią nad wylanym sokiem i rozbitymi szklankami. Zmiotłam je dokłodnie, po czym wyrzuciłam do śmieci. Wskoczyłam na blat kuchenny i przypatrywałam się w osłupieniu podłodze.
Co to było? Nigdy nie miałam takich sytuacji. Nie byłam na nic chora, a paraliż chyba niezbyt dobrze świadczył o moim zdrowiu. I ten ból w klatce... To conajmniej dziwne, tym bardziej w moim wieku.
Jeśli sytuacja się powtórzy, wybiorę sie koniecznie do lekarza.



Heeej! 
Mamy rozdział number one ;3 
Nie ma Ross'a. I przez jakiś czas go nie będzie... Już widzę wasze zawiedzione miny, hihi. 
Ale wytrzymacie, no nie? 
Jejku, już nie mogę się doczekać, kiedy to wszystko się rozkręci. Myślę, że będziecie zaskoczeni! Ciągle mam nowe pomysły, które chcę jak najszybciej zrealizować. 
PS: Kto zauważył trzy dziwne rzeczy w tym rozdziale? 

Komentujesz=motywujesz

piątek, 13 marca 2015

Prolog

A czy Ty wierzysz w duchy?
A może uważasz, że to tylko twór Twojej bujnej wyobraźni? Może uważasz, że wszystkie te rzeczy to jedna wielka bzdura?
Mylisz się.
One istnieją. Są wśród nas.
Zaufasz im?





Hejka! :)
Przybywam z kolejnym blogiem, myślę że ciekawym. Po samym tytule możecie wywnioskować, o czym on będzie.
Prolog taki kótki, bo nie przepadam za długimi, ale chyba oddaje klimat. Mam nadzieję, że każdy obejrzał zwiastun.
Nie mogę się doczekać, kiedy wstawię I rozdział :3 Dodajemy się do obserwatorów! :))
Okej, to chyba na tyle. Do zobaczenia!

Komentujesz=motywujesz