środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 16 cz.1

Minął dokładnie tydzień, odkąd ostatni raz widziałam Rossa. Nie ukazywał mi się, nie straszył mnie i nie śnił mi się. To zdecydowanie mnie cieszyło, ale czy mogłam być szczęśliwa ze świadomością tego, kim jestem? Niby wiedziałam wszystko, ale czułam się zagubiona. Byłam jak statek na środku oceanu. Na razie panował spokój, ale pewne było, że za jakiś czas nadejdzie sztorm i będzie próbował doprowadzić mnie do stanu wyniszczenia. Tym sztormem niewątpliwie był Ross.
Wtargnął do mojego życia nagle, bez uprzedzenia, burząc mój spokój. Wprowadził wiele zmian, a niektóre z nich najprawdopodobniej zostaną ze mną na zawsze. Jestem przekonana, że po prostu chciał zniszczyć mnie całą. Jednak po burzy musi być tęcza, a ja zdecydowanie mogę powiedzieć, że ten tydzień bez niego był właśnie jej odzwierciedleniem. Spałam spokojnie, wstawałam rano bez żadnych zmartwień i bez problemu szłam do szkoły. Bóle ustały, halucynacje również. Ale co to dało, kiedy w mojej głowie i tak rodziło się mnóstwo pytań, na które odpowiedzi nie znałam? Niby mogłam funkcjonować tak jak poprzednio, ale i tak moje obawy co do pewnych rzeczy nie zmiejszyły się, a być może i na odwrót. Bałam się coraz bardziej i nie miałam nikogo, z kim mogłabym o tym porozmawiać. Ross był tym, który to wszystko zaczął, lecz zamiast skończyć, on po prostu to zostawił.
Wyszłam z domu sprawdzając dokładnie, czy na pewno go zamknęłam. Wsiadłam do swojego auta, które udało mi  się kupić głównie na dzisiejszy dzień. Miałam odłożonej trochę gotówki, więc stwierdziłam, że zakup samochodu wcale nie jest takim głupim pomysłem. Miałam szybciej do szkoły, poza tym zmniejszyło się ryzyko, że wpadnę na Lyncha. A chyba najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że zaniedbał również praktyki w naszej klasie. Cóż, dla mnie to zdecydowanie lepiej, przynajmniej nie muszę na niego patrzeć.
Ruszyłam z podjazdu, włączając głośno muzykę. Skupiłam się na drodze, choć moje myśli i tak krążyły ciągle wokół jednej osoby, a mianowicie tajemniczego blondyna. Mimo że bardzo chciałam przestać w końcu myśleć o jego irytującej twarzy, po prostu nie mogłam.
Po dokładnym przemyśleniu stwierdziłam, że wyjazd do ciotki dobrze mi zrobi. Nie mieszkała tak daleko, drogę znałam na pamięć, więc nic raczej stać się nie mogło. Ciotka Eva zawsze wiedziała najwięcej o naszej rodzinie, to ona zawsze opowiadała mi różne historie dotyczące moich przodków, więc wyjazd do niej i podpytanie o Rossa na pewno mi nie zaszkodzi. Jeśli byłam tym, o czym mówił mi chłopak, ona na pewno musiała o tym wiedzieć.
Jazda szła mi dosyć dobrze, nie było korków ani tłoku na drogach, co uważałam za plusy. Niestety jednym wielkim minusem była pora, jaką sobie wybrałam. Po ponad godzinie jazdy niebo zaszło chmurami, widoczność zmniejszyła się, a ja musiałam wytężyć swój wzrok oraz czujność. Na moje nieszczęście w radiu zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka, co tylko zwiększyło moją dekoncentrację. Próbowałam jednak zapanować nad sobą i nie popadać w panikę, przecież za kilkadziesiąt minut cel mojej podróży zostanie osiągnięty. Tylko jak do cholery mam być spokojna, kiedy dosłownie pare metrów przed moim samochodem stoi człowiek? Zahamowałam szybko, nie chcąc doprowadzić do jakiegoś nieszczęśliwego wypadku. Auto zatrzymało się, a ja opadłam na siedzenie, niespokojnie oddychając. Mężczyzna stał do mnie tyłem, co trochę zbiło mnie z tropu. Przed chwilą prawie go rozjechałam, a on w ogóle się tym nie przejął? Pokręciłam głową z westchnięciem i odpięłam pasy, po czym wysiadłam z samochodu. Podeszłam trochę bliżej, ale gdy tylko zrozumiałam, kto przede mną stoi, wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Znowu ty?
Wtedy blondyn odwrócił się, a na jego twarzy malował się ten sam irytujący uśmieszek co zawsze. Nie mogłam uwierzyć, że znowu mi przeszkodził. Był tylko wkurzającym idiotą, a potrafił znacznie pogorszyć i mój humor, i moje samopoczucie.
-Liczyłem na lepsze powitanie. Coś w stylu "Witaj kochanie, jak się masz po tylu dniach rozłąki?' - Podszedł do mnie trochę bliżej z szerokim uśmiechem na twarzy. No tak, mogłam spodziewać się, że znów zacznie doprowadzać mnie do szału.
-Daruj sobie Lynch, nie jesteś zabawny - mruknęłam, wywracając oczami. Nie zamierzałam zbytnio z nim dyskutować, jedyne na czym mi zależało, to dowiedzieć się, dlaczego znów mnie odwiedził. - Czego chcesz?
Ten przystanął w miejscu, założył ręce na piersi i zlustrował mnie wzrokiem.
-Naprawdę jesteś aż tak głupia, żeby jechać do cioci i o wszystkim jej mówić?
Zmarszczyłam brwi, nie bardzo wiedząc, co mu odpowiedzieć. Po pierwsze obraził mnie, a po drugie sam właśnie przyznał, że czyta mi w myślach. Widocznie nie wiem jeszcze wielu rzeczy.
-Nie jestem głupia, po prostu chce się czegoś o tobie dowiedzieć - wzruszyłam ramionami. - I to chyba jedyny sposób. Poza tym nie możesz mi tego zabronić.
Wybuchnął głośnym śmiechem, co tylko wzbudziło we mnie jeszcze negatywniejsze emocje. Ten dźwięk był mi tak znany, a tak znienawidzony. Dosłownie wszystko we mnie buzowało.
-Kochanie, jesteś za słaba, żeby ze mną walczyć - powiedział cicho i jeszcze bardziej się do mnie przybliżył, był naprawdę bardzo blisko. - Zresztą mi nie powinnaś się sprzeciwiać.
Odsunęłam się trochę, żeby być jak najdalej niego, jednak po chwili uderzyłam w samochód. Nie mogłam dalej się ruszyć, a on to wykorzystał i podszedł bardzo blisko mnie tak, że dzieliło nas pare centymetrów.
-Mała, bezbronna Laura - zaśmiał się, przyglądając mi się uważnie. - Tyle rzeczy mógłbym z Tobą teraz robić, tylko spójrz... Jesteśmy tu sami, obydwoje jesteśmy wkurzeni, a czasem trzeba wyładować emocje. Znam jeden bardzo przyjemny sposób.
Pokręciłam głowa i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, chcąc go odsunąć. Jego słowa mnie po prostu brzydziły, on sam był naprawdę ohydny, a jego zachowanie po prostu mnie od niego odrzucało. Przyznam szczerze, że być może podobałoby mi się to, jednak nie w tej sytuacji i nie z nim.
-Odsuń się - mruknęłam, próbując wyrwać mu się i wsiąść sprawnie do auta, jednak on  jak zwykle był za silny. Zawsze ze mną wygrywał.
-Naprawdę myślałaś, że to już koniec? Że sobie odejdę i już nigdy nie wrócę? Och Marano, czasem jesteś naprawdę głupiutka - parsknął śmiechem, kładąc dłonie na moich biodrach - Nigdy nie odejdę. Jestem z tobą przez cały czas, nie widzisz mnie, nie wiesz, gdzie się ukrywam. Nie zdajesz sobie sprawy jak fajnie jest cię obserwować.
Prychnęłam głośno i gwałtownie go popchnęłam, tym razem to poskutkowało. Odsunęłam się o pare metrów i spojrzałam na zdezorientowanego chłopaka. Chyba nie spodziewał się, że tak go potraktuję. I dobrze, niech wie, że nie dam mu się zastraszyć. Nie byłam słaba, tak jak myślał. Byłam silną dziewczyną, może czasem trochę naiwną, ale silną. Wiedziałam, że nie mogę dać mu się sprowokować, że muszę walczyć, a on kiedyś i tak ze mną przegra. Ostateczny wyścig musiałam wygrać ja, a Lynch musiał posmakować przegranej.




Przepraszam znowu za tak długą nieobecność, nie miałam ani siły, ani ochoty na pisanie. Poza tym wena mnie opuściła, co widzicie po tym rozdziale. I tak, podzieliłam go na dwie części, bo  chcę coś w końcu wstawić!! Drugą część postaram się wstawić przed świętami. Jeśli ładnie się spiszecie z komentowaniem, być może dam jakąś małą niespodziankę w kolejnej części:-)